Czerwcowa gorąca sobota. W wazonie pachną peonie i jaśmin. To jeden z tych pięknych dni w roku, gdy słońce wstaje tuż po czwartej, przewracam się na drugi bok i myślę z przyjemnością, że mogę jeszcze pospać. W końcu słyszę budzik, wstaję wcześnie jak na nasze rodzinne weekendowe zwyczaje. Dochodzi siódma, czyli pobudka jak do pracy. Biorę prysznic, robię makijaż i ubieram ulubioną lnianą tunikę. Dziś dzień szkoleniowy, chcę dobrze wyglądać, będą na mnie patrzeć uczestnicy warsztatu. Jeszcze szybkie rozładowanie zmywarki, rozłożenie po szafach wypranych ubrań i wsiadam do samochodu z kubkiem porannej kawy. Mam półtorej godziny, żeby przejechać 130 kilometrów. Za chwilę stanę przed wyjątkowymi uczestnikami: wychowankami domów dziecka i z rodzin zastępczych, by opowiedzieć im o tym jak szukać pracy, pisać CV i przygotować się do rozmów rekrutacyjnych.
Do sali konferencyjnej wchodzę razem z drugim trenerem – Jackiem. Oboje mamy za sobą tysiące godzin szkoleniowych na temat aktywności na rynku pracy. Młodzi Ludzie siedzą na odległym krańcu stołu. W ich oczach wyłapuję ironie i obawę o to czy będziemy się czepiać, jak typowi dorośli: że mówią źle, że piszą z błędami ortograficznymi, że nie uważają i gadają na spotkaniu? Zastanawiam się, czy będziemy w stanie skupić ich uwagę na sześć długich godzin? Od początku proponujemy im przejście na komunikację po imieniu, siadamy też między nimi, żeby poczuli naszą bliskość, to skraca dystans i daje namiastkę przyjaznej atmosfery w pracy. Czuć, że klimat trochę się ociepla. Domyślam się, że dzieci, które trafiają „w pieczę zastępczą” nie pochodzą ze zdrowych rodzin. Często dotknięte już w życiu prenatalnym FAS, zaniedbywane od wczesnych lat, straumatyzowane trudnymi doświadczeniami dzieciństwa, żyją teraz z obcymi ludźmi w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Nawet nie pytam, jaki bagaż doświadczeń niosą w swoim szesnasto-siedemnasto-osiemnastoletnim życiu… Prosimy, żeby się przedstawili: powiedzieli co umieją, co lubią, podali swoją jedną cechę. Padają różne określenia: jestem głupi, jestem denerwująca, gram ludziom na nerwach, nic nie umiem, niektórym trudno jest powiedzieć co lubią. A to dopiero rozbiegówka do warsztatu. Staram się nie myśleć o moich dzieciach, o dzieciach moich przyjaciół, które są ich rówieśnikami. Im nikt nie każe iść do pracy, pisać CV, przygotowywać się do interview.
Moją intencją jest zachęcić tych młodych ludzi do marzenia, chcę, żeby dali sobie prawo do walki na rynku pracy o wymarzony zawód. Zadajemy im ćwiczenie pt. dream job, czyli opowiedz, albo narysuj swoją pracę marzeń,. Na początku nie wiedzą co chcą robić, ktoś gdzieś im powiedział, że mają iść do szkoły, bo muszą zdobyć jakiś zawód. Dla większości ten zawód to nie marzenie, to obowiązek, to cudzy pomysł na ich życie. Jako coach kariery często zadaję klientom pytanie: Gdybym była dobrą magiczną wróżką i mogłabym ci wyczarować idealną pracę to co by to było? To ważne pytanie, ono mówi o potrzebach, o misji życiowej, o najważniejszych talentach. Liczę na to, że to pytanie otworzy drzwi do tego co jest być może ukryte w głębi serca. Mam nadzieję, że zostanie z nimi na zawsze, że jeśli pozwolą sobie na marzenie to będą mogli do niego wrócić, będą szukać sposobów na jego spełnienie. Mija długa chwila pracy, motywowania i mamy dziesięć pomysłów na dorosłe życie zawodowe…. Uff z ulgą stwierdzam, że jest dobrze, weszli w ćwiczenie. Ktoś chce być fotografem, weterynarzem, fryzjerem, politykiem. Jest chętna, aby zostać aktorką. Jeden z chłopców chce zostać hydraulikiem innych planuje mieć wypożyczalnię samochodów luksusowych – dopytujemy gdzie i mówi na głos, że w Dubaju. Jedna z dziewczynek marzy o tym, żeby zostać psychologiem, chce rozmawiać z ludźmi, żeby czuli się lepiej, uczy się pilnie, żeby dobrze zdać maturę i dostać się na studia. Wyróżnia się na tle grupy rówieśniczej, widać, że jest bardzo zmotywowana do realizacji swojego celu. Chłopiec z lekkim porażeniem mózgowym chciałby zostać strażakiem, ale wie, że stan zdrowia na to mu nie pozwoli. Rozmawiamy o tym, co jest dla niego ważne w tym zawodzie i jak inaczej może pomagać ludziom. Kolejny chłopak mówi: Jak będę dorosły chcę mieć nocny klub. Widać, że przemyślał sobie plan: klub będzie w Niemczech, będą tam tancerki i prostytutki. Mierzwi mnie język, ale nie komentuję… W przerwie otwiera się nieco i mówi, że od dziecka takie kluby widział, bo wychowywali go dziadkowie i razem z nimi oglądał często różne rzeczy w filmach… Myślę sobie, że pewnie nie zna innego życia, tak jak i pozostali, prawdopodobnie nie mieli okazji obserwować rodziców pracujących na utrzymanie rodziny. Nie mają wzorców profesjonalnych postaw, które mogliby naśladować w dorosłym życiu.
Znam firmy, które dają szansę ludziom obarczonym ryzykiem wykluczenia na rynku pracy, prowadzą programy stażowe i mentoringowe dla młodzieży, czy dorosłych z trudną historią osobistą. Kiedyś miałam klientkę, która jako nastolatka popadła w narkomanię. W momencie zdrowienia trafiła z Monaru do firmy, w której zaopiekował się nią mentor, pomógł zacząć pracę i wejść w dorosłe życie. Była bardzo wdzięczna za to, że dostała swoją szansę, że mogła stać się częścią zdrowego, normalnego, współpracującego zespołu. Poznałam też mężczyznę, który jako nastolatek trafił do więzienia, gdzie spędził osiemnaście długich lat i w tym czasie skończył szkołę zawodową. Kiedy wyszedł z więzienia nie miał nic… Zaczął chodzić z prostym życiorysem do różnych pracodawców. Jeden z poznanych ludzi, właściciel niedużej firmy poligraficznej zaryzykował i dał mu pracę, w ten sposób zyskał lojalnego i zaangażowanego pracownika, na którego mógł liczyć przez lata. Dzięki pracy ten mężczyzna zbudował swoje życie od podstaw, znalazł mieszkanie, po kilku latach założył rodzinę. Kiedy jestem świadkiem takich historii myślę, że czasem praca daje życie.
Uczestnikom mojego sobotniego szkolenia życzę dobrego wejścia w rynek pracy. Życzę im, aby spotkali życzliwych i cierpliwych opiekunów, którzy ich wesprą i przeprowadzą przez wyzwania pierwszych dni, tygodni, miesięcy, a pewnie i lat pracy. Oby wśród mądrych ludzi odkryli, że praca może nadawać sens i wartość, rozwijać i prowadzić do spełnienia marzeń.
Drogi Czytelniku, jeśli trafi się w Twojej firmie młody człowiek, który przyjdzie na praktyki, będzie zaczynał pracę, albo tylko złapie na chwilę wakacyjne zlecenie daj mu szansę, spróbuj być jego przewodnikiem na drodze ku dorosłości. Kto wie, może dzięki Tobie wygra życie, takie zwyczajne, dobre życie.
Foto: Autorka
Jak to dobrze, że są takie osoby jak Pani! Tym młodym ludziom naprawdę trzeba pomóc, a to niełatwe zadanie .