POWIASTKA DLA MARZYCIELI
W tej historii – przepisanej z filmu „Father Brown” – kawka widzi orła, który spada z góry na jagnię, chwyta je za grzbiet w swoje szpony i unosi w górę. Kawka postanawia postąpić podobnie: wzbija się w górę, spada na jagnię, chwyta je za grzbiet i… próbuje unieść w górę. Jednak jest zbyt słaba i daremnie macha skrzydłami, nie ma siły, aby porwać swoją ofiarę. Całą scenę obserwuje pasterz: podchodzi, laską pasterską podcina skrzydła kawce i zamyka ją w klatce.
Tutaj koniec powiastki. Ale nie dla nas, ponieważ warto popatrzeć na kawkę w klatce. Czy jest nieszczęśliwa, gdy tak samotnie spędza czas w niewoli? Niekoniecznie… jeżeli klatka została odpowiednio skonstruowana. Jeśli jest wielka, obejmując cały świat, jak w „Truman Show”, to uwięziony nie zauważa nawet, że został zamknięty w więzieniu. Jeśli klatka posiada złote kraty, uwięziony zajmie się zachwycającym wystrojem klatki i nie zauważy nawet swojej niewoli. Jeśli dodamy mu „dobre towarzystwo” w domu niewoli, wówczas zabawa i różne rozrywki nie pozwolą myśleć o wolności.
Powiastka uczy nas, że próżność nie popłaca. Nie wystarczy optymistyczna „wiara w siebie” albo „nadzieja, że wszystko będzie dobrze”. Kawka nie porwie jagnięcia, ponieważ nie jest orłem. Ale warto dopisać do tej historii ciąg dalszy: prawdziwym bohaterem jest przecież jagnię! Ocalone przez dobrego pasterza powinno czuwać. Jagnię codziennie narażone jest na niebezpieczeństwo. Być jagnięciem, które czuwa… oto prawdziwe zadanie dla każdego wierzącego. Tym bardziej, że wilk, a nawet „wilk wielkanocny” potrafi oszukać naiwność i łatwowierność współczesnego katolika. Ten przebiegły wróg Bożej owczarni podczas Wielkiego Postu odebrał nam łaskę łez. Zamiast opłakiwać mękę i śmierć Dobrego Pasterza, Oblubieńca, Mistrza z Nazaretu – płakaliśmy nad naszym cierpieniem, nad naszą biedą i lękiem. A w radosny poranek wielkanocny, zamiast śpiewu Alleluja, byliśmy zajęciu snuciem projektów, co zrobimy „po”, gdy minie czas zarazy, gdy znowu wszystko powróci do normy. Wilk wielkanocny ma swój misterny plan: odbiera nadzieję życia wiecznego, a w jej miejsce wkłada w nasze wnętrze marzenia o wygodnej i bezpiecznej egzystencji.
PORCJUNKULA
W Niedzielę Miłosierdzia Bożego nie wypada tak pesymistycznie: o kawkach, wilkach i doczesności, która jest ślepa na łaskę zbawienia. Warto wskazać drogę ocalenia, którą jest mały kościółek Matki Bożej Anielskiej w Asyżu. Czyli Porcjunkula. Ten zrujnowany kościół – a w okolicy tylko las, bagna i odludzie – święty Franciszek „przejął” od benedyktynów. I zaczął go remontować. Odbudowywać. Jak wcześniej kościół św. Damiana i kościół św. Piotra. Odbudowa kościoła w wymiarze materialnym staje się pracą wewnętrzną. Budując kościół, budujemy Kościół, duchową wspólnotę tych, którzy pragną służyć Bogu. Wchodzimy w przestrzeń, w której nastąpi pojednanie z Bogiem pełnym miłosierdzia. I tutaj najważniejsze! W roku 1216 Franciszek udaje się do pobliskiej Perugii, by prosić dopiero co wybranego papieża Honoriusza III o łaskę odpustu dla swojej Porcjunkuli. Tym, którzy wyspowiadani i skruszeni wejdą do kościółka Porcjunkuli, Kościół udziela przebaczenia win i kar za całe dotychczasowe życie. Zamiast pielgrzymować do Jerozolimy, Rzymu i Santiago (a na takie wojaże trzeba mieć spore fundusze), wystarczy z pokorą i prostotą przystąpić do Porcjunkuli.
Łaska odpustu zupełnego, odpustu Porcjunkuli, rozszerza się na wszystkie świątynie franciszkańskie, a potem na wszystkie kościoły parafialne na świecie. W „Obrazach nadziei” kard. Joseph Ratzinger tak wspomina dzień Porcjunkuli:
Z czasów mojej młodości pamiętam odpust Porcjunkuli jako dzień wielkiej głębi duchowej, jako dzień wspólnego przyjęcia sakramentów i jako dzień modlitwy. Na placu przed kościołem panowała tego dnia jakaś osobliwa uroczysta cisza. Ludzie wciąż wchodzili do kościoła i wychodzili. Czuło się, że chrześcijaństwo jest łaską i że w modlitwie się otwiera. Ostatecznie wszystko jest łaską.
Każdego dnia, o piętnastej, w godzinie Miłosierdzia Bożego, otwiera się niebo, abyśmy przyjęli łaskę zbawienia. Aby nasze serce, niczym Porcjunkula zmienione w maleńkie niebo, napełniło się łaską.
Kryzys współczesnego Kościoła należy zacząć – jak Święty z Asyżu – od odbudowania świątyni. Odbudowa katedry Notre Dame odnową wiary Europy? Właśnie tak…! Jak Noe budując arkę dokonał ocalenia swojej rodziny, tak my – budując nasze wewnętrzne „katedry”, nasze małe osobiste Porcjunkule – otrzymamy łaskę obecności Boga żywego w naszym życiu. Jesteśmy przecież, jak mówił kard. Stefan Wyszyński, pokoleniem orłów.
Leave a Reply