Pełnoletni uczniowie coraz częściej decydują się na opuszczenie murów szkoły tuż przed jej ukończeniem. Dlaczego przed egzaminem maturalnym młodzi ludzie „rzucają” szkołę i gorączkowo poszukują innej, która przygarnęłaby ich na ostatnie dwa lub trzy miesiące? Czy możemy tu mówić o jakimś spadku odporności psychicznej naszych młodych obywateli? A może to nie do końca przemyślane, histeryczne zachowanie spowodowane nadchodzącym, pierwszym poważnym egzaminem w ich życiu? Czyżby nie uodpornili się na stres, poprzez kilkaset, a może kilka tysięcy sprawdzianów, testów i prac klasowych, które przeżyli w czasie kilkunastoletniej edukacji? Rośnie nam nowe pokolenie, które nie potrafi stawić czoła trudnościom?
Bardzo dobre oceny…
A może po prostu ci młodzi ludzie zostali oszukani? Być może są ofiarami systemu, który karmi się ich młodzieńczym entuzjazmem. Od najmłodszych lat słyszeli, że trzeba mieć bardzo dobre oceny, jeżeli chce się coś osiągnąć. Jednak nikt nie interesował się, w czym są naprawdę dobrzy, co ich fascynuje, czy mają czas rozwijać swoje zdolności, realizować pasje i marzenia. Ważne było, czy realizują często absurdalne wymagania swoich profesorów, czy potrafią zapamiętać fragmenty znienawidzonej przez nich powieści, epopei albo innego ważnego dzieła literackiego, czy zapamiętali szereg wzorów matematycznych, zapewne niezbędnych do przeżycia w dzisiejszym skomputeryzowanym świecie. Dziś wchodzą w dorosłe życie z otyłością, bo siedzieli nocą wkuwając zadany im materiał i jedli z nerwów, albo z anemią, bo nie jedli ze stresu, albo ze skrzywieniem kręgosłupa, bo pochyleni siedzieli latami nad książką z astronomii zamiast unieść głowę i wpatrywać się w gwiazdy, z wadą wzroku, bo ich oczy nie znają horyzontu innego, poza tym, który otwiera się w oknie komputera. Natomiast pozostają ze świadomością porażki, bo szkoły, która była ich celem życiowym, nie ukończyli.
Ofiary szantażu
Czy naprawdę tak łatwo zrezygnować z marzeń, choćby były one tylko młodzieńczą projekcją? Dlaczego rezygnują? Czy jest jakieś drugie dno, o którym nie piszą gazety prezentujące rankingi najlepszych szkół w kraju?
Większość z tych młodych ludzi, o których tu piszę, to ofiary szantażu. Od lat jest on stosowany w szkołach mających zdeformowane aspiracje statystyczne. W nich to uczeń, którego rokowania na zdanie matury są wg nauczyciela małe lub niezadowalające dla szkoły i jej wyników, często jest proszony o przemyślenie swoich decyzji maturalnych. Jednym sugeruje się zmianę szkoły, bo mogą wystąpić obiektywne trudności z jednym z przedmiotów i w konsekwencji niemożność podejścia do egzaminu maturalnego. Drudzy słyszą, że deklarację maturalną powinni złożyć w przyszłym roku, bo będą mieli więcej czasu na przygotowania do egzaminu dojrzałości. Jeśli uczeń postąpi zgodnie z zaleceniem, to skończy szkołę, a do matury będzie mógł przystąpić za rok. Wówczas wynik jaki osiągnie podczas odroczonego egzaminu, nie będzie brany pod uwagę w rankingach.
Chory system rodzi patologiczne zachowania
Pomimo wielu lat spędzonych w szkolnych ławkach, w uczniach tli się jeszcze instynkt samozachowawczy. Dlatego rezygnują ze swojej szkoły i szukają innej, która ich przygarnie. Tam kończą swoją edukację, a egzamin maturalny zdają na tyle satysfakcjonującym poziomie, że mają szansę dostać się na wybrany przez siebie kierunek studiów.
Niektórzy mogą być zszokowani, inni zbulwersowani istniejącymi praktykami. Są jednak i tacy, którzy doskonale znają ten mechanizm. Chory system, rodzi patologiczne zachowania. Nauczyciel, który powinien być mentorem, staje się oprawcą. Może trochę przesadziłam? Przecież to tylko urzędnik wpatrzony w tabelki ze statystykami swojej szkoły.
Photo credit: Kelly Hunter via Foter.com / CC BY
Leave a Reply