„Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy;
największa z nich jednak jest miłość.” 1 Kor 13,13
Gdy się pojawia, zmienia wszystko. Zmienia nas i postrzeganie świata, który robi się dużo przyjemniejszym miejscem niż dotychczas. Wywraca życie do góry nogami i sprawia, że łagodniejemy, nosząc w sobie szczęście. Miłość. Najpotężniejsze uczucie, którego nic nigdy nie pokona, bo to właśnie ona, Miłość, zbawiła świat, złożona wraz z życiem Jezusa Chrystusa w ofierze odkupienia człowieka.
Miłość. Zaczyna się od tajemnicy. Dwoje zupełnie sobie obcych ludzi z dwóch różnych opowieści, nagle odnajduje tę samą bajkę. I trudno wytłumaczyć jak to się dzieje, że to jedno spojrzenie, jeden szczególny uśmiech, przelotne muśnięcie dłonią, czy niby zwyczajne spotkanie, zmieniają wszystko. W ciągu jednej magicznej chwili świat wokół nabiera barw, dzień staje się tęsknotą, a przesuwające się godziny odliczają czas oczekiwania na bliskość, która się narodziła. Kiedy rodzi się miłość, dwoje ludzi wciąż jest siebie ciekawych. Stopniowe odkrywanie siebie i tego co w sobie nosimy, poznawanie codzienności drugiego człowieka, który głęboko zakorzenia się w naszej zwyczajności, nasycanie się swoją wzajemną obecnością, to wszystko jest jak smakowanie belgijskiej czekoladki, która zjedzona na raz – nie sprawia przyjemności. Podobnie jak miłość, która potrzebuje czasu na to, aby się narodzić. I jeśli ma być trwała, trzeba jej dać ten czas, aby dojrzewała, bo zbyt wcześnie zerwana – jedynie rozczaruje.
Miłość to łaska i dar. Dar, który jest zobowiązaniem. Uczucie, które nie przetrwa, jeśli o nie nie zadbamy – wzajemnie troszcząc się o siebie, obdarowując każdego dnia dobrymi słowami i czułością, dzieląc się życiem i zdejmując z siebie nawzajem troski codzienności poprzez wsparcie i zapewnienie: Nie jesteś z tym sam! Nie jesteś z tym sama!
Miłość to codzienność. Drobne gesty zainteresowania i troski, wypływające z potrzeby serca. To słowa – te najprostsze, ale zawierające w sobie wszystko to, czym dwoje ludzi chce się obdarowywać nie tylko na początku związku. Miłość to dialog, w czasie którego wyjaśniamy sobie to, co się popsuło albo gdzieś po drodze rozsypało, w którym mówimy o swoich potrzebach i oczekiwaniach, nadziejach i pragnieniach, ale i słuchamy uważnie, starając się zrozumieć współmałżonka i spojrzeć niejednokrotnie na siebie inaczej, jego lub jej oczami. Miłości, którą ślubujemy sobie wzajemnie nie dostajemy na chwilę. Dostajemy ją na całe wspólne życie. Na dni świąteczne i te zupełnie zwyczajne, na życiowe sztormy i burze, na dni słabości i noce zwątpienia. Wzajemnie jesteśmy za siebie odpowiedzialni, oboje w takim samym stopniu. Tracimy ją wpuszczając do domu przyzwyczajenie, obojętniejąc na najbliższą na świecie osobę, oczekując i nic nie dając w zamian, i za milczeniem chowając w sobie to, co uwiera, a o czym nie chcemy rozmawiać. Tracimy ją także wtedy, gdy tak się do niej przyzwyczajamy, że zupełnie przestajemy ją dostrzegać. Gubimy po drodze wzajemny szacunek, nie umiemy się już sobą zachwycać, wszystko nam powszednieje. Każdy dzień staje się taki sam i nie wnosi niczego nowego, a my nie umiemy już dostrzec w osobie, z którą żyjemy, tego lub tej, która kiedyś, może wcale nie tak dawno temu, była całym światem, jedynym, w którym chcieliśmy być.
„Miłość nie odnawiana każdego dnia staje się przyzwyczajeniem, a z biegiem czasu niewolą.” Gibran
Życzę Ci miłości, która nie spowszednieje, i która każdego dnia na nowo będzie zaskakiwać i sprawiać, że w Twoich oczach do końca pozostanie ten blask, który Twoja miłość w nich rozpaliła lub dopiero rozpali.
fot. Marcin Piotr Oleksa
Piękny artykuł i prawdziwy, chociaż dla mnie smutny. Po wypadku męża kilka lat temu buduję życie na nowo i nie jest to łatwe dla chrześcijanki. Mężczyźni, których poznaję to głównie rozwodnicy… Nie ustaję modlić się o dobrego męża w nowej części mojego życia.