Pokhara znajduje się niemalże w środku Nepalu i jest drugim co do wielkości miastem tego kraju, liczącym około 414 000 mieszkańców. Położona jest dwieście kilometrów na zachód od stolicy kraju. Ze względu na ilość turystów tutaj przybywających śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że jest to największe centrum turystyki górskiej w Nepalu. Dlatego też przyszło mi na myśl skojarzenie z Zakopanem. Największą atrakcją Pokhary są okoliczne szczyty Annapurny i Machapuchare. Annapurna jest dziesiątym co do wysokości szczytem naszej planety, wznoszącym się na wysokości 8091 m n.p.m. Można te góry podziwiać z daleka, można też zorganizować sobie kilkudniowy trekking i popatrzeć na nie z bliska. Ośnieżone szczyty tych masywów stanowią wspaniałe tło dla zróżnicowanej panoramy miasta, a zwłaszcza dla drogi z Katmandu do Pokhary, która wiedzie bardziej po górach aniżeli po dolinach.
Wycieczkę do Pokhary odbyłem w towarzystwie ks. Piusa i kierowcy Anila. Zazwyczaj na wyprawę do Pokhary trzeba dwóch dni, ze względu na ciężką drogę, która wije się nad przepaściami, a w niektórych miejscach usiana jest też dziurami i innymi „niespodziankami”. Dodając do tego jeszcze dość duży ruch, a zwłaszcza ciężarówki, które skuteczne blokują jezdnię, trudno jest rozwinąć tutaj nawet dozwoloną prędkość. Jednakże, dzięki wyjątkowym zdolnościom Anila, udało się nam objechać Pokharę w ciągu jednego dnia. Jego styl jazdy przypominał krzyżówkę formuły jeden i rajdu Paryż Dakar. Nagłe przyspieszenia, niespodziewane hamowania i balansowanie na krawędzi przepaści: tak mniej więcej wyglądała nasza jazda. W tym kontekście przypomniał mi się dowcip o szkolnym autobusie w wysokich górach. Wąska droga wijąca się nad przepaściami, usiana ostrymi zakrętami, oraz niespodziewane hamowania, wywołały panikę wśród dzieci. Zrozpaczona opiekunka zwraca się z prośbą do kierowcy o radę, co robić, bo nie potrafi uspokoić dzieci. Na co kierowca odpowiada: Niech robią to, co ja. Dociekliwa opiekunka dopytuje, co to konkretnie znaczy? Kierowca ze spokojem wyjaśnia: Niech zamkną oczy i się modlą. Oczywiście i ja modliłem się podczas drogi, ale ani myślałem zamykać oczu, ze względu na piękne pejzaże, które mogłem podziwiać podczas drogi.
Wreszcie wjechaliśmy w miasto pełne życia, będące w ciągłym ruchu, pełne kolorowych, charakterystycznych dla Nepalu kilkupiętrowych kamienic. Co prawda obecność katolików w Pokharze jest procentowo jest bardzo nikła, to jednak na mapie miasta jest dość zauważalna. Są to przede wszystkim katolickie szkoły, których jest tutaj kilka i jak w innych częściach Nepalu cieszą się one dość dużym prestiżem. Jednak nasze pierwsze kroki skierowaliśmy do klasztoru Sióstr Kontemplacyjnych Misjonarek Miłości, które zostały założone przez św. Matkę Teresę z Kalkuty w 1976 r. (jako kontemplacyjna gałąź Misjonarek Miłości założonych w 1950 r.). Święci widzą świat bardziej z Bożej perspektywy, ponieważ są z Nim bardzo blisko. Dlatego dla św. Matki Teresy z Kalkuty modlitwa była tak ważna. Siła Misjonarek Miłości bierze się właśnie z modlitwy i kontemplacji. W kaplicy Sióstr odprawiliśmy Mszę świętą, a potem Siostry przygotowały dla nas wspaniały obiad. Sam klasztor wygląda bardzo prosto. Jest to raczej duża willa przystosowana do życia zakonnego. Wszystko bardzo skromne, zredukowane do tego, co konieczne, ale wszędzie widać było niezwykłą troskę o szczegóły, co przejawiało się w dostrzegalnym porządku i schludności. Ten klasztor to modlitewna wyspa w Pokharze. Jest tutaj kilka pokoi w części przeznaczonej dla gości, gdzie księża i inni ludzie zjawiają się na odbycie rekolekcji, w tym szczególnym miejscu, gdzie na każdym kroku wyczuwa się modlitwę.
Po spotkaniu z Siostrami wspięliśmy się na górę, gdzie znajduje się buddyjska Stupa Pokoju. Wracając z tego wzgórza główną ulicą, nagle ks. Pius zarządził postój. Po wyjściu z samochodu weszliśmy w jakąś bramę i okazało się, że idziemy do wodospadu Dewi. Jest to wodospad powstały w wyniku zjawisk krasowych w wapiennej skale i ma długość około 150 m. Wodospad został tak nazwany dla upamiętnienia kobiety, która utonęła tutaj w 1961. Obecnie wszystkie jego brzegi zostały zabezpieczone wysoką kratą, aby uniemożliwić przypadkowe czy umyślne wpadnięcie do rwącego nurtu. Kontemplację muzyki przelewającej się wody zakłóciły nam krzyki wycieczki szkolnej, której uczestnicy z właściwym dla wieku entuzjazmem zaczęli badać wszelką przestrzeń wokół wodospadu. Był to wyraźny znak, że należy się już oddalić z tego miejsca.
Następnie udaliśmy się nad jezioro Fewa, zwanego w oryginale Phewa Tal, nad którym rozpościera się miasto. Jest ono najbardziej znanym jeziorem Nepalu, co do wielkości drugim jeziorem w kraju. Położone jest na wysokości 742 m n.p.m. Posiada około 5 km długości i około 2 km szerokości. Na jeziorze znajduje się bardzo mała wysepka, na której stoi jeszcze mniejsza hinduistyczna świątynia Varahi (Varahi Mandir) poświęcona bogini Varahi Bhagwati. Oczywiście jedną z największych atrakcji było przepłynięcie łodzią na wyspę. Chętnych nie brakowało. Byli nie tylko zachodni turyści, ale też i miejscowi, wśród nich buddyjscy mnisi. Jak w takich miejscach bywa, obfitowali również swoją obecnością różnorodni sprzedawcy, z jeszcze bardziej różnorodnymi towarami.
My natomiast zamiast na wyspę udaliśmy się na pieszą przechadzkę po „nepalskich Krupówkach”. Wszystko nastawione na to, aby potencjalnemu turyście nieba przychylić. Brakowało tylko białego misia do zdjęcia, ale w życiu nie można mieć przecież wszystkiego. Za to powrót był niesamowity, zwłaszcza zachód słońca, który na ośnieżonych szczytach wykonał festiwal kolorów. Wznoszące się góry swoją wysokością, kształtami i śniegiem jakby nie z tego świata, swoją niesamowitością stawiały pytania o ich Stwórcę. Jak w Księdze Psalmów:
Góry Baszanu – to góry wysokie,
góry Baszanu – to góry urwiste:
czemu, góry urwiste, patrzycie z zazdrością
na górę, gdzie się Bogu spodobało mieszkać,
na której też Bóg będzie mieszkał na zawsze?
(Ps 68, 16-17)
Leave a Reply