Ile razy na nie popatrzę modlę się. Całkiem ich u nas sporo.
Na przykład ścienny zegar, którego wskazówki zatrzymały się na 12.45. Na pewno pamięta czasy sprzed II wojny światowej. Cykał i dzwonił w czyimś domu. Potem trafił do cioci Ewy. Ciocia przez większość zawodowego życia była jubilerem, wykonała mój zaręczynowy pierścionek według pomysłu Rafała. Umarła za wcześnie i spoczywa na Bródnie – największym cmentarzu Europy. Zegar cicho wisi na ścianie naszej jadalni.
Albo zabytkowa maszyna do szycia. Stała w kuchni, w kieleckim domu mojej kochanej babci Wikci. Mama, kiedy była młodą dziewczyną, uszyła sobie na niej pierwszą bluzkę. W dodatku z materiału w paski! Maszyna służyła przez wiele lat do bardziej i mniej ambitnych krawieckich prac. Teraz, chociaż w pełni sprawna, spędza emeryturę w naszym salonie. Patrzę na nią i przypomina mi się nieistniejący już babciny mini wszechświat z ogrodem, polem i kurczętami.
A porcelanowe filiżanki do herbaty? Tak kruche, że z nich nie pijemy. Należały do cioci Hani. Za to masywne szafy do babci Janinki i cioci Huberty, zwanej Danusią. Komplet talerzy do ciasta, które wyciągam z bufetu, do babci Ceni. Sam bufet do dziadków mojej przyjaciółki Asi. Pomarańczowe korale do mojej chrzestnej matki, cioci Jagody, a niebieskie do babci Zosi. Jeszcze kryształowe miski, nocne szafki, sztućce, łóżka nawet…
Rzeczy sprezentowane lub odziedziczone po tych, którzy już odeszli z tego świata są teraz częścią naszej codzienności. Przeżyły swoich poprzednich właścicieli i część z nich pewnie przeżyje i nas. Są jak okno do przeszłości – spoglądasz przez nie i zatapiasz się we wspomnieniach. Są jak przypominajki – patrzysz i szepczesz: „Wieczne odpoczywanie…”
Foto: Chiot’s Run/Flickr/CC BY-NC 2.0
Leave a Reply