Najstarsze polskie sanktuarium na Jasnej Górze, dużo starsze niż Fatima, Lourdes czy nawet Guadalupe. Jest jednym z ważniejszych miejsc kultu maryjnego i od setek lat, najważniejszym centrum pielgrzymkowym w Polsce. Rocznie odwiedza je nawet kilka milionów wiernych, a każdy z nich przynosi tu swoją osobistą prośbę lub podziękowanie dla Matki Bożej. Każdy z pielgrzymów ma też zapewne swoją osobistą historię związaną z Jasną Górą, często mającą początek w dzieciństwie. I tamtą chwilę, kiedy pierwszy raz ujrzał Cudowny Obraz Matki Bożej pewnie pamięta do dzisiaj. Pamięta ją również bardzo dobrze ks. Sławomir Kostrzewa, który podzielił się ze mną wspomnieniami ze swojego pierwszego pobytu na Jasnej Górze:
Nie wyobrażam sobie, że mógłbym być w Częstochowie i nie wstąpić do Mamy […] W tym miejscu, na Jasnej Górze, Maryja udzieliła mi decydującej wskazówki co do wyboru powołania.
Moje pierwsze spotkanie z Maryją na Jasnej Górze to owoc dziecięcego entuzjazmu związanego ze służbą liturgiczną. Było to pod koniec lat osiemdziesiątych. Ówczesny opiekun grupy ministranckiej w mojej rodzinnej parafii organizował pielgrzymkę autokarową na Jasną Górę. Kiedy okazało się, że zostało kilka wolnych miejsc, zadecydował, że dwóch najbardziej gorliwych ministrantów pojedzie na pielgrzymkę za darmo i wypełni wolne miejsca w autokarze.
Trudno wyobrazić sobie radość dziesięcioletniego chłopca, który tyle słyszał o cudach dokonujących się w tym wyjątkowym miejscu na religijnej mapie Polski. Zaopatrzony z pudełko biszkoptów, dwie bułki z dżemem i gazowany tonik – sprzedawany wówczas w szklanych butelkach – zająłem miejsce w autokarze, gdzieś z tyłu. Z mojego rodzinnego miasta – Krynicy Zdroju wyjechaliśmy późnym wieczorem, tak, aby przyjechać o świcie, na odsłonięcie obrazu.
Całą drogę padało. Była to dla mnie pierwsza tak odległa podróż autokarowa. Pamiętam, że w nocy niewiele spałem, pewnie z przejęcia. Kiedy przyjechaliśmy do Częstochowy, zdumiało mnie, że mimo tak wczesnej pory, było tam tylu ludzi! Ksiądz tłumaczył, że przyjechali pielgrzymi z całej Polski. Myślałem, że musi być jakieś wielkie święto, bo ludzi było naprawdę sporo. Ksiądz twierdził, że tak jest na Jasnej Górze codziennie.
Nasza grupa przedostała się do kaplicy Cudownego Obrazu. Było tam tłoczno i duszno. Wielu ludzi przyszło prosto z deszczu, więc w kaplicy wszystko parowało. Nie było możliwości, aby usiąść, więc staliśmy. Zależało mi, by zobaczyć Cudowny Obraz, ale niestety, przede mną było wielu ludzi dużo wyższych ode mnie, dziesięciolatka. Poza tym, ktoś wyjaśnił, że obraz jest zasłonięty. Nie rozumiałem dlaczego. Przecież ci ludzie przyjechali po to, aby zobaczyć Maryję, a ktoś Ją zasłonił! Trzeba było czekać na odsłonięcie obrazu. W tym czasie śpiewano godzinki.
W kaplicy było coraz bardziej duszno. Już długo staliśmy w tym tłoku. Godzinki dłużyły się w nieskończoność. Rozglądałem się wokół siebie. Zdumiały mnie liczne „blaszki i serduszka”, które, jak najbardziej wymyślna tapeta, zdobiły ściany całej kaplicy. Niektóre miały kształt nogi, rąk, dziecka, serc… Ktoś potem wyjaśnił, że to wota składane Matce Bożej w podzięce za dar powrotu do zdrowia. Szczególnie długo mój wzrok zatrzymywał się na kulach wiszących smutno na ścianach, jak w szpitalu. Nie miałem odwagi zapytać, co one tam robią. Po latach dowiedziałem się, że kule te zostawiali jako wota ludzie, którym Maryja cudownie przywróciła władzę w nogach.
W końcu wybiła właściwa godzina. Zabrzmiały donośnie fanfary. Pozłacana zasłona powoli unosiła się do góry, dźwigana jakąś niewidzialną siłą. Spod niej coraz bardziej wyłaniał się obraz, dobrze znany mi z obrazków widzianych w kościele i na obrazach – Czarnej Madonny. Kiedyś nie podobał mi się. Nie rozumiałem dlaczego na niektórych obrazach Maryja jest nieziemsko śliczna, a na tym – taka smutna, czarna. Jakkolwiek – ujrzenie na własne oczy tak wielkiej świętości, zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Po raz drugi podobne uczucie miałem kilka lat później, gdy zobaczyłem po raz pierwszy na własne oczy papieża Jana Pawła II w Rzymie.
Na widok obrazu tłum w kaplicy ruszył do przodu. Wielu przyjechało z daleka. Wielu po raz pierwszy. Każdy chciał zobaczyć Cudowny Obraz. Wyszeptać Maryi układaną przez długie godziny, a może miesiące i lata modlitwę. Był coraz większy ścisk. Nie było jednak już tak ciężko jak przez pierwsze, długie kwadranse oczekiwania. Możliwość wpatrywania się w Jasnogórski Obraz wynagradzała wszystko.
Z tej samej pielgrzymki pamiętam jeszcze przejście na kolanach wokół obrazu, Drogę Krzyżową, którą odprawiliśmy na wałach i długą kolejkę ludzi oczekujących na wstęp do różnych ciekawych miejsc na Jasnej Górze. Niestety, trzeba było trzymać się grupy i liczyć na to, że kiedyś będzie dane mi tam wrócić.
Bożym zrządzeniem, przybywałem na Jasną Górę jeszcze wiele, dziesiątki razy. Zawsze jako pielgrzym. Osiemnaście razy z pieszymi pielgrzymkami, po wielu dniach wędrówki. Niezliczoną ilość razy z innymi pielgrzymkami, organizowanymi na przeróżne okazje. Czasem nawet przejazdem. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym być w Częstochowie i nie wstąpić do Mamy.
Czasem udawało się dłużej zatrzymać przy Świętym Obliczu, czasem zaledwie chwilę, która trwała tylko tyle, ile potrzeba by przeszła przez kaplicę grupa i ustąpiła miejsca innej. Zawsze przyjeżdżałem z bagażem modlitw i innych spraw, które złożyły się na moje życie.
Klękałem przed obliczem Maryi z nadzieją, że nie tylko wysłucha moich modlitw i zaniesie je do Swojego Syna, ale że jest moją prawdziwą Mamą w Niebie, której zależy na moim dobru i która rzeczywiście prowadzi mnie przez życie, pomaga rozwiązać moje najważniejsze sprawy. W tym miejscu, na Jasnej Górze, Maryja udzieliła mi decydującej wskazówki co do wyboru powołania kapłańskiego.
Wiem, że ludzi, którzy przyjeżdżają do Maryi na Jasną Góry są miliony. Wielu z nich odczuwa to samo, co ja: że przychodząc pod Jej obraz czuje, jakby w kaplicy nie było nikogo innego – tylko Ona i Jej dziecko. W chwili, gdy modlisz się przed świętym obrazem masz poczucie, że dla Maryi jesteś najważniejszy na świecie. Że uważnie Ciebie słucha. Że cieszy się z Twojej obecności.
Bez wątpienia, to najważniejszy obraz mojego życia, a Jasna Góra, to sanktuarium, do którego będę zawsze powracał jak do domu.
ks. Sławomir Kostrzewa
tekst: ks. Sławomir Kostrzewa / CC BY-ND 4.0
fot. VICONA.pl / CC BY-ND 4.0
Leave a Reply