Słowa. Tak łatwo je wypowiadać, deklarować, zapewniać. Tak łatwo być przy kimś, gdy jest „na fali”, gdy wszystko mu sprzyja, a ludzie go podziwiają. Ale tak trudno pozostać przy kimś i zachować wiarę, gdy cały świat odwraca się plecami i potępia, rzucając oskarżenia i słowa, które ranią dotkliwie. Z jaką żarliwością potrafimy obiecywać, że będziemy trwać przy kimś murem, a potem, w jednej chwili, wypowiedzieć to jedno zimne zdanie: „Nie znam tego Człowieka”. I wyprzeć się wszystkiego, co kiedyś było dla mnie ważne; co miało sens i wartość i w czym wzrastałem jako dziecko.
Tak łatwo w dzisiejszych czasach odwrócić się od Chrystusa, traktując Go jako relikt, dzisiaj już niemodny i niepotrzebny. Kto dziś ma czas, aby wierzyć? Wiara wymaga poświęceń, a współczesny świat nie lubi niczego poświęcać. Lubi brać, traktować wszystko lekko i czerpać z życia przyjemność z przeświadczeniem, że nam się to należy. Bo kim w zasadzie jest ten Jezus, który od wieków spogląda na mnie w milczeniu, i o którym, tak naprawdę, nie wypada mówić publicznie? Nie znam Go. Omijam wzrokiem smutną twarz, żebym tylko nie poczuł najdrobniejszego choćby ukłucia w okolicy serca; w tym miejscu, gdzie kiedyś było moje sumienie. Nie patrzę w oczy, w których nie ma wyrzutu ani potępienia. A szkoda, bo gdybym tylko odważył się stanąć przed krzyżem, do którego przybito Chrystusa i uniósł głowę tak, aby nasze oczy mogły się spotkać, dostrzegłbym w Jego spojrzeniu ogrom Miłości, jakiej nie może mi ofiarować żaden człowiek. I może bym chociaż spróbował zrozumieć coś, co w naszym ludzkim pojmowaniu świata jest nie do pojęcia; to, że On nigdy ze mnie nie zrezygnował; że jest w stanie wybaczyć mi moje świństwa i to, że podobnie jak Piotr, kiedyś się Go wyparłem. I pomimo tego, wyciąga do mnie swoje ramiona w geście miłości, która przyjmie wszystko. Również moje słabości i moje pogubienie. I te skrawki człowieczeństwa, jakie mi jeszcze zostały…
W drodze na Golgotę, milcząca nieobecność Piotr zabolała. Jeszcze nie tak dawne „hosanna”, teraz zamienia się w „ukrzyżuj”. Jest samotność i brak oparcia w tych, których ukochał do samego końca. Miejsce rybaka, który tak łatwo zapewniał o trwaniu z Mistrzem, zajmuje Cyrenejczyk, stając się uczestnikiem drogi krzyżowej Jezusa. To nie Piotr ociera umęczoną twarz, ale kobieta, Weronika, która staje przed Nazarejczykiem dając i – otrzymując.
O czym myślałeś Piotrze, gdy twój Mistrz po raz trzeci upadł pod ciężarem nie swojego krzyża? Gdzie wtedy byłeś? Dlaczego nie miałeś na tyle odwagi, aby podbiec, i choćby w milczeniu, trwać przy Nim? Dlaczego zabrakło Ci wiary, aby jak Jan, podejść pod krzyż i spojrzeć Mu w oczy z niemym „przepraszam”, wypisanym na zawstydzonej twarzy?
Może dlatego, abym po tylu latach odmierzonych w tysiącach, mógł pojąć, czym jest Miłość? Ileż wśród nas wątpiących i wypierających się Jezusa Piotrów. Ile odrzuceń krzyża, bez którego nie da się w pełni przeżyć życia. Jezus nie potępił Piotra. Z miłością przebaczył i wyniósł do godności Pierwszego Apostoła, któremu wręczył klucze do Domu Ojca i którego opiece powierzył tych, którzy do Niego należą.
Mnie też nie potępi i będzie czekał cierpliwie. Z miłości do mnie jest gotowy, kolejny raz wziąć na swoje ramiona krzyż, który na niego zrzuciłem. Nie usłyszę z Jego ust wyrzutu, ani skargi. Nie osądzi mnie i nie rozliczy. Nie zaśmieje się szyderczo i nie będzie starał się mnie zatrzymać za wszelką cenę. On spojrzy tylko na mnie tak, jak nikt dotąd na mnie nie patrzył i po prostu powie: „Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się.”
Nie bój się pójść za Nim. Pomimo zwątpienia, zaufaj. Cuda oczekują cię wszędzie. Otwórz tylko oczy i spójrz na Jezusa, który w krzyżu dał ci najsilniejszą broń.
Wykorzystaj ją.
Leave a Reply