Czas już wyskoczyć z bajora grzechu
Jedynie złączenie ludzkiej dobrej woli i działań z Jego łaską poprzez modlitwę, częste przyjmowanie i naśladowanie Go daje szansę na ocalenie i pomnożenie tej „szalonej”, „bezgranicznej” i „dozgonnej”, a w rzeczywistości jakże kruchej miłości z dnia ślubu…
Chcielibyśmy dotknąć kwestii życia w łasce uświęcającej, a co za tym idzie – kwestii przystępowania przez małżonków do sakramentu pojednania. Chrześcijanin nie może przypominać żaby, która tkwi w brudnym bajorze (grzechu) i tylko od czasu do czasu (Boże Narodzenie, Wielkanoc) wynurza się na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza (przystępuje do spowiedzi); czyni to jednak bez chęci trwałej zmiany środowiska (brak gotowości do nawrócenia), z postanowieniem, że zaraz (tuż po Świętach) z powrotem zanurzy się w błocie (wróci do grzechu).
Dar, który czyni nas pięknymi
Powiedzmy sobie jasno: chrześcijańską normą jest trwanie w łasce uświęcającej, a zatem wolność od grzechu, zwłaszcza ciężkiego. Czym jest łaska uświęcająca? Darem Bożym, który sprawia, że dusza jest piękna i święta. Dar ten nadaje nam godność dziecka Bożego, czyni z nas przyjaciół Boga. Możemy liczyć na stały dopływ Jego siły i światła w codziennych sprawach. Gdy pozostajemy w przyjaźni, w żywym kontakcie z Bogiem, potrafimy bez pudła ocenić, co jest dobre, a co złe (bo mamy sprawne sumienie), a następnie iść za tym, co dobre (bo mamy silną wolę), bez żalu rezygnując (bo nie poddajemy się wpływom złego ducha!) z podsuwanych nam ślepych uliczek, pozornie atrakcyjnych, ale wiodących donikąd (a ściślej mówiąc – do grzechu, do utraty przyjaźni z Bogiem). Dodajmy, że oznacza to podążanie drogą, która prowadzi do zbawienia wiecznego, czyli do osiągnięcia najważniejszego celu naszego życia (przy całym szacunku do innych celów: godziwych, wielkich, wspaniałych, ale… pośrednich).
Systematycznie czyść kanały łaski
Łaskę uświęcającą otrzymujemy przez sakrament chrztu, tracimy przez grzech ciężki, a odnawiamy przez sakrament pokuty i pojednania. Przenosząc powyższe rozważania na grunt życia małżeńskiego, powiedzmy sobie jasno: jest ono tak poważnym zadaniem i wyzwaniem, że bez Bożej pomocy nie jesteśmy w stanie mu podołać. Tu trzeba stałego dopływu sił nadprzyrodzonych! Aby jednak ten dopływ był możliwy, trzeba systematycznie czyścić kanały, którymi te siły do nas przychodzą. I tak dochodzimy do… No właśnie: do czego? Potrzeby? Postulatu? Zachęty? Sugestii? Nie – do konieczności systematycznej spowiedzi obojga małżonków.
Wiemy, że słowo „konieczność” użyte w kontekście spowiedzi może u kogoś wywołać reakcję alergiczną. Bo jak je pogodzić z naszą potrzebą wolności, decydowania o sobie? Czy naprawdę bez spowiedzi nie ma mowy o rozwoju małżeństwa? Czy naprawdę muszę się spowiadać, jeśli zależy mi na jego dobru?
Autorzy: Beata i Tomasz Strużanowscy
Artykuł ukazał się w magazynie Tak Rodzinie
Leave a Reply