Święci w witrażach pojawiają się dzięki światłu. Jednak jeśli zgaśnie słońce, zamiast uśmiechniętego świętego, straszy nas czarne szkło. A może inaczej: święty to światło, dzięki któremu widzimy, dokąd iść. Gdyby nie było świętych, nasze ścieżki poprowadziłyby nas na manowce. Dlatego warto mieć wielu świętych patronów. Nie tylko chrzcielnych i od bierzmowania. Taką Tereską na przykład. Od Dzieciątka Jezus. Albo Brata Alberta. Od „trzeba być dobrym jak chleb”.
I myli się ten, kto twierdzi, że świętych jest za dużo. Jest ich stanowczo za mało. Skoro tylko święty idzie do Nieba, więc każdy z nas zaproszony jest do tej wielkiej przemiany. Napełnij się światłem, czyli świętością, aby nie tylko w listopadzie był dzień Wszystkich Świętych, ale przez cały rok trwał czas „Wszyscyśmy Święci”!
Tak o tym rozmyślałem w niedzielę, u Matki Bożej Uśmiechniętej, Madonny Łokietkowej, w prastarej Wiślicy. I sam nie wiem czemu – a może i wiem, bowiem Niepokalana i Wniebowzięta zsyła rozmaite piękne pomysły – przypomniałem sobie odpust w pewnej parafii.
Wśród wielu chorągwi i feretronów niesiono sztandar, cały w błękicie, z wizerunkiem Niepokalanej i napisem: PAR NP NMP. No tak, to niezbyt skomplikowany rebus: Parafia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. PAR…? Ależ to marzenie każdego golfisty! Gdy zamiast Birdie, Eagle i Albatrosa grozi paskudny Bogey, przerażony golfista modli się o „para”.
I słusznie, indywidualnie i w parach, na trawie, w piasku i wodzie, nieustannie wzywajmy opieki Matki Najświętszej. I pamiętajmy: w tym wezwaniu nie dopisano drobnym drukiem: „Nie dotyczy golfistów”.
Święty Tiger Woods…! Czemu nie?
Leave a Reply