Małżeństwo

Lepiej mieć dużo dzieci w domu, niż chociaż jedno na sumieniu.

Jeden z wielu słonecznych, wakacyjnych dni. Wyszłam z czwórką dzieci nieco wcześniej, by dojść na przystanek autobusowy. Dziś już nawet nie bardzo pamiętam, gdzie pojechaliśmy.

Na przystankowej ławce siedziała starsza pani. Z rozmowy z nią wyszło, że ma 78 lat.

Starsze rodzeństwo zaczęło bawić się z kilkumiesięcznym braciszkiem, rozśmieszając go i na zmianę pokazując miny, oczywiście dokazując przy tym, kto robi śmieszniejsze.

Starsza pani, wzdychając bardzo głęboko, zaczęła mi opowiadać:

„Ależ pani dobrze zrobiła, że ma pani te wszystkie dzieci. Jakie to dobre. Jakie ważne. Mój mąż już nie żyje, był bardzo dobrym człowiekiem, ale ja nie byłam taką żoną na jaką on zasługiwał… Urodziłam pierwsze dziecko, ale nie chciałam ani karmić piersią, ani zajmować się dzieckiem. Wróciłam szybko do pracy, takie też były czasy wtedy, ale ja nie musiałam pracować. Mąż miał bardzo dobrą pracę. Tyle, że chciałam. Im dalej od domu i obowiązków. Po trzech latach urodziłam drugie dziecko. I znów chciałam szybko wrócić do pracy… Pamiętam, że mąż szybko biegł z pracy do domu, wszystko robił przy dzieciach. W nocy wstawał. Na wycieczki zabierał w niedzielę. Jak drugie dziecko poszło do szkoły, mąż bardzo mnie prosił, bym się zgodziła na kolejne dziecko, ale ja nie chciałam słyszeć. Myślałam, że oszalał. Dwoje dzieci to już i tak dużo, a on chciał jeszcze. Marzył o czwórce dzieci. Zaszłam w ciążę… mąż przyniósł mi kwiaty. Klęczał przede mną z radości, a ja… usunęłam. Kolejne też. Wtedy nam mówiono, że to nie jest jeszcze dziecko. Komórki same. To nie to co dziś wiecie. Idziecie na usg i widać serce, głowę. Wtedy nie było czegoś takiego.”

Byłam porażona wyznaniem, chociaż nie będę ukrywać, że wiele razy już spotkałam się z takimi wyznaniami od kobiet, które mijają mnie z gromadką dzieci. Za każdym razem jednak bardzo mnie poruszają takie wyznania.

Dzieci wyjątkowo świetnie bawiły się z bratem, więc mogłam nadal słuchać:

„Mąż bardzo to przeżył, myślałam, że mnie zostawi. Wtedy nie mogłam zrozumieć, dlaczego on tak to przeżywa. Nie chciałam mieć więcej dzieci. Tłumaczyłam mu, że nie chcę i nie mogłam pojąć dlaczego zdziwiło go to co zrobiłam. Wiele kobiet usuwało ciąże, moje koleżanki w pracy, nawet kilka razy. To nie było nic strasznego, taki zwykły zabieg, jak wyrwanie zęba. Tak wtedy to rozumiałam… Dziś mi wstyd, niech mi pani wierzy… tak mi wstyd i męża żal. Dziś wiem, że źle zrobiłam. Jestem już stara, dzieci dorosłe, rzadko mnie odwiedzają, ale nigdy nie były ze mną blisko… Od kiedy mąż zmarł, to jestem praktycznie ciągle sama… Dużo czytam. Teraz wiem, że to był ogromny błąd. Bardzo żałuję tego co zrobiłam, ale już nic nie mogę z tym zrobić.”

– Może pani… wybaczyć sobie, porozmawiać z dziećmi, przeprosić je… wyspowiadać się z tego… i dawać świadectwo…
– Bardzo dziękuję, że mnie pani wysłuchała, tak mi lżej na sercu… – powiedziała starsza pani, lecz naszą dalszą rozmowę przerwał nadjeżdżający autobus.

Jak to mawiała moja babcia: Lepiej mieć dużo dzieci w domu, niż chociaż jedno na sumieniu.

Foto: anyjazz65 / Foter / CC BY-NC

O autorze

Iga Stolar-Łypczak

Żona. Matka. Familistka. Studia UKSW i KID. Założycielka klubu "Karmelowe dzieci". Poza duchowością karmelitańska interesuje się angelologia i nauką o czyśćcu. Wielbicielka kuchni włoskiej, bezglutenowej i własnych wypieków. Uwielbia czytać. Ma słabość do mantylek, kawy, czarnej herbaty i rodzin wielodzietnych.

3 komentarze

  • To że jedna kobieta wolała aborcje od antykoncepcji nijak ma się do tego, że całkowite zakazywanie jej jest po porostu złe. Nie każda kobieta jest zdrowa. Ciąża nie zawsze przebiega bez komplikacji, które mogą kosztować życie tak matki jak i dziecka. Po co ustawowo nakazywać śmierć dwóch osób, gdy jedną można ocalić? Nie każda kobieta musi chcieć być męczennicą za… właśnie, za co? Za widzimisię rządzących? Przecież katolickim tego nazwać nie można.
    A w końcu – jedna smutna kobieta i jej tkliwa, naiwna historia ma zaważyć nad losami innych kobiet, w zupełnie innych sytuacjach? Można kochać życie, dbać o nie i celebrować je. Ale nie można narzucać tego innym. Chcecie ochrony życia? Super. Adoptujcie dzieci z domów dziecka, zajmujcie się dziećmi patologicznych rodzin, tymi z hospicjów i niepełnosprawnymi. Dajcie coś od siebie, a nie wymagajcie od innych i nazywajcie to postępem.

    • Nie widziałam żadnego projektu ustawy w którym nie byłoby ujęte ratowanie życia matki w przypadku rzeczywistego zagrożenia (nawet kosztem życia dziecka). Nikt nie nakazuje być męczennicą i jeśli życie matki jest zagrożone to je się ratuje. To jest oczywiste. Dbanie o życie to powinien być standard a nie coś ekstra czego nie można nikomu narzucać. I kto powiedział, że nic nie robimy w służbie życiu? Robimy, robimy:-)

  • Żeby ograniczyć ilość aborcji powinniście w pierwszym rzędzie walczyć o rzetelną (czyli nie-kościelną) edukację seksualną w szkołach oraz o ogólnodostępną, bezpłatną antykoncepcję. Zakazując wszystkiego, sprowadza się sprawę do podziemia i/lub daje zarobić zagranicznym klinikom. Taka jest prawda

Leave a Reply

%d bloggers like this: