Na mozaice, znajdującej się w ołtarzu kaplicy Nuncjatury w New Delhi, obok św. Franciszka Ksawerego i – niebawem świętej – Matki Teresy z Kalkuty, znajduje się postać klęczącego, dobrze zbudowanego mężczyzny w kajdanach, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Na zewnętrz kaplicy znajduje się podobny posąg. Tym mężczyzną jest błogosławiony Davasahayam Pillai (1712-1752). Davasahayam w języku tamilskim oznacza Łazarz. Przed przyjęciem chrztu nasz Łazarz nosił hinduskie imię Neelakandan. Pochodził z dość wysokiej kasty Nair. Był urzędnikiem na dworze króla Marthanda Varma, władcy królestwa Travancore, na południu Indii. W wyniku nieurodzajów i złego zarządzania, Neelakandan stracił dużą część swojego majątku i zaczął się obawiać, że straci również szacunek ze względu na ubóstwo, które stało się jego udziałem. Swoimi troskami podzielił się z holenderskim kapitanem Eustacheus Benedictus De Lannoy, który był w tym czasie królewskim jeńcem wojennym. Pan De Lannoy, który był głęboko wierzącym katolikiem, wytłumaczył mu sens ludzkiego cierpienia w świetle starotestamentalnej Księgi Hioba. Ta biblijna historia o cierpieniu i zaufaniu Bogu tak wstrząsnęła Nilakandanem, że postanowił stać się chrześcijaninem. Kapitan, sam będąc w położeniu nie do pozazdroszczenia, potrafił przekonać swojego rozmówcę, że wiara którą wyznaje, to nie jakieś budujące legendy, ale słowo życia, które temu życiu nadaje sens i nawet w obliczu nieszczęścia daje siłę do przeżycia go z nadzieją.
Po dziewięciu miesiącach przygotowań Nilakandan przyjął chrzest z rąk jezuity, ks. Giovanni Battista Buttari, w roku 1745. Na chrzcie przyjął imię Łazarz, pochodzące od hebrajskiego imienia Eleazar, które można przetłumaczyć jako „Ten, któremu Bóg pomaga”. Podczas chrztu poświęcił się całkowicie Chrystusowi słowami: Nikt mnie nie zmusił do przyjścia, przyszedłem z własnej woli. Znam moje serce: On jest moim Bogiem. Postanowiłem pójść za Nim, będę to czynił przez całe me życie. W ślad za tymi słowami poszły czyny. Skarb prawdziwej wiary, jaki znalazł Devasahayam, nie zachował tylko dla siebie, ale postanowił go zanieść innym. Przez cztery lata prowadził ewangelizację w miejscu, gdzie mieszkał, zaczynając od swoich najbliższych. Nawrócił na wiarę katolicką swoją żonę, jak i wiele osób ze swego otoczenia.
Oczywiście jego nawrócenie i praca apostolska nie uszło uwadze tych, którzy nieprzychylnie odnosili się do chrześcijaństwa. Na skutek ich interwencji u króla, Devasahayam został aresztowany w lutym 1749 r. Początkowo starano się go nakłonić do powrotu do hinduizmu. Następnie rozpoczęły się groźby, poniżanie i tortury. Został wtrącony do więzienia i przez okres trzech lat był poddawany rozlicznym mękom, ale to nie złamało jego wiary. Kiedy król zauważył, że jego przykład pociąga dalsze nawrócenia, skazał go na śmierć. Wyrok wykonano 14 stycznia 1752 r. Ciało Nilakandana porzucono w lesie, jednak zostało odnalezione przez chrześcijan, którzy pogrzebali je przed ołtarzem w kościele pod wezwaniem św. Franciszka Ksawerego, który później stał się katedrą diecezji Kottar. Kult męczennika bardzo szybko rozszerzył się w regionie, gdzie żył i poniósł męczeńską śmierć. Jednakże dopiero w 1993 r. otwarto kanonicznie jego proces beatyfikacyjny. 1 grudnia 2012 r., dokładnie 300 lat od swoich narodzin, Nilakandan-Łazarz został ogłoszony błogosławionym Kościoła katolickiego, w diecezji której katedra wznosi się na jego relikwiach. Devasahayam Pillai jak na razie jest pierwszym świeckim błogosławionym w Indiach.
Czego może nas nauczyć ten błogosławiony z dalekich Indii? Przede wszystkim zaufania Bogu na wzór biblijnego Hioba. Nawet jeżeli spada na nas ból i cierpienie, ma to ukryty sens, który staje się w pełni jasny dopiero w obliczu wieczności. Można sobie wyobrazić, jaka musiała zaistnieć przemiana w hinduskim świętym. Najpierw martwił się, że z powodu biedy straci społeczne uznanie, ale kiedy spotkał Chrystusa, to już nie liczyło się nic więcej tylko sam Chrystus. Jak silna musiała być to wiara, która była poddawana próbie przez trzy lata. Święci wskazują drogę do nieba, przewodzą nam na szlaku życia, święci uczą jak samemu stać się świętymi. Tak naprawdę tylko to się liczy.
Leave a Reply