Przedstawienia Marii, Matki Chrystusa, w sztuce europejskiej można liczyć w setki tysięcy. Pośród nich nabożne i wystudiowane, a niekiedy bardzo kontrowersyjne. Jedną z tych ostatnich jest Madonna loretańska Michelangelo Merisiego, zwanego Caravaggiem, przeznaczona do kaplicy Cavaletti w kościele San Agostino w Rzymie. Matka Boska ukazana jest tu nietypowo, bardzo ludzko, wręcz intymne. Ten obraz należy do moich ukochanych.
Kryje się za nim bardzo osobista historia – modelką, która pozowała do postaci Marii była Lena, ponoć największa miłość Caravaggia, ale również – co bardziej problematyczne – prostytutka, pracująca przy Piazza Navona, nieopodal kościoła San Agostino. Z dzisiejszego punktu widzenia ta sytuacja być może nie szokuje tak bardzo, znamy wielu artystów „niepoprawnych politycznie”, ale u progu XVII wieku w Świętym Mieście nie do pomyślenia było, by w ołtarzu w kościele widniał portret kobiety, która w tym samym czasie sprzedawała swoje wdzięki nieopodal. Oczywiście wywołało to silny opór, Augustianie odmówili powieszenia obrazu. Jednak na szczęście dla Caravaggia jego sława i pozycja jako znakomitego artysty była już ugruntowana i dzieło ostatecznie zawisło w miejscu, do którego było przeznaczone.
To obraz nietuzinkowy. Mamy przed sobą dzieło Mistrza Nastroju. Ciemne tło, z którego wyłaniają się postacie, framuga drzwi zwykłego domu, o którą z pewną niedbałością opiera się Maria tworzą atmosferę „zaułkową”. Obok z pewnością toczy się gwarne, miejskie życie, ale nikt nie zauważa podniosłej sceny. Tymczasem dwoje strudzonych pielgrzymów w podeszłym wieku, w znoszonych ubraniach, oddaje się pod opiekę Dzieciątku. Dziecko na pozór nie wyróżniałoby się spośród swoich rówieśników na podwórku i tylko aureola okalające głowę Madonny uświadamia nam, że mamy do czynienia ze świętością, a nie ze sceną w której para żebraków błaga rzymską mieszczkę o jałmużnę.
Wyraz twarzy Madonny pozostaje w kwestii indywidualnej interpretacji widza. Jedni dostrzegą w nim matczyną troskę, inni powagę czy smutek związany ze świadomością losu, jaki czeka jej syna. Ja dostrzegam w nim odrobinę zmęczenia, bo przecież bycie Matką Boga i, de facto, Opiekunką świata, to nie jest łatwe życie.
Ilustracja: Madonna loretańska Michelangelo Merisiego, zwanego Caravaggiem, Wikipedia
Leave a Reply