Miłosierdzie to jedna z wielkich Tajemnic Boga – On taki jest, tak chce się objawiać człowiekowi, chce by to było jedno z Jego Imion. Zdarza się, że mamy za bardzo uproszczony obraz Miłosierdzia Boga, myśląc o nim jako o zwykłym współczuciu, emocjonalnie przeżywanej litości, dużej pobłażliwości do grzechu i zła, czy mając wizję Boga mówiącego: „nic się nie stało, zapomnijmy o tym”. Może na pierwszy rzut oka całkiem dobrze to wygląda, ale tak naprawdę nie jest prawdziwym Miłosierdziem, czyli pochyleniem się Boga nad poranionym (swoimi i innych błędami) człowiekiem, który nie potrzebuje „poklepywania po ramieniu” ze słowami: „nic się nie stało”, bo jego rany i ból mówią całkiem co innego – że jednak coś się stało i jest pilna potrzeba prawdziwej pomocy. Ponieważ sami chętnie się usprawiedliwiamy i szybko znajdujemy wytłumaczenie naszych decyzji, chcielibyśmy by Bóg robił to samo, by Jego Miłosierdzie było pełną zgodą na nasze plany, wizje oraz na nasze życiowe błędy i braki w naszej dojrzałości czy formacji duchowej.
Bóg jest miłosierny, bo jest wierny wobec tej relacji, jaką z nami zawarł. On nie rezygnuje, nie poddaje się, jest zawsze zwrócony ku człowiekowi, robi wszystko by go ratować. Bez względu na to, jakie decyzje podejmuje człowiek, Bóg pozostaje zaangażowany w jego życie – taki po prostu jest Bóg, to Jego natura. Przeciwieństwem takiej postawy miłosierdzia byłaby zdrada, ale w przypadku Boga jest to niemożliwe. On robi wszystko dla naszego dobra, choć często przez większość naszego życia zajmujemy się przeszkadzaniem Mu w tym. Nasz opór i bunt sprawiają, że Boża troska o nas wydaje nam się niszczeniem naszych planów, karaniem nas i niesprawiedliwością – tak to wygląda z naszej perspektywy – a nie widzimy, że przez tego typu sytuacje, Bóg wzywa nas do nawrócenia, do uznania naszej winy i naszej bezsilności. Gdy człowiek w takiej sytuacji zwraca się do Niego o pomoc, wchodzi w przestrzeń Miłosierdzia, daje Bogu możliwość wiernego zaangażowania się w życie człowieka i możliwość przebaczania – bo Bóg zajmuje się tym ze swej natury, jest przecież Bogiem!
Marzeniem Miłosierdzia Bożego, jeśli można tak powiedzieć, jest przemienianie człowieka (w jego myśleniu, pragnieniach, patrzeniu na siebie i świat…), by stawał się on coraz bardziej podobny do Jezusa, z Nim zjednoczony. Pan Jezus chciał dzielić z nami swoje życie, być bezinteresownym darem z siebie, pozwolił nam się mylić, złożył w ofierze samego siebie, by otworzyć przed nami drogę powrotu do Boga i to jest prawdziwy wzór bycia miłosiernym.
„Przecież mam serce!”
Bóg jest miłosierny, bo do głębi lituje się nad człowiekiem, przebacza mu winy i grzechy, gotów jest zawsze wspierać go w jego drodze. W pełni akceptuje człowieka, ale nie akceptuje zła i tego, co człowieka umniejsza i degraduje. Właśnie dlatego gotów jest działać dla jego dobra, jeśli tylko zostanie zaproszony przez poranionego człowieka. W „Dzienniczku” świętej siostry Faustyny jak refren powtarzają się zaproszenia Boga, ukazujące Jego wielkie pragnienie interwencji w życiu człowieka: „niech ludzie przyjdą”, „niech nikt się nie boi”, „niech się nie lęka”, „niech się zanurzy”, „niech przyjdzie do Mnie każdy, niech Mnie wybierze, niech zobaczy, że czekam na każdego z was”. W kontekście Eucharystii Jezus powiedział Faustynie: „Czekam na dusze, a one są na Mnie obojętne. Chcę ich obdarzyć łaskami, a one nie chcą. Obchodzą się ze Mną jak z czymś martwym, a przecież mam serce pełne miłości i miłosierdzia”.
Przyjęcie Bożego Miłosierdzia przez człowieka polega najpierw na uznaniu swojej słabości i bezsilności wobec dotykającego nas zła, a następnie na jak największej, synowskiej ufności wobec Boga, która jest jednocześnie uznaniem Jego dobroci i przyjęciem Jego planu na moje życie. To dwa kroki pozwalające stanąć przed bramą Miłosierdzia. Przestaje się wtedy liczyć stan człowieka, dla Boga nie ma przecież przypadków beznadziejnych, czymś beznadziejnym jest tylko upór z jakim człowiek wzbrania się przed zawołaniem: „Panie, ratuj mnie!”. Pan Jezus prosił siostrę Faustynę o pomoc w propagowaniu tej drogi i Jego orędzia o Miłosierdziu: „Namawiaj ich do wielkiej ufności w Miłosierdzie Moje. Niech pokładają nadzieję w Miłosierdziu najwięksi grzesznicy. Nie grzechy Mnie ranią, lecz brak ufności”. Dla tych, którzy myślą, że ich życie jest naznaczone zbyt dużą niedoskonałością, którzy patrząc na swoją historię widzą w niej przede wszystkim upadki, błędy i słabość, przez którą czuli się skreśleni w oczach Boga, wielką nadzieję i zmianę patrzenia na swe dotychczasowe życie może przynieść Jezusowe stwierdzenie skierowane do Faustyny: „Gdyby nie było twej niedoskonałości, to byś nie przyszła do Mnie”. To ważna prawda, każąca nam zmienić osąd o tym, czego doświadczaliśmy od dzieciństwa i czego doświadczamy teraz – trudna sytuacja, nasza niedoskonałość jest po to, by nas popchnąć do więzi z Bogiem. Nie ku ciemności (to by było demoniczne), lecz w ramiona Ojca!
Nasza „wyobraźnia miłosierdzia”
Każdy kto doświadczył Miłosierdzia Boga został nim „zarażony” i sam staje się miłosiernym dla innych. Kto uświadomił sobie, jaki cierpliwy był Bóg wobec niego, czekając przez lata na jakiś znak nawrócenia, ten znajduje w sobie więcej cierpliwości dla braci. Kto zobaczył, że Bóg go przyjmuje pomimo jego osobistej „biedy” moralnej i duchowej, przestaje osądzać i oceniać innych wydobywając ich słabości, bo nauczył się osądzać najpierw siebie i wie, że Bóg potrafi posłużyć się każdym i z każdym sobie poradzić. Święty Jan Paweł II na krakowskich Błoniach w 2002 roku mówił o potrzebie „wyobraźni miłosierdzia”, czyli o nowym myśleniu, na wzór myślenia Jezusowego. Nasze miłosierdzie wobec innych jest zatem prawdziwe wtedy, gdy jest ono naśladowaniem samego Boga i Chrystusa. Święty Franciszek z Asyżu uczył takiego miłosierdzia jednego z przełożonych, pisząc do niego: „Po tym chcę poznać, czy miłujesz Pana i mnie, sługę Jego i twego: jeżeli będziesz tak postępował, aby nie było takiego brata na świecie, który gdyby zgrzeszył, choćby zgrzeszył najciężej, a potem stanął przed tobą, żeby odszedł bez twego miłosierdzia. A gdyby nie szukał miłosierdzia, to ty go zapytaj, czy nie pragnie przebaczenia. I choćby tysiąc razy potem zgrzeszył, kochaj go bardziej niż mnie, abyś go pociągnął do Pana; i zawsze bądź miłosierny dla takich”.
Dla św. Franciszka motyw miłosierdzia jest jasny – ponieważ Bóg tak postępuje wobec nas, więc my powinniśmy tak samo postępować wobec siebie nawzajem. Jan Paweł II mówił, że prawdziwą „biedą” współczesnego człowieka jest jego lęk i ciągła ucieczka przed Bogiem. Ten lęk rodzi się oczywiście z poczucia zagrożenia przed tym, co nas otacza, a co zostało nazwane „cywilizacją śmierci”. Najgorszą decyzją człowieka jest próba radzenia sobie z tym samemu, urządzanie życia po swojemu, bez oglądania się na Boga. Człowiek nierzadko żyje tak, jakby Boga nie było, albo stawia samego siebie na Jego miejscu. Na wiele sposobów usiłuje się dziś zagłuszyć głos Boga w ludzkich sercach, a Jego samego uczynić „wielkim nieobecnym” w kulturze i społecznej świadomości narodów.
Współczesny człowiek widzi, że przegrywa, ale często nie wie dlaczego. Nie rozumie, że został oszukany i że odrzucenie Boga zawsze jest przegraną człowieka. Dlatego w naszych czasach okazać komuś miłosierdzie, to pokazać mu prawdę, rzucić światło na jego życie i sytuację, pomóc mu zdemaskować oszustwa, którym uległ. Ludzie wokół nas naprawdę są zagubieni, nie rozumieją tego, co ich spotyka, nie widzą konsekwencji swoich wyborów i nie potrafią zinterpretować swojej historii, by dostrzegać w niej Boże prowadzenie i duchowy sens życiowych wydarzeń. Okazać sobie i innym miłosierdzie, to przyjąć i głosić „katechezę o Bogu, który jest większy” niż wszelkie lęki człowieka i większy niż jego grzech. Bóg jest „bogaty w Miłosierdzie” i chce się nim dzielić z nami – dlaczego więc my jesteśmy tak „ubodzy w miłosierdzie”?
Brat obok mnie
Jan Paweł II w encyklice o Miłosierdziu Bożym Dives in misericordia uczy, że w języku biblijnym miłosierdzie oznacza wrażliwość i konkretne działanie w sytuacji, gdy spotykamy się z jakimkolwiek cierpieniem i krzywdą, z ubóstwem i tym wszystkim, co trudne dla człowieka, także ze słabą fizyczną i moralną kondycją. A więc nasze miłosierdzie będzie się realizowało w „dostrzeganiu obok siebie brata” czyli w wyjściu z egoistycznego zapatrzenia w siebie, by stawać się darem dla tego drugiego. Upomnieć z miłością tych, którzy grzeszą, podzielić się swoim doświadczeniem z tymi, którzy się nie znają, umocnić dobrą radą pogrążających się w zwątpieniu i braku ufności, z cierpliwością znosić nieznośnych i raniących nas, chętnie przebaczać urazy pamiętając, że i nam wiele przebaczono oraz polecać Bogu w modlitwie otaczających nas ludzi, jak również zmarłych – to wszystko, to przecież „uczynki miłosierdzia co do duszy” znane nam z katechizmowych zasad. To droga naśladowania Boga w Jego Miłosierdziu.
Papież Benedykt XVI w encyklice Deus Caritas est napisał: „Możemy mieć udział w kształtowaniu lepszego świata, jedynie wtedy, gdy spełniamy dobro teraz i osobiście, z pasją i wszędzie tam, gdzie możemy. Program chrześcijański – program dobrego Samarytanina, program Jezusa – to „serce, które widzi”. Takie serce widzi, gdzie potrzeba miłości i działa konkretnie”. I jeszcze na koniec słowo bł. Honorata Koźmińskiego, kapucyna: „Otwiera się przed nami wielkie zadanie, okazanie tryumfu miłości chrześcijańskiej, pełnej uczucia, czynu i poświęcenia. Dzisiejszy świat – stary niedowiarek i odstępca od Chrystusa – prędzej będzie pociągnięty uczynkami prawdziwej miłości niż kazaniami i przekonywaniem naukowym. Dlatego nas Bóg powołał, abyśmy modlitwami swymi braci naszych ratowali, błagali za grzesznym światem i ściągali miłosierdzie Boga”.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Trzeźwymi bądźcie!”, wydawanym przez Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu
Photo credit: emilio labrador via Foter.com / CC BY
Leave a Reply