Jest w moim domu taki pewien album, nieduży, z twardymi drewnianymi okładkami. To najstarszy album ze zdjęciami i rozpoczyna go czarno – biała fotografia dwojga ludzi, kobiety i mężczyzny, którzy pozują na tle ściany z liści winogronowych, z uśmiechem takim typowym – do zdjęcia…. On trzyma ją pod rękę, jakby z pewnym jeszcze skrępowaniem, są odświętnie ubrani. To pierwsze zdjęcie moich rodziców razem, w dniu ich ślubu. Na następnej fotografii widać skromną grupkę osób upozowanych na schodach – to goście weselni. Na dole kartki mój tato odręcznie opisał kto jest kim. I tyle.
Taki to był początek. Potem pojawiają się fotografie maleńkich dzieci, dwójki, najpierw w objęciach rodziców zapatrzonych w te swoje skarby, jakieś ciotki, babcie, wujkowie…. Oto nawet ja, na tych schodach, z pieskiem… Obok maleńki braciszek w wózku.
To był czas okupacji niemieckiej, miejscowość podwarszawska, czas niespokojny: okupant, różne bandy, a nawet oddział Węgrów…. Mój Boże! Ileż musieli przeżyć i rodzicie, i ich rówieśnicy, by w tym okropnym czasie uchronić rodzinę od zatracenia. Bo był jeszcze Pruszkowski obóz, i ucieczka z pociągu, potem powojenny trudny czas utraty domu i nowego życia w mieście.
Cały album składa się ze zdjęć czarno-białych, jedynie już na końcu dodano kilka kolorowych. Oczywiście w ogóle tych zdjęć rodzinnych jest więcej, zajmują kilka dużych albumów i kilka małych zbiorówek. Obecnie zdjęcia rodzinne ogląda się na ekranie. I trudno się nad nimi pochylić w skupieniu, nieprawdaż?
W ten to sposób los jednej rodziny to jakby taki mały wycinek z historii Polski. Z takich pojedynczych puzzli powstaje cały obraz. Każdy pojedynczy fragmencik jakby jeszcze niewiele znaczy, ale ułożone wszystkie razem dopiero dają obraz całości. Całości która nazywa się Polska.
Foto: Sam Saunders/Flickr/CC BY-SA 2.0
Leave a Reply