Chłopiec staje się mężczyzną przez podejmowanie zadań pozornie ponad jego siły i możliwości, bo tylko tak staje się silnym i przerastającym wciąż swoje ograniczenia.
Kiedy się czyta „Przygody Piotrusia Pana” (czy teraz „Piotruś Pan i Wendy”), to ów Piotruś jest zlepkiem marzeń większości chłopców: o nieograniczonej wolności i brawurowej odwadze, o podniecających przygodach i zwycięskich walkach, o nadludzkich możliwościach i spektakularnych popisach, o zdobywaniu, odkrywaniu, porywaniu, uwodzeniu i niekończącej się niedojrzałości w Nibylandii. Nawet powstał film o autorze baśni pt. „Marzyciel”.
Cóż, marzenia były zawsze ważne jako inspiracje, ambicje, zaczątki dążeń i osiągnięć. Gorzej, gdy marzyciel zamykał się w owej Nibylandii, by uciec od prawdziwego życia, nigdy nie stając się ani mężczyzną, ani bohaterem, ani ojcem, ani czyimkolwiek przyjacielem. I ów marzyciel nigdy nie miał większych ku temu możliwości niż teraz.
Można bowiem uciekać od męskości w jej pozory czy… protezy, nawet przez długie lata, nigdy do niej nie dorastając. Od wieków bowiem we wszystkich kulturach chłopiec musiał według różnych rytuałów być poddany przejściu ze świata dzieci i kobiet do świata dorosłych mężczyzn. Niestety, w naszej kulturze tego teraz zabrakło, stąd mamy mnóstwo maminsynków i pętaków, a coraz mniej mężczyzn i ojców.
Na czym tak w wielkim skrócie polegało owo przejście chłopca i wtajemniczenie go w męskość?
- Na oderwaniu od matki i jej pieleszy
- Na pójściu za (duchowym) przewodnikiem
- Na przejściu przez kilka trudnych prób: odosobnienia, upokorzenia, głodu i pragnienia, zagrożenia i walki (upolowanie drapieżnika), przezwyciężenia strachu i bólu, doznania zranienia
- Na uroczystym pasowaniu-mianowaniu go na wojownika, łowcę, rycerza. Działo się to pod dyskretną opieką mężczyzn z rodziny czy szczepu, ale chłopiec musiał przewalczyć w sobie to, co słabe, tchórzliwe, samolubne, zarozumiałe, niesamodzielne, dziecięce jeszcze…
Po tym wtajemniczeniu już nie wracał do mamy i do dzieci, inaczej się ubierał, co innego już robił i był traktowany jak dorosły. Co teraz w naszej kulturze jest choćby namiastką takiego przejścia? Pójście do gimnazjum? Matura? Stopnie harcerskie? Fala w wojsku, którego już nie ma? Owszem, w kościele są jeszcze jakieś formy tegoż dla ministrantów, bierzmowanych, ale na pewno nie spełnia to swojej roli i nie jest jakimś progiem dojrzałości.
A jednak te odwieczne potrzeby wciąż w chłopcach są – nawet w tych wychowanych na przez same kobiety na maminsynków, pacyfistów i miłośników rzadkich żyjątek. Dlatego, gdy pojawiła się nowa przestrzeń eksploracji i coraz to bardziej perfekcyjnej symulacji poprzez komputer, gry i Internet, mnóstwo chłopców w najrozmaitszym wieku weszło w nią jako poszukiwacze skarbów, odkrywcy, łowcy, wojownicy i zabijaki, gladiatorzy i rycerze, magowie i kapłani, królowie i władcy, zdobywcy szyfrów i twierdz, brawurowi ryzykanci, zwycięzcy, donżuani i casanowy, komandosi i policjanci, demony i zbawiciele etc.
Ale także jako podglądacze, złodziejaszki, psotnicy, kawalarze, złośliwe gnomy, przebierańcy, tchórzliwi pozoranci, nałogowi kłótnicy etc. Wystarczy popatrzeć, jakie przybierają nicki, awatary, jakie przypisują sobie cechy, na ile forach bywają, ile dziewczyn uwodzą, jaką bronią operują, ile walk i gier wygrywają. Jacy są tam wspaniali, czarujący, nieskrępowani, niezwyciężeni, doskonali… tylko że wciąż w Nibylandii – z podobnymi sobie Piotrusiami Pan(i)ami i Kapitanami Hakami.
Tylko że mimo tak wielu niby-walk, niby-zwycięstw, niby-podbojów, niby-wygranych nikt im nie przyznaje wszem i wobec w realnym świecie tytułu prawdziwego mężczyzny, bohatera, króla, kapłana, ojca, mędrca. I im dłużej i sprawniej poruszają się w komputerowej Nibylandii, tym gorzej im idzie w szkole, w domu, w religii, w obowiązkach, w przyjaźniach, w pracy, w miłości, w ojcostwie, w wychowaniu. Tu są nadal tacy jak owi chłopcy – jeszcze nieoderwani od mam i niepoddani próbom, niewprowadzeni do świata prawdziwych osiągnięć i zwycięstw.
Co z tego, że tam przez setki godzin walczą i zwyciężają, jeśli tu tchórzliwie uciekają, przegrywają bez walki. Co z tego, że tam ryczą prawie jak lwy na forach, komunikatorach, portalach, jeśli tu nie potrafią rozmawiać, dyskutować, opowiadać dziecku, nauczać, przekonywać. I są wciąż jak Piotruś Pan – coraz bardziej nijacy i smutni, bo jest to kolor niedorastania i niespełnienia. Nie jest się bowiem panem, gdy się „panuje” nad wirtualnymi krainami, ale gdy się panuje nad sobą samym i prawdziwie męskimi wyzwaniami. Ale do tego trzeba przestać być Piotrusiem, a stać się Piotrem jak ten rybak z Ewangelii. Ot, co…
Foto: Marcos Dias/Flickr/CC BY-SA 2.0
Leave a Reply