Jak wysokie odszkodowanie powinni otrzymywać uczniowie za to, że przez dwanaście lat nauki nie zostali wystarczająco dobrze przygotowani do egzaminu maturalnego?
Do kogo może mieć pretensje polski uczeń obowiązkowo edukowany w szkole, jeżeli po jej ukończeniu nie będzie biegle władał językiem ojczystym? Nie będzie umiał się wypowiadać w formie ustnej ani pisemnej? A co, jeżeli nie będzie umiał dobrze rachować lub dobrze znał przynajmniej jednego języka obcego? Kto wypłaci odszkodowanie dziecku, a raczej dorosłej już osobie, za zmarnowanych kilkanaście lat w szkole?
Kto jest odpowiedzialny za edukację?
Przeciętny uczeń jest edukowany w placówce oświatowej około dwunastu lat. Poświęca on kilkanaście lat swojego życia na naukę w sztucznie przygotowanych dla niego warunkach. Spędza on w szkole prawie czterdzieści godzin tygodniowo, a w domu, nauczyciele wyznaczają swoim uczniom dodatkowe nadgodziny. Wszystko po to, by zdobyć odpowiednią wiedzę i umiejętności. A co jeżeli ich nie zdobędą?
Do kogo z reklamacją?
Co w przypadku, gdy zdobyta wiedza i umiejętności będą niewystarczające, by uczeń mógł zrealizować swoje marzenia, zamierzania lub pasje? Do kogo powinien pójść z reklamacją, że nie został wystarczająco dobrze wyedukowany, aby np. zdać egzamin maturalny i móc dostać się na wymarzone studia?
Kto jest odpowiedzialny za edukację dziecka? W edukacji domowej dziecko może mieć pretensje do rodziców, bo to oni biorą odpowiedzialność za jego naukę. Jak jednak przedstawia się sytuacja z obowiązkową edukacją w szkołach publicznych? Czy odpowiedzialność za niewyedukowanie dziecka ponoszą wtedy jego rodzice? Wydaje się, że nie. Przecież oni oddają dziecko w ręce specjalistów od edukacji, czyli pedagogów, nauczycieli, urzędników MEN.
Odpowiedzialnością nie można obarczyć dzieci, przecież to one mają być kształtowane. Czy można dziecko uczynić odpowiedzialnym za swoje wychowanie i edukację, którą pobiera w szkole? Niektórzy chętnie przystaliby na to. Jednak jest to absurd, satysfakcjonujący tylko ludzi bez wyobraźni.
A może odpowiedzialność spoczywa na nauczycielach i urzędnikach? Przecież to od nich zależy czego i w jakim czasie powinno nauczyć się dziecko. Czy nauczyciel weźmie odpowiedzialność za to, że nie nauczył swoich uczniów biegłego posługiwania się nauczanym przez niego przedmiotem? Ja nie znam takiego.
Jeśli nie nauczyciel, to może ministerstwo? Ale który z ministrów edukacji odpowiadał kiedykolwiek przed rodzicami i uczniami, że wprowadzane za jego kadencji zmiany nie przyczyniły się do poprawy jakości nauczania? Który wypłacił odszkodowanie dzieciom za zmarnowanie dwunastu lat w murach placówki oświatowej?
Kto zatem jest odpowiedzialny za edukację dzieci?
Jeśli wszyscy są odpowiedzialni, to nikt nie jest odpowiedzialny
Dzieci już od najmłodszych lat muszą spełniać obowiązek szkolny. Rodzicom wmawia się, że szkolna edukacja jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie i tylko ona zapewni dzieciom rzetelną edukację. Co w przypadku, gdy jej nie zapewni? Kto w takim przypadku powinien zrekompensować dzieciom te kilkanaście lat pobytu w placówkach oświatowych?
Jestem nauczycielką jęz. polskiego w technikum i mamą czworga dzieci (piąte w drodze). Moje obserwacje są następujące – uczniowie nie czytają lektur, opuszczają sporo lekcji, nie uczą się, wolny czas spędzają na Facebooku (od którego są uzależnieni) lub imprezach. Czy można się dziwić, że nie zdają matury, skoro nie znają lektur, nawet tych z gwiazdką? Czy to moja wina, czy może jednak ich lenistwa? A może niektórych rodziców, którzy nie przywiązywali wagi do konieczności czytania i odrabiania lekcji i podważali autorytet nauczycieli? A może to ja powinnam dostać odszkodowanie?
Popieram wypowiedź mama4. Ja robię, co mogę, ale jak mi uczeń w liceum wciąż myli dodawanie i mnożenie w zakresie 10 (słownie dziesięciu!),to przykro mi, ale nie widzę w tym swojej winy. Według mnie ewentualne prawo do odszkodowań, różnie rozumianych, mógłby mieć uczeń ze średnią co najmniej 4.0. Poniżej tego progu, niech się liczy z tym, że na egzaminach trafi w to, czego nie umie, bo trzymanie go na siłę w szkole do późnej starości też nie ma sensu.