Dzieci nie wiedzą, czego chcieć, jeśli ich się tego nie nauczy. Indianin w dżungli nie zapragnie nowego telefonu komórkowego, radia, tudzież innego ekstragadżetu dopóty, dopóki nie zobaczy takiego przedmiotu u innego człowieka. Jak już zobaczy, to zrobi wiele, żeby go zdobyć.
To wielki paradoks, to wielka tajemnica świata, że pomimo istnienia tak wielu różnic jesteśmy tacy sami. Nieskończone różnice i jedno podobieństwo: nasza natura. Kto w tej sytuacji wyróżnia się najbardziej? Ten, kto zrozumiał, że wcale nie różni się od swoich bliźnich. Ten, kto uświadomił sobie, że każda ludzka istota ma tę samą naturę, która skłania nas do naśladowania innych, przez co jesteśmy tak bardzo do nich podobni. Paradoks ten jest zaiste wielki. Bóg stworzył nas nie tak po prostu, ale na swój obraz i podobieństwo. Sam stał się dla nas wzorem. I z tego wzoru, który nie miał alternatywy i nie wiedział, czym jest konkurencja, powstał liczący miliardy osób zastęp ludzi, których oprócz tegoż wzorca połączył mimetyzm, tajemnicza skłonność do naśladownictwa bliźniego.
Siła i światło, które udoskonalają i rzeźbią nasze człowieczeństwo, przychodzą z zewnątrz poprzez naśladowanie pozytywnych modeli. Dzisiaj to jednak media stały się głównym ich dostarczycielem. To one dzierżą dłuto rzeźbiące ludzką wyobraźnię i mówią nam, czego mamy pragnąć. To one w roli suflera podpowiadającego, w co wierzyć, obsadziły celebrytów.
Mimetyzm nie jest ani dobry, ani zły. Jest tylko środkiem. Może objawiać się równie dobrze w adoracji gwiazdek telewizji, jak i w adoracji Jezusa Chrystusa, który może nas do siebie upodobnić i zbawić.
Tekst ukazał się w magazynie TAK RODZINIE
Leave a Reply