Relacje

Mistrzyni negatywnych interpretacji

Moim, może nie drugim imieniem, a którymś z kolei powinno być
Magdalena, jakaś, jakaś,… , negatywna interpretacja, ….

Dziś rozmawiając o planach na popołudnie, a w planach kolejne podejście do zakupu weselnej sukienki, był mały wewnętrzny zgrzyt. To, że mimo prób, mimo zmian, ciągle zdarza mi się, choć na szczęście coraz rzadziej, patrzeć na ludzi nie przez różowe okulary, ale takie szaro-bure, brudne, zakurzone, takie negatywne.

Mąż mówi: To co, znowu jedziesz na zakupy? Uśmiech… (może nie dokładnie słowo, w słowo, ale tyle do mnie dotarło ;P) No i ja przez te paskudne okulary, na takie proste pytanie, zareagowałam oburzeniem i złością, nawet ciśnienie mi się podniosło. Trudno było powściągnąć moje niekontrolowane i dość odruchowe reakcje obronne. Pytanie, pytaniem… ale dlaczego, aż tak mnie zakuło, to słowo ‚znowu’.

Byłam zła, nie na męża, bo o co? Ale na siebie, że mam takie zakodowane, negatywne odbiory niektórych słów, może nawet całych zdań, czy wyrażeń. A może nawet niektóre całe sytuacje są dla mnie problematyczne. Zaprzeszłe momenty, budzące niemiłe wspomnienia? A nie umiem calkowicie ich kontrolować.

Zabawne, że bez jednego słowa, słowa znowu, obyłoby się bez złości. Czy te słowa mają, aż takie znaczenie, żeby burzyć mój spokój. Raczej NIE! Zdecydowanie NIE!

Czy mam wymagać od męża, żeby nie używał niektórych słów czy sformułowań. Byłoby to bardzo zabawne, już wyobrażam sobie…
Księgę Zakazanych Słów Pani Żony! Byłaby pewnie dość gruba ?

Zdecydowanie, sęk w tym jak ja to odbieram, a to mogę zmienić. Jak wszystko, co mi się we mnie samej nie podoba. Choć trudna to praca, a efekty zmian, czasem każą na siebie długo czekać. Samokontrola, odpowiedzialność za swoje zachowanie, kluczem do sukcesu?

Bardzo trafne jest stwierdzenie, że tak naprawdę nie jest ważne co mówisz, ale to co usłyszą inni.

Jak często kłócimy się ze sobą, czy sprzeczamy, o niby zwykłe coś, takie jakby byle co, choćby słowo znowu, ale czy o to tak naprawdę chodzi?

Nie reagujmy, działajmy!
Nawet jak ktoś nas ‚zdenerwuje’, to nie jest jego winą to, że my wybuchamy złością. On tylko pobudza, dotyka istniejących w nas emocji, które tam są i czekają, aż ktoś je podrażni, da im pretekst do ucieczki, z tych emocjonalnych, ciemnych ‚lochów’, do których próbujemy je zepchnąć. Żeby szybko mogły skorzystać z okazji, wybuchnąć w nas, jak olbrzymi wulkan.

Wszystkie sytuacje, w których reagujemy, biorą się z nas samych. Nie przez kogoś! Nie jest winny ktoś, kto do nas mówi, cokolwiek złego by nie mówił. On nie jest przyczyną tej pojawiającej się nagle złości. Bo człowiek świadomy, nie powinien w życiu funkcjonować na zasadzie reakcji, tylko świadomego działania i kontroli. Moje na razie niedoścignione marzenie ?

Przykład: Mąż wraca z pracy, zdenerwowany na szefa i ogólnie całą pracę, za którą zresztą nie przepada. Wchodzi do domu, optyka się o wrotki dzieci… i się zaczyna. Krzyki, wrzaski, mało brakuje do przemocy fizycznej… Czy dzieci są winne, że zapomniały stamtąd ich wziąć, odłożyć na miejsce? Czy one są przyczyną wybuchu ojca? Nie! Ojciec mimo tłumaczeń, że mógł stracić życie, kręcić kraj itp itp nie jest tak na prawdę zły na dzieci. Niestety odreagowuje na nich swoje zawodowe i osobiste frustracje. Prawda, że powinien troszkę przyjrzeć się swojemu zachowaniu?

Kolejny, chyba lepszy przykład. Dwóch kolegów drodze do pracy, wstępuje do saloniku prasowego, po aktualną gazetę. Kasjer jest bardzo nieuprzejmy, opryskliwy. Kolega A zachowuje się w stosunku do niego bardzo przyjaźnie, uśmiecha się, jakby rozmawiał z przyjacielem, a nie grubiańskim typem, jakby określił ho kolega B. Po wyjściu kolega B, dopytuje współpracownika dlaczego był taki miły? zamiast się odgryźć wrednemu typowi? On spokojnie odpowiedział, że już od dawna nie pozwala nikomu psuć mu dnia. Zupełnie nie reaguje na niemiłe zachowanie nieszczęśliwych ludzi, wręcz odwrotnie, jest jeszcze bardziej uprzejmy. A osoby takie zamiast budzić w nim złość, budzą współczucie. Prawda, że postawa godna naśladowania?

Wizja w komunikacji
W komunikacji mamy nadawcę przekazu sławnego i odbiorce. A pomiędzy nimi jest długi i dość skomplikowany labirynt. Ja nazywam go interpretacją… ?

Każdy z nas interpretuje wszystko inaczej, ma swój własny indywidualny odbiór rzeczywistości, otaczających go ludzi, rzeczy, spraw. Każdy z nas dostrzega jakąś część prawdy, czy piękna, na którą niektórzy mogą być całkowicie ślepi.

Problem tkwi w tym, że ta nasza interpretacja, wizja rzeczywistości nie zawsze jest racjonalna, nie zawsze jest jaka być powinna. Dobrze jeśli sami umiemy dostrzec, że jakieś nasze zachowania, czy reakcje nie są OK. To już pół sukcesu ? bo najgorzej nie widzieć u siebie nic do naprawienia. Jak niektórzy… „źdźbło w oku bliźniego widzisz, a belki w swoim nie dostrzegasz”.

Powinniśmy mieć w sobie otwartość na zmiany. Bo taka swojska, własna wizja, może być zakrzywiona, mało kiedy nie jest. A to w jakim stopniu zniekształcamy rzeczywistość, wpływa na nasze życie, zmniejsza radość i pełnię naszego życia.

Nie bójmy się dopytywać! Po co nam nieporozumienia o NIC?
Wracając do komunikacji, grafika znaleziona w sieci:

Czasami wyobrażam sobie, jak to działa. Widzę między mną, a drugą osobą, z którą rozmawiam… taki filtr. Czy jest pozytywny, czy negatywny, zależy od nastawienia, a to bardzo zmienna kwestia. W wersji pozytywnej, linia porozumienia, wydaje się być mniej zawiła. W wersji negatywnej. Jakby ktoś tam siedział, jakiś mały złośliwy krasnoludek i obsypywał wszystkie słowa, które chcą do mnie dotrzeć, odrobiną podejrzliwości, złośliwości, uszczypliwości, dodając szczyptę oskarżeń i oceniania.

Dla mnie sposobem na radzenie sobie z tym problemem, jest dopytywanie. Czy to o co pytasz, co mówisz, jest tym o czym myślę. Czy to chciałeś mi przekazać. Bo ja odebrałam to tak i tak.

Przez takie dopytywanie i wyjaśnianie, niemal zawsze okazuje się, że to co mówię, nie zostało odebrane zgodnie z moją intencją. Tak samo w drugą stronę.

Ależ my jesteśmy niemiłosiernie skomplikowani! Taka niekończąca się i nigdy zupełnie nie poznana droga, pełna dziur, kałuż… ale nie zabraknie też miejsca na pachnące kwiaty, czy ładne widoki. Prawda?
Raz pod górkę, a raz z górki… najważniejsze, że wciąż do przodu

Photo credit: DailyPic via Foter.com / CC BY-NC

O autorze

Magdalena Gocał-Rosińska

Szczęśliwa żona i mama dwójki dzieci. Z wykształcenia technolog, matematyk. Z pasji poszukiwacz życiowej mądrości, pasjonatka zdrowego odżywiania, miłośniczka dobrej lektury. Uwielbia aktywnie spędzać czas w terenie, na rowerze czy rolkach. W kuchni lubi eksperymentować. Nigdy nie brakuje jej czasu na czytanie dzieciom, czy zabawy do utraty sił. Prowadzi bloga madziowy.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: