[ B – W – D ]
Spokojne życie Ojca Alojzego w domu księży emerytów zakłócił nerwowy i niecierpliwy telefon. Tak przynajmniej dźwięk dzwonka odczuł Alojzy, chociaż od razu pomyślał, że lepszy telefon niecierpliwy niż głuchy.
– Ojciec Alojzy, słucham!
– Z tej strony Bonifacy, z parafii księdza Kazimierza, pamięta mnie Ojciec?
– Ależ oczywiście, bardzom rad, że Brat do mnie dzwoni, bo tutaj – w tym naszym przybytku starości – ogromne nudy.
Przez chwilę w słuchawce rozlegała się głucha cisza, po czym Bonifacy szeptem oznajmił: „Źle się dzieje, muszę się z Ojcem koniecznie spotkać”.
Następnego dnia, w godzinach przedpołudniowych.
– To rzeczywiście poważna sprawa – zasępił się Ojciec Alojzy – sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
– Jak to, co myśleć? – wrzasnął czerwony ze złości Bonifacy (zawsze robił się czerwony, gdy ktoś obok gadał głupoty) – trzeba bronić naszego autora! Skoro nas stworzył i to dzięki niemu zyskaliśmy status postaci literackich, więc wypada stanąć w jego obronie. Jak tak dalej pójdzie ogłoszą, że to przez niego wyginęły dinozaury!
– Ach, drogi Bonifacy. Czasami taka „obrona” może więcej zaszkodzić niż pomóc. A tak naprawdę, a propos „autora”, istnieje tylko jeden Stwórca, czyli Autor, który stworzył cały świat. Nasz pisarz tylko nas wymyślił. I to nawet niespecjalnie się starał.
– Ale przyzna Ojciec – Bonifacy nie dawał za wygraną – że w ramach wdzięczności wypada stanąć w jego obronie. Czytanie Degrelle`a nie oznacza z automatu, że ktoś jest zagorzałym degrellistą!
Na chwilę umilkli, jakby zmęczeni, a nawet przerażeni wizją tego, co ich czeka. Po czym odezwał się Alojzy:
– Drogi Bonifacy, ksiądz jest jeszcze młodym księdzem. Trzeba uczyć się na błędach, zwłaszcza cudzych błędach. Po to Pan Bóg dał nam mądrość. A w obronie Autora trzeba stawać zawsze, bo ateiści i bezbożnicy nie próżnują. Licho nie śpi, jak mówi przysłowie. Myślę jednak o Autorze pisanym od wielkiej litery A. Myślę o Bogu, w którego rękach jest wszystko.
Znowu zapanowała cisza. Wrzucenie sprawy w terytoria mistyki i duchowości zupełnie zmieniło perspektywę. Skoro wszystko jest w rękach dobrego Boga, a nic nie dzieje się bez Jego woli, więc… zostawmy wszystko Bożej Opatrzności.
Bonifacy westchnął, trochę uspokojony, a trochę zasmucony. Żeby jednak coś „inteligentnego” powiedzieć (a raczej dopowiedzieć), wstając rzucił mimochodem, niejako na odchodne:
– A wie Ojciec, że ten Degrelle jako dziennikarz wyjechał do Meksyku, by opisywać powstanie Cristeros? Gdyby nie wojna, to mógłby nawet zostać świętym! A w przyszłości patronem dziennikarzy! A tak to mamy Franciszka Salezego, który nawrócił 70 000 kalwinów.
A stojąc w drzwiach dorzucił:
– Dziękuję za rozmowę i za radę. Trzeba cierpliwie czekać. Prawda wyjdzie na jaw. A zresztą, chociaż szczerze lubię naszego autora i współczuję mu, ale… powiadają ludzie, że w każdej plotce jest ziarenko prawdy.
Zaległa głucha cisza.
Milczał Alojzy.
Milczał Bonifacy.
Za oknem milczał wróbel, który wcześniej wszczął rwetes jakby zobaczył stado zielonych kotów.
– Tak mówią, spokojnie powiedział Ojciec Alojzy – i wizyta dobiegła końca.
Trzy minuty później, przed obrazem Matki Bożej z Guadelupe, Patronki Meksyku.
Ojciec Alojzy uśmiechnął się w stronę ikony i (spokojnie, bez pośpiechu, trochę do siebie, trochę do wróbla, a na pewno do słońca, które oszalało i wrzuciło kilka promieni do jego małego mieszkanka) powiedział swoim dobrodusznym głosem: Podobno w każdej plotce jest ziarno prawdy. Istnieją jednak plotki, w których znajdziecie tylko ziarna nienawiści.
Leave a Reply