I tak, rodzice spędzali czas na warsztatach w sobotni dzień, a ja z ich synem słuchaliśmy silników V12.
Akademie rodziców, kursy „Jak być dobrym tatą/mamą”, warsztaty i treningi „skutecznego rodzica” – mamy szereg ofert na rynku, które mówią nam: bez nas sobie nie poradzicie, wiemy jak wam pomóc – a w rzeczywistości – jak sprawić, byście nam zapłacili, wierząc, że to dla waszego dobra i dla dobra waszych pociech.
Wiadomo, że każdy zdrowy rodzic chce jak najlepiej wychować swoje dzieci. W dobie „dzieciocentryzmu”, czyli choroby wynikającej z – po pierwsze – coraz późniejszego rozmnażania, po drugie – posiadania jednego dziecka (często i jednego wnuka), rodzice zrobią wszystko dla swego jedynaka.
Ksiądz prowadzący kurs przedmałżeński, na który przyszło mi uczęszczać wraz z moim ówczesnym narzeczonym, opowiedział nam historię, która może pomóc w walce z tą chorobą.
Sam był jedynakiem, wokół którego wszyscy „tańczyli”. Kiedy rodzice wzywali go na obiad, mówił zwykle: zaraz i niespiesznie przychodził. Czekał na niego duży kotlet „do wyboru do koloru”, przez co był dzieckiem z nadwagą i wciąż – już jako osoba dorosła – z nią się boryka. W kontrze do swojej sytuacji, opisał realia zaprzyjaźnionej z nim rodziny wielodzietnej. Kiedy mama woła swoje pociechy na obiad, żadne z nich nie mówi: zaraz, tylko przybiegają szybko, bo wiedzą, że za chwilę kotlety mogą zniknąć. Ta nieco żartobliwa historia porusza dość ważny temat, jakim jest rozpieszczanie jedynego dziecka, często kosztem jego prawdziwego dobra.
Jak być dobrym rodzicem i nie zwariować?
Nie jestem wielką specjalistką, ponieważ sama, niestety, nie posiadam jeszcze dzieci. Mimo to opiekowałam się w swoim życiu dziećmi w różnym wieku i z różnych środowisk, a doświadczenie niani plus zainteresowanie tematyką psychologii dziecięcej pozwoliło mi z dystansu spojrzeć na wiele problemów, z którymi borykają się rodzice i ich dzieci.
Jeremi miał 2 i pół roku, kiedy zaczęłam się nim opiekować. Praktycznie przez prawie rok czasu rzadko kiedy widziałam jego tatę, a mama wracała jak na warszawski standard przystało – po 17. Pewnego razu poprosiła mnie, bym zajęła się ich synkiem także w sobotę, ponieważ idzie z mężem na kurs „Jak być dobrymi rodzicami”. Miałam na końcu języka, że może lepiej zamiast takiego kursu, wybrać się razem w trójkę na jakąś wycieczkę, jednak rolą niani nie są porady psychologiczne i przeprowadzenie terapii rodzinnej – wiele rodziców nie lubi, kiedy ktoś wtrąca się bez ich zgody w sposób, w jaki wychowują dzieci.
Zdziwiłam się więc, ponieważ widziałam w Jeremim ogromny brak ojca w jego życiu i zapytałam, czy wobec tego mogę zabrać chłopca na wyścigi Ferrari, które akurat mają być w centrum. I tak, rodzice spędzali czas na warsztatach w sobotni dzień, a ja z ich synem słuchaliśmy silników V12.
Potem , na szczęście, mama Jeremiego powiedziała, że to była strata czasu, ale jak zwykle – mądry Polak po szkodzie. Dopiero wówczas mogłam powiedzieć, że od razu tak myślałam.
Rodzicu, nieważne jaki jesteś, każdy popełnia błędy! Nie daj się modnemu marketingowi. Dla dziecka najważniejszy jest Twój czas, który mu poświęcasz. Więcej skorzysta z „Akademii Rodzica”, jeżeli zamiast niej, weźmiesz swoją pociechę na spacer, basen, czy po prostu BĘDZIESZ!
Foto: dreamstime.com/royalty-free-stock-photography-happy-family-image14070887
Myślę, że Akademie Rodziców wcale nie są tu problemem. I dobrze,że rodzice jeszcze chcą, szukają, starają się chociaż tak, jak umieją. Większość rodziców ma poczucie,że na tego schabowego właśnie tyrają tyle godzin, biorą nadgodziny,pracują w domu nocami. Bo wychodzą z założenia, że najpierw trzeba dziecku dać schabowego. A potem kolejkę, balet, j.angielski itd. Czas dla dziecka rodzice+dziecko (jedno!) jest dużo bardziej wymagającą sprawą.