…wiemy, że dzisiaj jest Zofii. To jest taka bardzo ciekawa osoba, która ponoć miała trzy córki…
Niewielka. Niewielka żółta. Książeczka.
Niewielka żółta książeczka, na okładce postać mocno już sędziwego pana.
Odzianego w knabit (to znaczy w habit).
A skoro habit, czyli Knabit – Ojciec Leon Knabit – to, myślę sobie, można się spodziewać solidnej porcji gawędziarstwa. Właśnie! Ojca Leona myśli na dobry dzień to na pozór zbiór niewiele wnoszących gawęd, pociesznych anegdotek. Do zbawienia niekoniecznie potrzebnych. I można by rzec więcej: „czyta się to, czyta, no i nic z tego bajdurzenia nie wynika!”
Jednakże obcując trochę dłużej z tekstami benedyktyna z Tyńca zaczyna przesiąkać się powoli tym ciepłem, jakie charakteryzuje wypowiedzi i styl bycia zakonnika. Wymaga to oczywiście nieco czasu. Najlepiej, zgodnie z zamysłem Autora, czytać niewielkie fragmenty, z rana, zabierając ze sobą na cały dzień jakąś myśl, do której można powracać potem w odpowiednich chwilach. Myśl poddaną przez osobę, która ma zbyt wiele lat na karku, by łudzić się, że jej idee zbawią świat, a której, zdaje się, jedyną ambicją jest wlać trochę kolorytu w życie słuchacza.
Okazuje się jednak, że na tym nie koniec. Ciepło obecne w formie otwiera w końcu na bogactwo treści obfitującej w dojrzałe przemyślenia. Przedziwna to mądrość tego sędziwego mnicha – prosta, bardzo prosta, wciąż twardo zakorzeniona w rzeczywistości, a zarazem na wskroś ewangeliczna. Człowiek blisko stuletni nie trzyma się niczego innego – powtarza jedynie najprostsze przesłanie Ewangelii. I najtrudniejsze zarazem. Trudno jest wierzyć, trudno jest mieć nadzieję i bardzo trudno kochać. Nie znajdziemy tu skomplikowanej filozofii, złotych rad czy odpowiedzi na rozmaite dylematy moralne. Tyniecki Gawędziarz ze starczą upartością wykłada wciąż jedno i to samo:
…ale powtarzam raz jeszcze: wierzyć, mieć nadzieję, miłować!
Leave a Reply