Weszliśmy we wspólne życie z myślą, że nasze małżeństwo nie będzie przedsiębiorstwem. Nie było kapitału początkowego, mieszkania na próbę, podziału kosztów i zysków pół na pół. Ustaliliśmy, że zaczynamy od zera i wszystko budujemy razem. Wiemy, że czeka nas praca na całe życie. Czego nauczyliśmy się do tej pory?
1. Przepraszam. Wybaczam.
Słowo na „p” jest tak trudne do wypowiedzenia! Zatrzymuje się i staje w gardle. Zwłaszcza gdy jestem przekonana, że mam rację (czyli w większości przypadków! ;)). Potrzeba do tego dużo pokory i dystansu do siebie. Ale praktyka czyni mistrza. Częste powtarzanie ułatwia sprawę. Tak samo jest z wybaczaniem. Bez regularnego, ciągłego wybaczania (zwykle tych samych rzeczy) daleko nie zajedziemy. Dobrze jest zacząć ćwiczyć już przed ślubem: Przepraszam. Wybaczam. Przepraszam. Wybaczam. Bez cichych dni. Przepraszam. Wybaczam. Bez pójścia spać niepogodzonym. Przepraszam. Wybaczam. Pierdoły gadasz. Przepraszam. Wybaczam. I tak Cię kocham na maksa. Przepraszam. Wybaczam.
2. Biorę wszystko
Czego oprócz miłości oczekuję najbardziej od ukochanej osoby? Akceptacji. Właściwie akceptacja zawiera się już w samej definicji miłości. Jeżeli, kocha, to znaczy, że akceptuje, a przecież on wie jaka jestem. Wie, że nie umiem sprzątać, wie, że jestem wredna i potrafię wbić szpilę w najczulszy punkt, wie, że szybko się denerwuję. On to wie i co? Musi zaakceptować. Jeśli mnie kocha, musi! A czy w drugą stronę przychodzi to tak łatwo? Hm… Jak pewnie większość kobiet, przed ślubem miałam ochotę naprawić mojego narzeczonego. Kocham, oczywiście! No ale, gdyby tylko… zaczął gasić światło w korytarzu, zaczął wyrzucać regularnie śmieci, gdyby przestał zarywać noce i był rannym ptaszkiem jak ja…
Moim wielkim odkryciem było to, że prawdziwie kochać go mogę tylko gdy zaakceptuję go takiego jaki jest, ze wszystkim co w sobie nosi – z wadami, grzechami, zranienimi – chcę kochać prawdziwą osobę, a nie wyobrażenie, nad którym mogę sobie popracować, które mogę przypudrować i nałożyć filterek. No i tylko w pełnej akceptacji mogę pomóc mu stawać się lepszym człowiekiem (i w drugą stronę tak samo)
Tak więc kochane dziewczyny: nie zmienicie go ?
3. Bez Boga ani rusz
Fakt jest taki, że im dalej jesteśmy od Boga, tym gorzej nam to wszystko wychodzi. Mimo, że bardzo się staramy, wciąż kochamy pokracznie i nieudolnie. Popełniamy masę błędów, zniechęcamy się, walczymy ze sobą. To patrząc na Niego przypominamy sobie „halo! Nie jestem tu najważniejszy!” To On otworzył nas na przyjęcie dziecka. Pomógł przeżyć pożegnanie z pierwszym i z nadzieją przywitać drugie. Bóg pomaga nam przetrwać każdy kryzys, choć te najcięższe dopiero przed nami. Czy budujesz na skale, czy na piasku, burza tak czy inaczej przyjdzie. Ale tylko dom na skale przetrwa.
Leave a Reply