Rzeczywistość Nepalu wciąż zaskakuje, a zwłaszcza w Katmandu. Kiedyś usłyszałem zadziwiającą historię o istnieniu żywej bogini, która miała być wcieleniem pewnego lokalnego bóstwa. Sam sobie się dziwię, że jeszcze się czemuś dziwię, ale dziwić czasem się trzeba. Niejednokrotnie żeby dobrze zrozumieć pewne rzeczy, trzeba się zadziwić się i postawić pytania w sposób jak najprostszy. Zapytałem więc mojego znajomego Nepalczyka o trochę szczegółów na temat „bogini”. Charles wyjaśnił mi, że chodzi o Kumari Dewi, która według miejscowych wierzeń jest wcieleniem bogini Taledźu Bhawani, w Indiach bardziej znanej jako Durga.
Kumari jest wybrana spośród dziewcząt z buddyjskiej kasty śaków, czyli złotników, należących do nepalskiego ludu Newarów, zamieszkujących dolinę Katmandu. Z tej samej kasty wywodził się także sam Budda. Chociaż wybierana jest spośród buddystów, jednakowo czczona jest przez buddystów, jak i hinduistów. Powodem tego wspólnego kultu była rola Kumari w uprawomocnieniu władzy królewskiej, która dokonywała się podczas dorocznego święta zwanego Indradźatra, obchodzonego przez osiem dni na przełomie września i października. Jest to święto obchodzone przez buddystów i hinduistów i poświęcone bóstwu Indra, który jest bogiem deszczu i panem nieba. Uroczystość ta zwana jest także świętem tańców, tysiące osób tańczy na ulicach i składa ofiary przy specjalnie skonstruowanych na ten czas ołtarzach. W trzecim dniu tej uroczystości Kumari, tylko raz w roku na dłużej, opuszcza swój pałac. Wieziona jest wtedy na złoconej platformie ciągniętej przez wiernych, w asyście wojska i w otoczeniu swojego dworu. Wtedy to udziela królowi swojego błogosławieństwa. Bogini Taledźu, której wcieleniem ma być Kumari, była bóstwem opiekuńczym panującej niegdyś w Katmandu dynastii Malla.
Początkowo myślałem, że jest tylko jedna Kumari – okazuje się, że jest ich więcej. Co prawda nie ma dokładnej listy, ponieważ jej ustalenie wzbudza pewne kontrowersje, ale generalnie przyjmuje się, że jest ich trzynaście (tych najbardziej liczących się). Najważniejsze z nich są Królewskie Kumari z Patan, Katmandu i Bhaktapur, które były bezpośrednio związane z królem.
W Nepalu od 1300 do 1768 r. istniały trzy królestwa w dolinie Katmandu: każde z tych królestw miało swój pałac, świątynię bogini Taldźu i Kumari. Po ich zjednoczeniu w 1768 r. jedynie Kumari z Katmandu zachowała tytuł królewski, zdobywając wyższość nad wszystkimi innymi. Zamieszkuje ona pałac Kumari Ghar, w centrum stolicy. Samo słowo „Kumari” w języku nepalskim oznacza tyle, co dziewica. Wybierana jest spośród dziewczynek, które nie weszły jeszcze w okres dojrzewania. Kumari musi być wiecznie młoda. Gdy tylko ciało Kumari zaczyna się starzeć, Taledźu wstępuje w inną dziewczynkę. Znakiem „przeprowadzki” do innego ciała jest ciężka choroba, a przede wszystkim jakakolwiek utrata krwi. Jakieś skaleczenie, wypadły ząb z krwawieniem, a najczęściej pierwsza menstruacja są odczytywane jako znak, że Taledźu już opuściła swoje mieszkanie i należy dokonać wyborów nowej Kumari Dewi. Wybór nowej, żywej bogini nie jest procesem prostym, dlatego zajmuje się nim specjalna komisja złożona z kapłanów, którym przewodniczy przełożony świątyni bogini Taledźu. Przyszła Kumari musi spełnić surowe wymagania: nie może mieć żadnych skaz ani defektów, musi być urodziwa i zdrowa, dobrze wychowana, a także odważna, co sprawdza się za pomocą specjalnych prób. Jej paznokcie muszą mieć odpowiedni kształt, musie mieć długie palce, płaskie stopy, pierś podobną do lwiej, szyję jak muszla morska, mały język, czysty i poważny głos, długie rzęsy, połyskującą skórę, sztywne włosy zwrócone na prawo, kolor skóry przypominający miąższ figowca bengalskiego i jeszcze 22 innych cech doskonałości.
Głównym zadaniem Kumari była opieka nad królem Nepalu i całą jego rodziną. Dlatego też w ogrodzie pałacu królewskiego znajduje się mała świątynia poświęcona ku jej czci. Znakiem tej szczególnej opieki było nakładanie na czoło króla czerwonego znaku tilaka w czasie uroczystości Indradźatra. Król zaś w geście wdzięczności wręczał jej złotą monetę. Ta ceremonia miała chronić króla przed złymi mocami i zapewniać mu szczęśliwą przyszłość. Okazało się jednak, że opieka ta nie była dość skuteczna. Ostatni przedstawiciel dynastii Malla, Dźajaprakaś Malla, został obalony właśnie w czasie święta Indradźatra przez Prithvi Narayan, założyciela nowej dynastii Szachów . Wtedy to Kumari naznaczyła nowego króla tilaką, co usankcjonowało nową władz. Ostatecznie monarchia została zniesiona w Nepalu w 2008 r. Teraz Kumari udziela swojego błogosławieństwa nowej głowie państwa, którą jest prezydent.
Udaliśmy się więc z Charlesem do najważniejszej Kumari rezydującej w Kumari Ghar. Pałac, lub świątynia, czy rezydencja jak kto woli, został wybudowany w 1757 r. przez króla Jaya Prakash Malla. Rezydencja ta znajduje się niedaleko dawnego pałacu królewskiego, przy historycznym placu Dubar, gdzie znajdują się najważniejsze świątynie buddyjskie i hinduistyczne, i gdzie odbywają się obchody głównych świąt tych religii. Wybudowana z czerwonej cegły i pokryta glinianą dachówką rezydencja zawiera w sobie mały dziedziniec. Misternie rzeźbione drewniane okna, a zwłaszcza swoisty balkon na drugim piętrze w wewnętrznym dziedzińcu, nadawały całości klimat podniosłości i tajemniczości. Po ostatnim trzęsieniu ziemi ściany pałacu podparte są jeszcze żerdziami. Kiedy weszliśmy na dziedziniec chętni do zobaczenia Kumari już zaczęli się gromadzić. Większość z nich stanowili zachodni turyści, chociaż było też sporo Nepalczyków. Miejscowa asysta informowała nas, że gdy Kumari się pojawi, wszelkie zdjęcia są zabronione. Około godziny 11 rano zrobił się wielki szum, głośne, ostatnie przypomnienia o zakazie robienia zdjęć, a potem cisza. Aż w końcu Kumari Dewi ukazała się na drewnianym balkonie. Była to mała trzyletnia dziewczynka w czerwonej sukience ze złotymi ozdobami. Popatrzyła swoimi smutnymi oczami na zgromadzonych, z tworzą również pozbawioną uśmiechu, po czym zniknęła w murach pałacu, który wydaje się wybudowano na jej miarę. Koniec audiencji. Znowu zaczęły błyskać flesze przy akompaniamencie charakterystycznych trzasków aparatów fotograficznych. Dziedziniec znów zaczął rozbrzmiewać gwarem, trochę bardziej ożywionym, bo zgromadzeni wymieniali spostrzeżenia i uwagi po przeżytej chwili, na którą dłużej lub krócej czekali. Zachwyceni że oto zaliczyli kolejny punkt z nepalskich osobliwości. A sama Kumari za kilka lat znowu wróci do realnego świata. Kiedy wychodziliśmy z pałacu, przy schodach usadowili się sprzedający zdjęcia obecnej Dewi Kumari. Wtedy stało się dla mnie logiczne, dlaczego nie wolno było robić zdjęć podczas jej pojawienia się.
W tym kontekście dziecięctwa i boskości warto przywołać nauczanie świętego Jana Apostoła, które należy przyjąć do swego serca i którym trzeba się zachwycić:
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec:
zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy.
Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.
Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi,
ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy.
Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni,
bo ujrzymy Go takim, jakim jest.
(1 J 3, 1-2)
Leave a Reply