– O najświętsza Panienko! – wykrzyczał mój mąż.
Przez mgnienie sekundy pomyślałam, że to o mnie! 🙂 🙂
Ale panienką już nie jestem, a świętą jeszcze nie… Mimo to miło było usłyszeć, nawet w zniecierpliwieniu, taki wykrzyknik u męża, zamiast czegoś typu: „No żesz, kur…..”. 🙂
Taaak to jest, jak, w dobrej wierze, pouczam męża na temat najnowszych i jedynie słusznych, wg mnie technik poruszania się w ruchu ulicznym oraz wypowiadam o sposobach optymalnego parkowania. Jesteśmy zupełnie różni. On wlecze się lewym pasem, gdy raczę go rozmową, poruszając ważne domowe kwestie. A potem zwala na mnie, że go rozpraszam. Ja natomiast jadę szybko, z jedną ręką na kierownicy, gwałtownie biorę zakręty i równie gwałtownie hamuję. On złości się, że jak kieruję, on nie wypoczywa podczas jazdy.
Jesteśmy totalnie inni.
Rekolekcje. Spowiedź. Wystałam się długo w kolejce. Mąż poczekał cierpliwie, spędzając czas na modlitwie. Gdy wróciłam, spojrzał na mnie i powiedział: „wybaczam”, po czym przytulił mnie i pocałował. 🙂 🙂 Roześmiałam się i podziękowałam.
Siostra zakonna obróciła się w ławce, słysząc szum. Widząc tę scenę zrobiła rozanielone oczy.
– „Jakie to piękne” – westchnęła.
Piękno wydobywa się z małżeństwa, które decyduje się zaprosić Jezusa do swojej wspólnoty. Tak, jak Abp. Fulton Sheen opisał to w swojej książce o wymownym tytule”Troje do pary” (polecam).
Jedyna osoba, która może wejść miedzy małżonków to własnie Jezus. To jedyna siła, która małżeństwo scala.
Tekst przysięgi małżeńskiej poprzedzony jest hymnem do Ducha św. a zakończony słowami: „tak mi dopomóż Panie Boże….”. Co się dzieje z ludźmi, którzy zapominają o tym wydarzeniu i decydują się złamać przysięgę zamiast ratować coś, co pobłogosławił Stwórca? Jak to możliwe? Jak to możliwe, że stało się to takie proste… i takie częste…
Jeśli między małżonkami pojawi się ktoś albo coś innego, robi się źle. Wrogiem, a nawet zabójcą małżeństwa może być zaniedbanie drugiej osoby, rutyna, praca, pieniądze, luksus, kredyt, a nawet… kochane dziecko.
Co???? To słodkie maleństwo jest wrogiem??? Brzmi okropnie, wiem. Ale małżeństwo musi być jednością. Ani mąż ani żona nie mogą poświęcać więcej uwagi dzieciom i koncentrować się na nich odkładając w kąt relacje małżeńskie. Dzieci najbardziej są szczęśliwe, gdy widzą, że rodzice się kochają. Miłość małżonków jest priorytetem. Jeśli dzieci staną się ważniejsze od współmałżonka, co stanie się z wami, gdy one wyfruną z gniazda? Pozostanie razem dwójka prawie obcych sobie ludzi.
Mąż może zdradzać żonę z siatkówką, maratonami, karierą zawodową. Żona może natomiast zdradzać męża z dziećmi, działalnością charytatywną lub przykościelną. Bywają różne zdrady.
Małżeństwo, by być jednością, potrzebuje czułości. Co się dzieje, gdy się przytulacie w obecności dzieci? Tak, zbiegają się do was ze wszystkich kątów. Do nas zbiegają się nawet „stare konie” i jeden pies.
Gdy dzieci widzą miłość i jedność rodziców, czują się bezpieczne. Czują siłę wewnętrzną, z którą z domu wychodzą w świat, a ów świat już tak łatwo ich nie skrzywdzi ani nie zdeprawuje.
Małżeństwo potrzebuje pobyć tylko we dwoje. Bez dzieci, bez znajomych. Małżeństwo potrzebuje REGULARNYCH randek. I nie mają odbywać się one regularnie co pół roku, ale co tydzień! Tak, co tydzień wyjść z domu! Jak z niego nie wyjdziecie, to przychodzą myśli: pranie do wywieszenia, naczynia do pomycia, komputer, komórka i inne natręctwa.
Mogą to być krótkie wyjścia do kina, ulubionej kawiarni, teatru, na spacer. Gdy dzieci jeszcze śpią albo już śpią. Każdy ma swój sposób na spędzanie czasu. Mogą być i dłuższe wypady, w zależności od możliwości.
Uwierzcie mi! Nieistotne są tłumaczenia, że nie mam kasy, że lekcje trzeba odrobić z dziećmi, że uprać, uprasować, posprzątać, zostać w pracy. To zwykłe wymówki. Randki są koniecznie, bo są okazją do spotkań tylko w cztery oczy.
O czym my mamy rozmawiać?????
Spokojnie, początkowo rożnie bywa. Warto zacząć od fajnych i dobrych wspomnień, potem język się rozwiąże.
I wreszcie … małżeństwo potrzebuje wspólnej modlitwy. Potraficie siedzieć razem przed telewizorem, ale uklęknąć do modlitwy już trudniej, bo co? Wstyd? Przed czym? Skrępowanie? Dlaczego? Czy są racjonalne wytłumaczenia, dlaczego nie?
Wspólna modlitwa (może być rodzinna z dziećmi) scala i umacnia. Po niej nie da się już tak łatwo pokłócić.
I na koniec najważniejsza zasada: „Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!” (EF 4, 26). Nie wolno kłaść się spać w gniewie. Rano pojednać się będzie tylko gorzej i trudniej. Rano gniew już tylko w tobie okrzepnie. Znam temat z praktyki.
Leave a Reply