Wiara

O czarnej owcy, dwóch Stasiach i…

Co za ironia losu! Boży humor? A może… Panu Bogu już nie jest do śmiechu? Minął rok 2017. Czas jubileuszy – zasadniczo trzoda w Kościele rozdzieliła się na drodze i podreptała świętować dwie odmienne rocznice. Oczywiście były też takie owieczki, które pragnęły spróbować trawy na obu festynach, jednak widząc, że to niemożliwe, ostatecznie wybrały bardziej korzystną dla ich owczych żołądków alternatywę. I tak, jedni pasterze poprowadzili swoje stada ku obchodom pięćsetlecia wystąpienia niejakiego Marcina (nie, nie tego Madeja…) z Wittenbergi, a inni pamięcią sięgnęli do wydarzeń sprzed stu lat, kiedy trojgu pastuszkom objawiła się Matka Boża wzywając świat do pokuty i nawrócenia (w 400. rocznicę Reformacji!). Dla jasności dodam, że Marcin (tak, ten Madej) 13 maja spędził na Jasnej Górze i świętował… A cóż  mógł tam świętować?!

Teraz Episkopat zwraca nam uwagę na postać świętego Stanisława Kostki, ogłaszając Go patronem bieżącego roku. Jednocześnie nieustannie spotykamy się z przejawami dziwnych praktyk w ramach szeroko rozumianego tzw. ekumenizmu.  Szeroko rozumianego, bo pytając najróżniejszych kapłanów o sens i założenia ruchu ekumenicznego, odpowiedzi nierzadko zdają się wykraczać poza granice wyobraźni tej czarnej owcy, która  pytanie zadaje. Oto kilka przykładowych wypowiedzi – sprawdźcie to sami i porównajcie:

  1. W ekumenizmie chodzi o to, żeby doprowadzić do jedności Kościoła. Wspólna modlitwa liturgiczna i śpiew powinny łączyć braci wyznających tego samego Chrystusa, chociaż nie ma między nimi pełnej jedności.
  2. Celem ekumenizmu jest spowodowanie, aby katolik widząc protestanta nie zaciskał pięści – i vice versa (To dodają już tylko nieliczni).
  3. Sens ruchu ekumenicznego to wspólne bycie ze sobą, rozmowa, DIALOG. Nie musimy dochodzić swoich racji, wystarczy kompromis w niektórych sprawach, aby na rozłamie nie cierpieli wszyscy, których on dotyczy.

Zwolennikom pierwszej opcji polecam wskazanie świętego Agatona, papieża: Kto modli się z heretykami, sam staje się heretykiem. Bardziej swojsko brzmi powtarzane młodzieży przez Jana Pawła II polskie porzekadło: Z jakim przestajesz, takim się stajesz. Nie sposób zakwestionować mądrości wieków – starożytna zasada Kościoła, do której wielokrotnie odwołuje się kard. Joseph Ratzinger w Duchu liturgii brzmi: LEX ORANDI LEX CREDENDI – Prawo modlitwy prawem wiary. Jak się modlisz, tak wierzysz. Modlitwa, a szczególnie publiczny kult Boży w Kościele, poza tym, że jest instrumentem uświęcania jego uczestników, jest również żywym Katechizmem wiary poprzez obecność w gestach, słowach i znakach samego Nauczyciela i Mistrza. To właśnie w liturgii Mszy świętej stykamy się z Pierwszym Teologiem, Liturgiem i Katechetą całego Kościoła. Na Zachodzie zdezorientowane i wybrakowane stada owiec podążają za pasterzami, którzy zdają się zamieniać w barany. Pomysł wspólnej Komunii z protestantami na razie ucichł po odpowiedzi Stolicy Apostolskiej.

Afrykański kardynał Francis Arinze poczuł się w obowiązku upomnieć Stary Kontynent, że Ciało Chrystusa może być przyjęte jedynie w stanie łaski uświęcającej i  nie może być dzielone z przyjaciółmi jak piwo czy ciastko. Na mapie Europy, a także Polski, w ostatnim czasie coraz częściej odnotować można nowe cuda eucharystyczne – zazwyczaj tam, gdzie dokonano świadomej lub nieświadomej profanacji Najświętszego Sakramentu. Jeżeli Bóg przypomina o swojej obecności w tak transparentny sposób, raz po raz barwiąc korporały czerwienią swojej Przenajdroższej Krwi, domaga się czci i ekspiacji, cóż powinien uczynić chrześcijanin? Wyobraźmy sobie Majestat Pana Zastępów… Niepojęty, niewyobrażalny, nieskończony. Obawiam się, że gdybyśmy mieli świadomość wielkości obrazy Bożej spowodowanej profanacjami Ciała Pańskiego w kościołach na całym świecie, nie wstalibyśmy z kolan do końca naszych dni.  Tymczasem do stołu Eucharystii garną się rozwodnicy i protestanci, a w Kościele nie brakuje kapłanów, którzy nie są prawdziwymi strażnikami Sakramentu Ołtarza. Tomasz Akwinata, Doktor Anielski w hymnie o Najświętszym Sakramencie Lauda Sion przestrzega:

Biorą dobrzy i grzesznicy,
Lecz się losów przyjrz różnicy:
Życie tu – zagłada tam.
Złym śmierć niesie, dobrym życie:
Patrz, jak w skutkach rozmaicie
Czyn ujawnia się ten sam.
Oto chleb Aniołów błogi,
Dan wędrowcom pośród drogi,
Synów chleb prawdziwy mnogi,
rzucać go nie można psom.

Kiedy raz po raz słyszę zaproszenie na wspólne nabożeństwa ekumeniczne w świątyniach katolickich, coś się we mnie gotuje. Przy Chrystusie obecnym w tabernakulum stoją ludzie, którzy nie wierzą w Jego realną obecność. Patrzę z niepokojem na Namiestnika Chrystusa, który umywa muzułmanom nogi lub chce układać się z Moskwą. A uniccy męczennicy z Pratulina nie płaczą. Bo oni się weselą. Chwała męczeństwa…

2. Zaciskanie pięści to chyba największy i najbardziej bezczelny mit stworzony na potrzeby usprawiedliwienia quasi-ekumenicznych praktyk. Osobiście znam kilku protestantów, i żaden z nich nie doświadczył jeszcze w życiu jakiejkolwiek dyskryminacji ze strony katolika. I cóż z tego? Daliśmy sobie wmówić, że jesteśmy antysemitami – to czemu by nie być prześladowcami innych wyznań? Tak właśnie bokiem wyszło nam renesansowe bycie rajem heretyków

3. Dialog to jedno z ulubionych słów współczesnych przedstawicieli Kościoła otwartego. Czytając jeden z artykułów autorstwa kapłana katolickiego, w popularnej niedzielnej gazecie katolickiej, natrafiłem na ciekawą wzmiankę o tym, że nie należy piętnować Lutra, bo jest kimś ważnym dla protestantów, jest częścią ich tożsamości. Z tego miejsca wypadałoby przeprosić komunistów za krytykę Stalina, w końcu to dla nich wzór. Ba, słyszałem stwierdzenie jednego z księży, które można uznać za herezję historyczną, mówiące, że Luter był dobrym, przykładnym i wzorowym zakonnikiem. W tej kwestii polecam film Grzegorza Brauna Luter i rewolucja protestancka. Kompromis to choroba współczesnych obywateli, a także wiernych, kapłanów i biskupów. Ktoś wciąż kreuje fikcyjną jedność między wyznaniami chrześcijańskimi, gdy na spotkaniach ekumenicznych uczestnicy łapią się za ręce i wspólnie odmawiają Ojcze nasz. Nikt już nie mówi o nawracaniu żydów, muzułmanów, buddystów, hinduistów, a także protestantów i prawosławnych, a mnie przypomina się anegdota z życia św. Maksymiliana Marii Kolbego. Pewnego dnia święty powiedział w obecności jednego z młodszych współbraci: Oj, braciszku, biedni ci Żydkowie, biedni…, na co brat zdziwiony odparł: Ależ ojcze, jacy biedni, toć oni wszystko mają – banki, zakłady i fabryki, drukarnie… A święty Męczennik zakończył: Oj, braciszku, biedni są, biedni, bo do piekła idą…

Pewien kanonik określał uczestników spotkań ekumenicznych (duchownych) mianem czcicieli Świętego Ekumenizmu. Warto zastanowić się, czy kompromis już nie zasłonił nam Prawdy. A do czego doprowadzi Kościół otwarty wie tylko kościelny – kościół otwarty to kościół brudny, pełno w nim liści i śmieci z zewnątrz!

A święty Stanisław Kostka patrzy na nas i przypomina swoją biografię… W roku jemu poświęconym warto zauważyć, że gdy ciężko zachorował w Wiedniu, poprosił o Wiatyk. Mieszkał jednak u protestanta, który nie wpuścił kapłana z Najświętszym Sakramentem. Młodzieńcowi ukazała się święta Barbara, patronka dobrej śmierci i udzieliła mu Komunii świętej. Stanisław za swoje motto przyjął słowa Ad maiora natus sum. To przeznaczenie do wielkości wypływało z jego szczerej wiary w głębi duszy i bezkompromisowego dążenia do świętości.  Inny Stanisław – Hozjusz, Filar Kościoła (jak mówił o nim papież św. Pius V), parafrazując świętego Augustyna napisał:

Poza Kościołem katolickim możecie mieć wszystko, prócz zbawienia. Możecie mieć zaszczyty, możecie mieć sakramenty, możecie też śpiewać „Alleluja”, możecie odpowiadać „Amen”, możecie trzymać Ewangelię, możecie w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego mieć i głosić wiarę, lecz nigdzie nie możecie znaleźć zbawienia, tylko w Kościele katolickim. Poza nim można mieć wszystko, tylko tej miłości, która sama daje zbawienie, poza Kościołem nie ma, bo ktokolwiek ma miłość, nie dzieli jedności.

Dzisiaj, kiedy krytykuje się praktyki, które mają miejsce w ramach ekumenizmu, bardzo łatwo jest zostać czarną owcą, z którą ani inne, bielutkie, grzeczne i ekumeniczne owieczki nie chcą pospołu beczeć „Alleluja”, ani pasterze niezbyt entuzjastycznie nawiązują kontakt. A kiedy taka się zagubi, brakuje pasterza, który z miłością weźmie ją na ręce i przytuli do serca. Tak właśnie rodzą się czarne owieczki ekumeniczne, owieczki narodowe, a także czarne owieczki kibole, które już od maleńkości beczą o Żołnierzach Wyklętych; czarne owieczki tradycjonalistki śpiewające nieustannie Kyrie z  De Angelis, czarne owieczki w czerwonych pelerynach spod znaku Chrystusa Króla, i te z łatką antysemitek, które beczą i beczą w poszukiwaniu prawdy historycznej. Pan Bóg te owieczki KOCHA. Bierze na ręce i przytula te nie raz wyśmiane i poniżone czarne owce, którym zarzucono faryzeizm, schizmę, albo schizofrenię, zabrano szacunek, godność, miłość i głos w dyskusji. Kto tego dokonał? Faryzejskie białe owieczki, pobielane groby, jak przed dwoma tysiącami lat. Grzeczne i uśmiechnięte, zniszczą każdego, kto nie uśmiecha się wraz z nimi. Często nazywają niektóre z Czarnych Owieczek chuliganami, faszystami, oszołomami. A ja całym sercem wierzę, że Pan Bóg miłuje właśnie takie ideowe jednostki, takie owieczki chuliganki, które stają w prawdzie i potrafią walczyć o świętości. Bo takie owieczki, choć czarne, potrafią być szlachetne.

A jeśli ktoś nam zarzuci (tak jak Stanisławowi kardynałowi Hozjuszowi przed przeszło czterystu laty), że zbyt ostro nazywamy „braci odłączonych”, powtórzmy za Rodakiem: Każdą rzecz tak zowię, jaką jest: figę figą, motykę motyką, a heretyka heretykiem. 

Spokojnie, Hozjusz z kardynalskiej purpury dziś musiałby zmienić image na czarną wełnę…

O autorze

Marcin Madej

Marcin Madej (ur. 6 marca 2001) – uczeń kieleckiego Nazaretu, organista akademickiego kościoła Św. Jana Pawła II; zainteresowania: muzyka klasyczna, historia, język łaciński i… ciasta z cukierni naprzeciwko katedry kieleckiej; początkujący kompozytor utworów sakralnych, głównie na organy lub/i chór.

Leave a Reply

%d bloggers like this: