Pozwolą Państwo że powrócę po raz kolejny do mojej podróży do Ziemi Świętej, konkretnie do Jerozolimy, na Światowy Kongres Telefonów Zaufania. Choć było to dość dawno, takie rzeczy pamięta się już zawsze. Wśród międzynarodowego towarzystwa najliczniejszą grupę stanowili oczywiście gospodarze. Wszystko odbywało się w luksusowych hotelach, choć wówczas polska delegacja, jako jedna z biedniejszych, mieszkała w młodzieżowym hostelu.
Spotkania z członkami stowarzyszenia telefonicznego z całego świata miały szczególny charakter pomiędzy Polakami i Żydami. Przede wszystkim były bardzo serdeczne. Jakby spotkali się po wielu, wielu latach dawno nie widziani krewni i przyjaciele. Skromniutkie podarunki wymienialiśmy z rąk do rąk ściskając się za ręce wielokrotnie. No i te pytania! Czy znamy tego lub tamtego, z jakichś miejscowości z Polski prowincjonalnej. Jakby to byli ludzie z jednej ulicy małego miasteczka.
Gdy pewnego dnia jechaliśmy z naszego hostelu na kolejne wspólne zajęcia do luksusowego kompleksu hotelowego, czekając na autobus zaczepił nas starszy mężczyzna, gdy usłyszał język polski. Opowiadał o swoim życiu w Polsce. O tym, co zapamiętał najlepiej. Rozmawiało nam się jak ze starym znajomym. I tak staliśmy na tej uliczce z domkami mieszkalnymi, sklepikiem. Gdy w pewnym momencie mężczyzna schylił się, podniósł z chodnika jakiś śmieć i wrzucił do kosza przy przystanku „To moja ulica, to moja ziemia…” – powiedział tylko.
Foto: Marta Dzbeńska-Karpińska Fotografia
Leave a Reply