Bangalore nie od razu stało się najważniejszym miastem indyjskiego stanu Karnataka. Zanim to się stało, w tym mieście powstał pałac maharadży, który posiadał stolicę swojego królestwa w Mysore. Kiedy stanąłem przed tym pałacem, moje pierwsze skojarzenie dotyczyło Anglii. Ale upał, improwizowany parking, tudzież roślinność, uświadomiły mi, że jednak nie jestem na Wyspach Brytyjskich. Pałac został wybudowany w stylu Tudorów, z łamanymi, neogotyckimi łukami w oknach, ze stylizowanymi blankami i wieżyczkami, przypominając zamek Windsor (w pomniejszonej skali). Jakkolwiek audio-przewodnik tłumaczył, że zamek w Windsor nie był w żadnym wypadku inspiracją dla tej budowli, to jednak po obejrzeniu zamku Windsor skojarzenia nasuwały się same, pomimo tłumaczeń przewodnika i szczerych wysiłków własnych, aby takich skojarzeń nie mieć. Pałac położony jest w przepięknym parku. Zanim miejsce to stało się królewską posiadłością, należało do anglikańskiego duchownego, wielebnego J. Garrett, który w 1864 rozpoczął tutaj budowę swojej rezydencji.
Wielebny Garrett był jednym z pionierów edukacji w Bangalore, zapoczątkował również wydawanie prasy, a także publikację pierwszych książek w lokalnym języku kannada. Był pierwszym dyrektorem Centralnej Szkoły Średniej w Bangalore, obecnie znanej jako Central College. Cała posiadłość została zakupiona od wielebnego Garretta w 1873 r. przez brytyjskich opiekunów maharadży Chamarajendra Wadiyara X (1868-1884). Ich głównym zadaniem była troska o odpowiednie wykształcenie oraz przygotowanie administracyjne przyszłego władcy królestwa Mysore, który rozpoczął swoje panowanie w 1881 r. Ponieważ w Bangalore nie znaleziono odpowiedniego miejsca dla maharadży, postanowiono wybudować dla niego stosowną rezydencję. Rozbudowa rozpoczęła się w 1874 r., a zakończyła cztery lata później. Oczywiście później pałac był jeszcze przebudowany i odnawiany. W dalszym ciągu pałac znajduje się w rękach królewskiej rodziny Wadiyar. Do publicznego zwiedzania pałac został udostępniony w 2005 r.
Przy wejściu wchodzących wita głowa słonia, trofeum jednego z maharadżów. Na fotografiach umieszczanych na ścianach pałacu można zobaczyć zdjęcia z polowań, również na tygrysy. Oprócz polowań ulubioną rozrywką męskich członków królewskiej rodziny była gra w polo, przynajmniej takie wrażenie można odnieść, oglądając umieszczone na ścianach fotografie. Na parterze pałacu znajdowała się sala balowa, gdzie dwór królewski wraz z miejscową arystokracją i brytyjskimi dostojnikami cywilnymi i wojskowymi bawili się w rytm muzyki, indyjskiej oraz europejskiej, w bardziej lub mniej ważnych chwilach. Przy okazji zwiedzania dowiedziałem się, że sala balowa w dalszym ciągu pełni swoją rolę. Oczywiście po uzgodnieniu z dyrekcją muzeum, oraz za pewną opłatą, można organizować tutaj przyjęcia i bale.
Na pierwszym piętrze znajdowała się sala tronowa, gdzie maharadża przyjmowała gości i spotykał się ze swoim dworem. W dalszym ciągu wędrówki, idąc za wskazaniami audio-przewodnika, natknęliśmy się na bajkową scenerię, jakby nagle obrazy przedstawiające XIX-wieczne życie dworu nagle ożyły i przeniosły nas w czasie do innej epoki, wypełnionej postaciami w pełnych przepychu strojach. Ale było to tylko wrażenie, ponieważ rozciągnięte kable, o które się potykaliśmy, uświadomiły nam, że o żadnej podróży w czasie nie ma mowy. Potem ujrzeliśmy reflektory i kamery. Okazało się, że we wnętrzach pałacu kręcono jakieś reklamy tradycyjnych strojów ślubnych, które jednak dość się różnią od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w zachodnim świecie. W obecnych czasach trzeba mieć pomysł, co zrobić z historycznym pałacem, nawet w Indiach. Niekoniecznie jest to najwygodniejsze miejsce do zamieszkania, a koszty utrzymania są dość znaczne.
Czasem małe dzieci, słuchając albo oglądając bajki, marzą o tym, aby posiadać zamek lub pałac. A niejednokrotnie i bardzo duże dzieci, mające kilkadziesiąt lat, marzą wciąż, aby posiadać coś, czego w danej chwili nie mają, i myślą, że to naprawdę dałoby im szczęście. Wyobraźmy sobie, że dziwnym zrządzeniem losu te marzenia o posiadaniu zamku, pałacu, drogiego samochodu, jachtu nagle się realizują. A potem pomyślmy, ile przy tym pojawi się problemów z zarządzaniem tymi dobrami. Nagle okazuje się, że trzeba płacić jakieś podatki, zatrudnić personel, któremu trzeba zapewnić utrzymanie, zabezpieczenia przed kradzieżą, ubezpieczenia, remonty itd. Nie wystarczy daną rzecz posiadać, ale trzeba również posiadać środki i umiejętności, aby nią zarządzać. Czy tak naprawdę sami wiemy, co dla nas jest prawdziwym dobrem? Wreszcie, kto nam potrafi dać prawdziwe dobro? Jak to dobrze, że św. Łukasz zanotował w swojej Ewangelii słowa Pana Jezusa: Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? (Łk 16, 11-12).
Leave a Reply