Społeczeństwo

Prawo jazdy czyli Dawca

Wracałam,  wiadomo skąd – z zakupów – i w oczekiwaniu na tramwaj przysiadłam na przystankowej ławeczce. Obok jakiś młody człowiek grzebał w swojej sportowej torbie , pewnie czegoś szukał. Nagle za naszymi plecami , po jezdni, przejechał z ogromnym hałasem motocykl. Młodzieniec zerwał się z miejsca żeby zerknąć co to za maszyna robi tyle huku, a gdy wrócił na ławkę  nie wytrzymałam i skomentowałam motocyklistę:
– Samobójca!
Na co ten młody człowiek dość przytomnie dorzucił swoje trzy grosze:
– Dawca! – stwierdził krótko.
No na to – to bym nie wpadła. Co to znaczy młodość. Od razu mają właściwe skojarzenia. A gdy już jesteśmy przy tych dawcach, to okazuje się, że tak zwana śmierć mózgowa wcale nie świadczy o tym, że człowiek umarł w 100-u %-tach. A określenie „trup z bijącym sercem” – to wcale nie fikcja, ale fakt, i z tymi dawcami nie jest sprawa taka jasna. Sami naukowcy mają wiele wątpliwości. A zainteresowanych odsyłam do książki pt. „Człowiek umiera tylko raz”.

Z tym tematem mam jeszcze jedno osobiste skojarzenie. Miewam u siebie młodego domownika, który jest w trakcie robienia prawa jazdy. Od kilku miesięcy. Można nawet powiedzieć, że jest to stan permanentny. Bo podchodził do egzaminu już 3 razy i za każdym razem: pudło! Brakowało dosłownie kilku punktów. Punkcików. Jazdy trenował prawidłowo, ma do tego talent, zresztą po rodzicach i starszym rodzeństwie. Tylko ta teoria taka oporna. A przecież nawet widziałam, jak się uczył. I z papierowych nośników, i siedział przy komputerze – całe noce. Aż mi go było autentycznie żal. Bo nawet do matury tak bardzo się nie przykładał jak do tego egzaminu na prawo jazdy.

Sama nie jestem w tym temacie świadkiem wiarygodnym ani żadnym autorytetem, bo osobiście prawa jazdy nie posiadam. Tak się złożyło. Ale dobrego kierowcę potrafię zauważyć i docenić. Kiedyś jechałam autobusem 117 z Gocławia do Śródmieścia (mówię naturalnie  o Warszawie), późnym wieczorem wracałam z wizyty. Siedziałam z samego przodu , bardzo luksusowo, i tylko podziwiałam kunszt kierowcy. Nawet na koniec, gdy wysiadałam, podziękowałam mu za wspaniałą jazdę. Pewnie się zdziwił, co to za stara wariatka tak gada.
A drugi raz, też w autobusie, tym razem nr 127 – z Cmentarza Bródnowskiego, także do Śródmieścia, tyle że ten drugi raz był w szczycie komunikacyjnym. I to był prawdziwy majstersztyk, jak kierowca lawirował na wąskich ulicach.
Zresztą i moi domowi kierowcy są całkiem nieźli. A tylko ten biedny chłopaczyna nie może się dorwać do kierownicy, bo na przeszkodzie stoi mu bariera, której jakoś nie może przeskoczyć.

W życiu zdajemy wiele różnych egzaminów. Można nawet powiedzieć że egzaminy zdajemy każdego dnia. Poczynając od porannego wstawania. To egzamin na heroiczność. Potem jest egzamin z wstrzemięźliwości przy stole jadalnym, i egzamin z punktualności przychodzenia do pracy. Potem dłuuuuugi egzamin z pracowitości, i znowu – z wstrzemięźliwości przy obiedzie (lub kolacji),  i tak dalej, i tak dalej…
Jak ja kocham te egzaminy! Niestety z wielu z nich już dzisiaj dostałabym chyba pałę. Ale ponieważ istnieje teraz ocena dopuszczająca, to może jakoś udało by mi się oczarować Wielkiego Egzaminatora.
Ten współczesny egzamin na prawo jazdy to wśród nich tylko mały epizod. Niestety akurat w tym konkretnym wypadku przypominający walenie głową w mur. Bezskuteczne. Bo zdaje tylko niewielki procent kandydatów.
Ktoś może powiedzieć, a cóż to za temat w tym miejscu? Co to kogo obchodzi?
Mnie obchodzi. Bo wciąż liczę, że właśnie ten młody człowiek zawiezie mnie w miejsca, gdzie samej trudno mi już dojść. Liczę na niego.

Foto: pixabay

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: