-Takie mamy kryzysowe czasy – usłyszałam kiedyś od kolegi, podczas jednej z wielu naszych pogadanek o niczym, czyli tak naprawdę o wszystkim. W wyniku wielomiesięcznej rozmowy pod hasłem przewodnim „jak żyć”, doszliśmy do wspólnego wniosku, że żyjemy w czasie kryzysu. Męskości. Kobiecości. Relacji. Bardzo pesymistyczne stwierdzenie, czyli takie typowe dla moich refleksji, ale chyba jest w tym odrobinę racji. Odrobinę – tyle, ile cynamonu w aromatycznej, orientalnej kawie.
Kopnąć przeszkodę
Lęk. Widzę to i odczuwam na co dzień. Przygarbieni, smutni, przemykają chodnikami, zasłaniają twarze szalikami, nie patrzą w oczy. Ludzie. Ludzie pełni lęku.
Czym się różni strach od lęku? Strach ma określoną funkcję. Ostrzega przed niebezpieczeństwem. Boimy się sytuacji, które oceniamy jako niebezpieczne. A lęk? Lęk wypływa z naszej duszy, nie zawsze możemy określić, dlaczego się lękamy i przed czym konkretnie czujemy lęk. Czy naprawdę coraz częściej lękamy się samych siebie?
Mój przybrany ojciec mówił o jednym znajomym: „zachowuje się tak, jakby przepraszał za to, że żyje”. To jest to. Stały lęk, przed życiem, przed sobą samym, w konsekwencji – lęk przed relacją. Możemy tłumaczyć, że dla czyjegoś dobra rezygnujemy z obdarowania go ciepłem. Że boimy się być sprawcą krzywdy, nawet nieświadomie. Czasem człowiek tak bardzo boi się nabić komuś bliskiemu guza, że woli nie wyjmować ręki z kieszeni, choć bardzo chciałby go pogłaskać. Paradoks. Tak to wygląda. Wymówki rodzą następne wymówki, podczas gdy tak naprawdę przeszkoda zawsze jest w nas. Każdy odpowiada tylko za siebie. Za swoje decyzje. Tylko i aż – za swoje decyzje. Mogę kopnąć tylko swoją przeszkodę. Nawet, jeśli złamię nogę, wiem, że warto kopnąć przeszkodę.
Był taki moment w moim życiu, że bałam się wszystkiego, a już najbardziej bałam się zmian. Bo każda zmiana coś kończy i coś zaczyna, a my nigdy nie wiemy, czy w wyniku tych zmian będzie lepiej, czy może jednak gorzej. Można się zakopać w kokonie z kołdry, czemu nie. Ale można też kopnąć przeszkodę.
Czym jest miłość?
Na potrzeby artykułu, który pisał się w mojej głowie kilka miesięcy temu, przeprowadziłam wśród koleżanek ankietę. Tylko wśród koleżanek, bo zależało mi na tym, żeby to był jak najbardziej subiektywny, wyłącznie kobiecy punkt widzenia. Prosiłam, aby korzystając z doświadczeń własnych i z doświadczeń bliskich osób, przybliżyły mi, czym jest w ich przekonaniu miłość, a także kiedy i w jaki sposób się przejawia.
Oprócz mocnych, wzruszających odpowiedzi, takich jak: „ogolił mi głowę, kiedy zaczęły mi wypadać włosy po chemii, a potem ogolił też sobie”, zwróciłam uwagę na: „wspierał mnie w czasie odchudzania” czy „zauważył, że byłam u fryzjera”. Wszystkie odpowiedzi dotyczyły codzienności, zwykłych, normalnych spraw, wspólnego życia. Żadna znajoma nie odesłała mi informacji, że utożsamia miłość wyłącznie z gwałtownym wybuchem emocji, wyglądem zewnętrznym małżonka czy nawet ze sferą erotyczną. Często w odpowiedziach pojawiała się wspólna troska o dzieci, głównie malutkie. Pełnia ojcostwa, która wspiera i wzajemnie się uzupełnia z macierzyństwem.
Przyjaźń i wsparcie, tak mogłabym podsumować wyniki tej ankiety. Zauważanie szczegółów. Troska o drobiazgi. Wspólna herbata, czy tytułowa kawa z cynamonem. Jedna z moich koleżanek poznała swojego męża w czasach studiów, na wycieczce w góry. Tam zapoznawali się właśnie przy filiżance kawy z cynamonem. Po kilku latach małżeństwa nadal są w sobie zakochani. Mąż, robiąc mojej koleżance kawę, zawsze dodaje cynamonu. Właściwie od początku związku piją kawę już tylko w ten sposób.
Stąd tytuł. Stąd miłość jak kawa z cynamonem. Jak golenie głowy po chemioterapii. Jak wieczorny spacer po pomoście. Jak wstawanie w nocy do dzieci.
Nici z cynamonu, nici ze spaceru i na pewno nici z dzieci, jeśli wygra lęk. Albo lęk albo życie. Trzeba kopnąć przeszkodę.
„Dopiero w samym środku zimy przekonałem się, że noszę w sobie niepokonane lato”, napisał Albert Camus. Nie wymyślę nic mądrzejszego.
Photo by Matt From London on Foter.com / CC BY
Leave a Reply