Różnie można o tym powiedzieć – poronienie, strata dziecka, ciąża biochemiczna, przedwczesne samoistne zakończenie ciąży, śmierć… Różnie też ludzie to przeżywają i mają do tego prawo – każdy ma inną wrażliwość, może inaczej to odczuwać. Niewątpliwie jest to ogromnym bólem i rozłąką z kimś bliskim – synem lub córką, pożegnaniem pewnej nadziei, trudnym doświadczeniem fizycznym i psychicznym. Trzeba być niezwykle delikatnym, kiedy rozmawia się z osobą, która tego doświadczyła.
W ubiegłym roku trzy razy doświadczyłam takiej straty. Mimo, że za każdym razem miałam przeprowadzane dokładne badania medyczne i okazywało się, że jestem zupełnie zdrowa. Nie chcę skupiać się na opisach fizycznych tych doświadczeń ani na lekarskich opiniach. Nie chcę też pisać o reakcjach innych ludzi na ten temat, ich komentarzach często dawanych z dobrą wolą, a jednak zdarzały się również bolesne. (Swoją drogą nie jest też łatwo dać odpowiedni komentarz, bo jak wcześniej wspominałam każdy inaczej to przeżywa i czego innego potrzebuje: ktoś chce współodczuwania, inny pocieszenia, dania nowej nadziei, czy też wysłuchania…)
Chciałam napisać o duchowych owocach strat, które stały się łaską i darem. Bóg potrafi przemienić ból w radość, łzy w taniec, stratę w zysk. Można powiedzieć, że dziecko umarło, ale równie prawdziwym jest stwierdzenie, że urodziło się od razu dla nieba. Można powiedzieć, że straciłam dziecko, a można też powiedzieć, że zostałam matką i to matką świętego. Wszystko zależy od perspektywy, którą przyjmiemy – czy skupimy się jedynie na tym co ludzkie i doczesne, czy też spojrzymy głębiej, z wiarą. Co więcej obie te rzeczywistości nieustannie się przenikają, obie są prawdziwie. Bo przecież jest ból po śmierci, ale też radość ze świadomości życia wiecznego. My chrześcijanie jesteśmy powołani do tego, by odkrywać w swoim życiu działanie Bożej łaski i do dzielenia się tym z innymi.
Dlatego mimo bólu, łez i cierpienia, widzę też piękne owoce tego trudnego doświadczenia. Ono mnie przemieniło, jest dla mnie łaską. Teraz inaczej patrzę na dar życia, bardziej raduję się z przywileju wychowania dzieci, które udało mi się fizycznie urodzić. Straty zjednoczyły mnie z mężem i odnowiły naszą miłość – bo razem przechodziliśmy przez te doświadczenia. W końcu też prawdziwie uwierzyłam w Zmartwychwstanie. Na nowo uczę się kochać i ufać Bogu, teraz bardziej świadomie, w pełnym oddaniu. Przecież to On jest Panem życia i śmierci, a wszystko co nam daje – daje z miłości do nas.
Leave a Reply