I tu nagle STOP. Czas na kolejny etap – rodzicielstwo, a etap nie nadchodzi. Mimo starań, badań, wspomagania, leczenia, modlitw… Po prostu nie. I tyle by było na temat mojej kontroli nad moim życiem. I na temat mojego planu…
Nie rozumiem Bożego planu wobec mojego życia. Że ten plan jest i się realizuje, nie mam żadnych wątpliwości, patrząc na to co minione, ale i na to, co się dzieje na bieżąco. Że ten plan jest dobry, też nie podlega dyskusji (znów perspektywa czasu). Że Pan Bóg wysłuchuje moich modlitw – także. Ale nie zawsze to wszystko sprawia, że jest mi łatwiej godzić się z brakiem potomstwa.
Przez długi czas wszystko w moim życiu układało się zgodnie z planem – moim planem (a ja z tych, co zawsze muszą mieć plan, a i innym też wszystko zaplanują…). Studia, miłość, zaręczyny, ślub, mieszkanie, praca… I tu nagle STOP. Czas na kolejny etap – rodzicielstwo, a etap nie nadchodzi. Mimo starań, badań, wspomagania, leczenia, modlitw… Po prostu nie. I tyle by było na temat mojej kontroli nad moim życiem. I na temat mojego planu…
Modlę się i często z zaskoczeniem obserwuję, jak łatwo Bóg spełnia moje prośby, jak szybko na nie odpowiada. Nie słucha (?) tylko tej jednej o potomstwo… A pewnie i tej wysłuchał, ale ja i tak nie rozumiem, dlaczego nie mam (jeszcze?) dzieci.
Wierzę, że dba o moje dobro, tak jak ja o dobro dzieci, które mnie otaczają. Wiem, że coś im zaszkodzi, że mogą się zranić, że będzie to miało konsekwencje w przyszłości, że jeszcze są za małe i im odmawiam, nie daję. Po prostu je chronię. Ale staram się tłumaczyć, żeby rozumiały. A ja nie rozumiem.
Pan Bóg mnie prowadzi z niezwykłą cierpliwością i troskliwością. Owszem stawia wyzwania, czasem zaskakujące i wydaje się, że poza moimi możliwościami, ale nigdy nie ponagla. Cierpliwie czeka na moją zgodę. A gdy ją w końcu otrzymuje (czasem po miesiącach), daje mi wszystko, czego potrzeba, by sprostać zadaniu, a nawet więcej. Gdy ogarniają mnie wątpliwości, gdy opuszczają siły – wysyła ludzi. Zawsze wtedy ktoś zadzwoni akurat w tej sprawie, albo wyśle dodającego otuchy SMS-a. To niesamowite.
Naprawdę na wszystkie prośby, poza tą jedną, Pan Bóg odpowiada ot tak. Choćby przykład najświeższy. Jakiś czas temu powiedziałam Mu, że skoro nie moje własne, to może chociaż kolejne chrzestne (po prostu dziecko)… Niedługo później dowiedziałam się, że moja przyjaciółka jest w ciąży, dziś poprosiła mnie na matkę chrzestną. Już gdy usłyszałam, że jest przy nadziei, czułam, że to właśnie odpowiedź na moją modlitwę. Nic jej nie mówiłam, mimo że planowałam właśnie podczas tego naszego spotkania o tej mojej rozmowie z Panem Bogiem jej opowiedzieć, tak po prostu.
No właśnie. Widzę i wiem, że Pan Bóg mnie słucha, prowadzi i działa w moim życiu. Widzę, że wszystko, co robi jest dobre. A ja cieszę się, że będę matką chrzestną (i to chłopaka!*), ale już zadaję sobie pytania – czy to oznacza, że jednak własnych dzieci mieć nie będę? Bo wciąż nie rozumiem, czemu nie mam…
Jak dobrze, że Bóg jest cierpliwy i troskliwy. I mam nadzieję, że tak jak teraz minione lata układają się w logiczną całość, i widzę jak potrzebne były poszczególne wydarzenia, by mnie przygotować do kolejnych, tak kiedyś zrozumiem i ten jeden element planu. Bo wszystko potwierdza, że to też element planu. Tylko ja nie rozumiem, dlaczego tak…
A dziś, mimo wszystkich pytań, radujmy się, bo przecież Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał! A to też nadzieja na to, że po przejściu do nowego życia będę mogła uzyskać odpowiedzi na wszystkie pytania i zobaczę moje życie już jako całość, bez żadnych braków. Choć pewnie wtedy przestanie to mieć znaczenie, a radość ze spotkania z Panem wynagrodzi wszystko.
*Nie znaczy to, że mniej cenię dziewczynki. Po prostu wokół mam same dziewczynki. Najwspanialsze i najpiękniejsze. A miło będzie czasem móc poszukać czegoś dla chłopca.
em
Mam dużą rodzinę, pięcioro rodzeństwa, nastarszy brat w tym roku 35 lat, najmłodsza sisotra kończy gimnazjum. Wszyscy z kimś, a ja ciągle sam. Nie potrafię zrozumieć Boga… Staram sie chodzić jak najczęściej do kościoła, kiedy tylko mam czas. Staram się Go poznawać, żyć tzw. żywą wiarą, nie wstydzić się Jezusa ani wiary. Uważam, że kiedy Bóg będzie na pierwszym miejscu, to wszystko inne będzie na odpowiednim. Już sam nie pamiętam jak długo się modlę w intencji drugiej połówki. Należę do wspólnoty, w tym roku będę prowadził konferencję o temacie „głoszenia”, czy bez tej zupełnej, 100% wiary „O cokolwiek prosić mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię” będę wstanie zrobić to dobrze? A przecież mógłbym przenosić góry jeśli moja wiara byłaby choćby wielkości ziarnka gorczycy. Czy ja rzeczywiście wierzę? Brakuje mi tego przekonania z powodu braku odpowiedzi Boga, na tak ważne dla mnie, życiowe pytanie, „kiedy ten następny etap”. Czy Bóg daje w serca pragnienia, których nigdy nie spełnimy? Ufam, że nie. To jest moją nadzieją, to jest coś co mnie trzyma w dobrej kondycji, jednak czasami przychodzi ta myśl, „dlaczego nie słuchasz Boże?”. Często upadam, nie umiem przez to pokochać siebie, a przynajmniej tak mi się wydaje i też przez kilka wspomień z dzieciństwa, a może przez ich brak. Jak więc znajdzie się ktoś poza Bogiem kto pokocha mnie kiedy sam nie umiem, kiedy mam wrażenie, że nie jestem tego wart, kiedy poznaję kogoś po dłuższym czasie i szybko okazuje się, że momi iż się ze mną spotyka to ma już tą drugą połówkę? Dlaczego? Jak? Kiedy?
Z Panem Bogiem.