Luty przykucnął nad brzegiem rzeki, zapatrzony na szare wrony spacerujące dostojnie po oszronionej trawie. Wielkie ptaki z czarnymi skrzydłami poruszały się dostojnie i majestatycznie, jakby świadome tego, że ktoś je obserwuje. Luty zastanawiał się, czy wrony szare zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo są różne od jednolitych czarnych gawronów czy szarawych kawek, i jak piękne są w tej swojej inności, niepodobnej do niczego innego.
Luty lubił obserwować ptaki. Zachwycały go swoją radością życia, prostotą i brakiem złośliwości, tak typowej dla ludzi. Były częścią natury, którą szanowały i starały się zrozumieć. Nie przeszkadzały sobie nawzajem, i choć wchodziły sobie w drogę, nie zabijały się z tego powodu i nie warczały na siebie ostrzegawczo, pokazując siłę. Tak, ptaki były bardzo mądrymi stworzeniami i Luty podziwiał ich delikatność, mądrość natury wpisaną w bynajmniej nie ptasie móżdżki, oraz grację z jaką się prezentowały, pokazując swoje piękno tym, którzy – tak jak on, potrafili się przy nich zatrzymać.
Z rosnącego tuż nad rzeką drzewa zaskrzeczała sroka. Podskakując zabawnie, puszyła się dumnie swoimi błyszczącymi piórkami. Luty uśmiechnął się do niej, a potem wstał i podszedł do rozłożystego drzewa, wyciągającego swoje ramiona na cztery strony świata. Te nagie gałęzie na tle nieba wyglądały jak misternie utkane koronkowe wzory, połączone niepowtarzalnym splotem. Cieniutkie gałązki splecione z grubymi konarami, zachwycały prostotą i nie rzucającą się w oczy skromnością. Luty kochał takie drzewa najbardziej. Dla niego nie musiały przystrajać się w zielone listki i ukwiecone ozdoby. Nie musiały również zasłaniać się śnieżną pierzynką, bo przyjmował je takimi, jakimi były; nagie, ale nadal zachwycające, jeśli tylko ktoś poświęcił im chwilę bezcennego czasu i przyjrzał się dokładniej.
Do takich zimowych drzew Luty lubił się przytulać. Czuł ich pulsującą energię i potęgę natury zapisaną w korzeniach i grubych pniach. Dawały mu siłę i szeptały obietnice, które Natura potrafiła dotrzymać. Przyroda potrafiła być wdzięczna, jeśli człowiek umiał ją szanować i żyć obok niej, przestrzegając praw od wieków ustalonych, i coraz częściej, niestety, łamanych przez ludzi.
W dole rzeki coś plusnęło, odwracając uwagę Lutego od drzewa. Kiedyś po tej rzece płynęła gruba kra, a wszystko wokół pokryte było białym śniegiem. Ostatnio jednak Zima kaprysiła, a Luty, choć tęsknił za mrozem i śniegiem, rozumiał ją, podobnie jak Styczeń. Z każdym dłuższym dniem, który Luty przynosił, ludzie coraz niecierpliwiej wyglądali Wiosny, a ptaki poszukiwały promieni słońca, stęsknione za ich ciepłą pieszczotą. Już niedługo Marzec wniesie ze sobą wiosenną zapowiedź radości, a zimowe miesiące odejdą w zapomnienie na cały długi rok. „Czy ktoś będzie za nimi tęsknił?”, pomyślał smutno Luty, wędrując wzdłuż rzeki wąską, wydeptaną ścieżką, na której zostawały błotniste ślady stóp.
Szara wrona uniosła swój czarny łepek i spojrzała za nim z życzliwością. Podobnie jak Luty, ona też powróci tu wraz z nadejściem chłodnych dni, gdy zmęczony Rok będzie myślał już o odejściu, robiąc bilans dobrych i gorszych dni. I tak jak Luty, odnajdzie te drobne zachwycenia, które zimą umykają tak wielu, a które mają zamknięte w sobie piękno, które tylko zatrzymanie może dostrzec i uwolnić.
fot. Marcin Piotr Oleksa
Leave a Reply