Biegali po korytarzach walcząc o małą książeczkę. O małą niebieską książeczkę. O tomik wierszy. Każdy chciał choć przez kilka godzin. Poczytać. To rozbawiło Ojca Alojzego, który – chociaż nigdy nie był poetą – to jednak też lubił. Poczytać. W sumie lepiej, że czytają wiersze niż Harry`ego P. albo Coelho P, pomyślał. Gdy jednak liryczna bieganina nie kończyła się, a nawet przybierała na intensywności, aż w końcu niebieska książeczka, sfatygowana, jakby jej czytelnikami byli żołnierze wojny stuletniej, została pozbawiona okładki, i od tego momentu przekazywano ją sobie w dwóch częściach, z nabożnym żalem w sercu i błyskiem łzawym w oku, czyli zyskała status relikwii, wówczas, ach, co za kilometrowe zdanie, a mówili w szkole, aby krótko i zwięźle, ale jak tutaj zwięźle, wówczas Ojciec Alojzy postanowił interweniować.
– Cześć Julka, zagadał do Julki, widząc, iż dzierży w dłoniach. – Myślisz, że dam radę? No, poczytać z tego niebiańskiego dzieła, ni to zażartował, ni to rzucił komplement. Takie małe ironiczne kurtuazje.
– Ojcze, czyta Ojciec na własną odpowiedzialność. To są erotyki. Poważne erotyki – patrzyła na Alojzego z poważną miną. Skoro poważne erotyki, więc mina też poważna, pomyślał Alojzy i lekko spąsowiał.
Julka, miłośniczka rowerów, której upadek ostatnio słyszano gdzieś w Nowej Zelandii, perorowała dalej:
– Jutro w południe proszę oddać. Bo ludzie czekają. Są zapisy, lista dwudziestoosobowa. Ale księdza puszczę poza kolejką. Uśmiechnęła się nieśmiało. – W nagrodę za Wio-Raj-Row. Czyli za Wiosenny Rajd Rowerowy. I proszę koniecznie przeczytać numer trzydziesty pierwszy! Numer trzydziesty pierwszy… o róży! – rzuciła i odeszła lekkim krokiem bezrobotnego anioła.
[Po pięciu godzinach, wieczorem. Ojciec Alojzy otwiera małą niebieską książeczkę]
Modlitwa, tytuł pierwszego wiersza nastraja całkiem optymistycznie. A nawet religijnie. Nieźle się zaczyna, westchnął. Numer sto szesnasty: o śmierci niechybnej, całkiem jak u księdza Baki, super. Ale tuż obok wiersz W gniewie: „Jak anioł, co frunął za wzgórza/ Ufność opuściła mnie na zielonej łące:/ Biedna dusza stała”. I tak strona po stronie. I tak wiersz po wierszu.
[Następnego dnia, w okolicach południa]
– I jak, co Ojciec powie? O wierszach – niecierpliwiła się Julka.
– Wiesz Youlka, powiem tak: to nie są wiersze… To czysta poezja!
– To wiemy wszyscy! – zniecierpliwiona nie dawała za wygraną. – Ale jak, przykleiły się do serca? A może się nie przykleiły…? To przecież erotyki! E-RO-TY-KI!
– Cóż powiedzieć, przeczytałem i żyję. Stąd wniosek, że od poezji się nie umiera, rzekł był Alojzy, oddał małą niebieską, i odszedł.
Po dwóch krokach zobaczył, że Youlka znowu stoi przed nim (jak ona to zrobiła?), wpatruje się w niego stanowczo, jak rewolwerowiec w westernie „W samo południe”,
– Tak łatwo Ojcu nie pójdzie! Proszę powiedzieć, nawet jeśli to będzie gorzka odpowiedź. Połowa gada, że to „nic takiego”, ale wszyscy kserują na potęgę. Wiem, bo babka w xero to moja znajoma.
– Dobrze wiedzieć, już nie będę u niej kserował testów biblijnych na klasówki! Chociaż powiem uczciwie, ja należę do pokolenia, które zamiast kserować, woli wpisywać własnoręcznie do swojego sztambucha. Ten typ tak ma. I oby się to już nie zmieniło. A wiersze…? Cóż, mówiłem Ci przecież, że to poezja. Krótko mówiąc w tych wierszach róża jest naprawdę różą, konwalia konwalią, a stokrotki 100krotkami! A ten Twój numer trzydziesty pierwszy, westchnął i począł cytować:
Pisałem Cię konwalią i zmierzchem –
I byłaś jak fontanna strzelista,
Mówiłem Ci zwierzenia najlżejsze
Na stokrotkach, w wierszach i w listach…
I już miał zacząć Alojzy wykład o pocałunku przez różę (bo przecież to najistotniejsza metafora numeru trzydziestego pierwszego), o imionach Umberta Eco i o tym, że nawet w teologii może być swoisty „casus rosae”, w którym teolog zachwyca się własną teologią zamiast zachwycać się Tym, który Jest – Jest i Kocha poetów i teologów – jednak Julka zniknęła. Niczym anioł, idący na spotkanie z następną ofiarą. A z nią zniknęła niebieska książeczka z urwanym skrzydłem. Niczym niebieski anioł.
– Dobrze, że nie zapytała, który wiersz zrobił na mnie największe wrażenie, sapnął Alojzy do swojego Anioła Stróża.
– Numer trzydzieści sześć! – szepnął zaaferowany anioł. – Na mnie też zrobił największe wrażenie.
– Ciszej, jeszcze ktoś nas usłyszy, zaniepokojony Alojzy szukał wzrokiem niebezpiecznych przedstawicieli Stowarzyszenia Umarłych Poetów.
– No tak, czytanie erotyków to…! Jaka to kategoria grzechów? – anioł był wyraźnie rozbawiony.
– Zapytaj króla Salomona, to przecież on napisał „Pieśń nad pieśniami”, najbardziej erotyczny tekst w historii ludzkości, biedny mnich nie dawał za wygraną.
Przez chwilę mierzyli się surowym wzrokiem, aby w końcu… parsknąć śmiechem.
* * *
Tej nocy Alojzemu przyśnił się mądry król Salomon. Trzymał w rękach niebieską książeczkę. Widocznie to z nim umówiona była w samo południe Julka. Król otworzył sfatygowany tomik na stronie, ja wiedziałem, że tak będzie, to żaden sen, to okropny koszmar, słodki koszmar, na stronie trzydziestej szóstej. Nie patrząc w ogóle w stronę wiersza, Salomon zaczął snuć swoją opowieść. O człowieku, którego żona umarła. Któremu został po niej ślubny welon, pantofelki i kolczyki. Ślubny welon zwinąłem w pomiętą gazetę. W rozpaczy kopałem w krzesło
puste,
zimne,
niedobre.
Mam jeszcze mydło po tobie, którym mydliłaś piersi – włosy mydliłaś gorące, i nos mydliłaś – i nos. Całuję ten śliski kamyczek, pożeram ten śliski kamyczek – na jutro mi już nie starczy, mój Boże, i zacznie się głód.
– Prawdziwy dramat zaczyna się tam, gdzie poezja miłości zmienia się w prozę życia, zapisał o świcie Ojciec Alojzy. Z bólem serca rozpoczął nowy dzień.
Na długiej przerwie podbiegła do niego Julka w towarzystwie czterech szkolnych łobuzów, a od niedawna „poetów”:
– Przychodzimy w piątkę, bo wiemy, że dla Ojca pięć to liczba magiczna.
– Może lepiej „mistyczna”? – poprawił ją Alojzy – A ja myślałem, że Twoi towarzysze to czterej jeźdźcy Apokalipsy!
– Bez takich proszę, jeżeli już, to czterej ewangeliści, skrzywiła się Julka. – Ojcze, czy możemy odprawić mszę za Grochowiaka?
Edgar Degas, Błękitne tancerki (1890)
Leave a Reply