Ostatnio miałam ochotę wziąć na trochę wolne od mojego życia. Jakaś przyjemna, cicha cela lub izolatka. Chociaż na kilka dni, no na dobę. Tak by przez trochę nie słyszeć:
-Mamo to…
-Mamo tamto…
-Mamo ty nie rozumiesz…
-Mamo a on…
Niekiedy moje, szczęśliwe przecież, życie robi się odrobinę przytłaczające. Przynajmniej takie odnosiłam wrażenie i wkraczałam powoli na niebezpieczna ścieżkę użalania się nad sobą. Brakowało już naprawdę niewiele. Tu nastąpiło kolejne spotkanie z naszymi znajomymi. Młode ( przynajmniej z mojego punktu widzenia) małżeństwo oczekujące swojego piątego dziecka. Poród za 6 tygodni. Od pewnego czasu modlimy się za ich małego, nienarodzonego synka.
Podczas szczegółowego badania usg w 24 tygodniu ciąży okazało się, że u maluszka nieprawidłowo rozwija się serce. Nie jest czterokomorowe, nie widać łuku aorty ani innych dużych naczyń. Miejscowi lekarze rozłożyli ręce. Prawdę mówiąc odsyłali ich między sobą i nikt nie chciał niczego powiedzieć. Wśród zaprzyjaźnionych rodzin rozpoczęła się modlitwa do Św. Charbela i poszukiwanie odpowiedzi na dręczące zrozpaczonych rodziców pytania. Tak trafili do Łodzi. Najpierw na specjalistyczne usg.
Wrócili uspokojeni, z uśmiechem na twarzach. Nie, nie dlatego, że problem zniknął. Raczej przez to, że w końcu ktoś potraktował i ich, i dziecko jako kogoś ważnego. Dzidziuś został obejrzany, pochwalony za bardzo dobry rozwój i umówiony na następną wizytę. W tle pojawiły się rozmowy o możliwościach zoperowania chorego serduszka tuż po urodzeniu. Pojawiła się szansa.
Kolejna wizyta miała miejsce kilka dni temu. Maluch rozwija się i widać,że pod sercem mamy jest mu bardzo dobrze. Niestety nie wiadomo co z naczyniami płucnymi i łukiem aorty. Nie widać ich czy po prostu ich nie ma? Z takim obrazem usg trafili do pani profesor, która miałaby ewentualnie operować małe serce. Po obejrzeniu wyników badania zadała im jedno pytanie:
-Czy jesteście ludźmi wierzącymi?
-Tak.
Tu pani profesor szczerze wyjaśniła, że pewne rzeczy są w ich mocy ale pewnych nie da się zoperować. Brak naczyń do takich należy. Wyjaśniła też, że maluszek urodzi się w dobrym stanie, różowy i będzie miał wykonaną pełną diagnostykę sercowo-naczyniową. Jeśli potwierdzi się obraz z badań prenatalnych niestety zacznie powoli szarzeć, dusić się i odchodzić. I najlepsze co można dla niego zrobić to trzymać go w kochających ramionach i nie męczyć. On również ma prawo do godnej śmierci. Ta rozmowa choć bardzo trudna dała im wiele pokoju i dziękują Bogu za lekarzy, których im dał.
Podczas opowiadania o tym płakała mama chorego malucha, płakałam ja.
Moje serce było bardzo poruszone miłością rodziców do chorego dziecka, ich gotowością przyjęcia cierpienia i zaufaniem do Boga, że tak jak będzie będzie najlepiej. I zgodą na życie w kruchości, w oczekiwaniu na to co się wydarzy.
Mogłoby się wydawać, że te wydarzenia są tyko straszne i smutne. Może nie powinno się to zdarzać. Ale to cierpienie ma sens. Ta historia już zaczyna zmieniać ludzi, ot choćby mnie. Jakby ktoś zdarł zasłonę z moich oczu i znowu widzę jaką jestem szczęściarą i jak cudowne jest moje życie.
Polecam Waszej modlitwie małego Samuela i jego rodzinę.
Photo: harinaivoteza / Foter / CC BY-SA
Święty Charbel pomoże trzeba wierzyć.
[…] Jeżeli jeszcze nie znasz historii małego Samuela znajdziesz ją TUTAJ. […]