Zdarza Wam się czasem wpaść na szalony pomysł urządzenia Kinder Party?
Mi (nie)stety tak. Dwa razy do roku z okazji urodzin dzieci. Nie cierpię małpich gajów, sal zabaw i tym podobnych, w których imprezy urodzinowe trwają od-do, ze ścisłymi rygorami, a wszystko odbywa się według stałego scenariusza. Z drugiej strony – nie stać nas na to. Zdaję sobie sprawę, że urządzanie takiego Kinder balu służy głównie mojej frajdzie, bo wymyślać, gotować, piec i stroić – wprost uwielbiam. Na szczęście dla mnie, a na nieszczęście dla naszego budżetu, dzieci urodziły nam się w ciągu roku w takim odstępie, że nie wchodzi w grę łączona impreza. A jak już urządzać urodziny dziecku, to dla dziecka, a nie dla dorosłych. Toteż dwa razy do roku bawię się w organizowanie Kinder Party. Kiedy za to zabierałam się pierwszy raz, byłam przekonana, że nic prostszego nie mogę zrobić. Przygotować coś smacznego, nie trującego do jedzenia, wyjąć możliwe zabawki z szaf i cieszyć się imprezą. Ech.
Krótka historia mojej domowej kariery organizatora-animatora mogłaby zawrzeć się w wyliczeniu: pierwsze katastrofa, drugie porażka, trzecie były w miarę ok. Im dalej, tym lepiej. Postanowiłam spisać i podzielić się moimi przemyśleniami i doświadczeniem w tej materii. Takie „dzieciowe” imprezki moje pociechy uwielbiają, więc wątpię, żebym szybko zrezygnowała.
Pytam dziecko o zdanie, ale to ja podejmuję decyzje.
Jeśli wychodzimy z założenia, że z okazji urodzin , robimy mały bal dla dziecka i jego gości, tak, żeby to ono się najlepiej bawiło, to warto zapytać je, czy ma jakąś wizję. Moje celują w wymyślaniu szalonych rzeczy: był już tort w kształcie motylka, tort „pszczółkowy”, balony tylko różowe w serduszka, koniecznie babeczki z kremem i posypane „kolorowym pyłkiem”. Były też bardziej fantastyczne pomysły, jak rozłożenie basenu pod koniec zimy, czy propozycje, żeby rodzice sobie wyszli i dzieci zostawili same.
Czasem pomysły są bardzo trafne, czasem trzeba je lekko zmodyfikować, a czasem odrzucić. Ogólnie staram się, żeby w przygotowaniu tego, co jest pomysłem dzieci, dzieci pomagały lub nawet pełniły główną rolę. Tak też był już tort dekorowany przez samą córkę, balony wiązane i zawieszane również przez nią, babeczki posypane asymetrycznie ozdobami, jak małe rączki sobie poradziły itp.
Przygotowywanie wspólnie z rodzicami samemu sobie urodzinowego balu sprawia ogrom radości jubilatowi, choć może trwa dłużej i jego skutkiem ubocznym jest trochę więcej sprzątania.
Tort, to taki punkt programu, który musi robić wrażenie.
Dzieci jedzą wzrokiem w większym stopniu niż dorośli. Torty piekę sama i tu pozwalam sobie na stosowanie barwników spożywczych, choć na co dzień nie jestem ich zwolenniczką. Mają długi termin ważności i są bardzo wydajne, więc zakupione raz za kilka złotych, wystarczają na kilka lat (tak, termin ważności naprawdę przeraża!).
Kiepsko sprawdziły mi się torty z tłustym kremem, niestety też torty obłożone cukrową masą plastyczną nie zrobiły furory – ładnie wyglądały, ale co z tego, skoro cała ozdoba była przez dzieci zeskrobywana z reszty ciasta i odkładana na bok talerzyka?
Tort w kształcie motyla z kremem śmietanowym i truskawkami był hitem – wyglądał atrakcyjnie i smakował całkiem nieźle. Tort „tęczowy” również bardzo udany , choć jedynie dla amatorów słodkich waniliowych wypieków. Tort czekoladowo-chałwowy (pieczony w marcu) w kształcie auta, odrobinę krzywego auta, był atrakcyjny, ale niestety dzieci nie polubiły kremu chałowego. Tort miodowo-orzechowy przystrojony wbitymi na wykałaczki pszczółkami z masy plastycznej – okazał się klapą, bo był za słodki na lipcowe przyjęcie. Przyznać trzeba jednak, że kawałek takiego tortu z wbitą na wykałaczce słodką pszczółką był ogromnie pożądany przez dzieci.
Nadal szukam złotego środka w tej materii, choć przyznam, że jestem wybredna, bo lubię torty z owocami, a tym trudniej nadać jakiś atrakcyjny kolor i kształt.
Dzieci lubią biegać, skakać, mało które jest w stanie usiedzieć dłużej na miejscu, w ogóle w towarzystwie innych dzieci. W związku z tym zamiast standardowych „blaszanych” ciast świetnie sprawdzają się małe przekąski na jeden gryz. Może to być opcja bardziej pracochłonna, ale niekoniecznie, np. ciasto na wielkość muffinek można przygotować bardzo łatwo, większość letnich owoców wystarczy tylko umyć. Warto też pamiętać o tym, żeby nie przygotowywać całego menu tylko na słodko – moja czterolatka np. ma potrzebę co 1,5-2h zjeść coś „konkretnego” i istnieje duże prawdopodobieństwo, że na takiej 2-3h imprezie (lub dłuższej, jeśli warunki pozwalają) będzie łapała na stole paszteciki, bułeczki czosnkowe, tartaletki z szynką i serem czy mini pizze.
Jak to z przygotowaniem jedzenia bywa – warto dostosować się do pory roku. Latem oczywiście przygotować więcej smakołyków owocowych, z wykorzystaniem galaretek, pianek owocowych. Zimą wybór jest mniejszy, ale można sobie poradzić za pomocą kilku trików. Np. na urodzinach syna w marcu hitem był biszkopt z galaretką z owocami: malinami, truskawkami i borówkami. Owoce można wcześniej zamrozić samemu lub kupić po 20dag. już mrożonych w markecie, wrzucone do galaretki nie „flaczeją”, za to szybko tężeją. Takie letnie, owocowe ciasto nie pochłania wiele pracy, a w środku zimy na pewno będzie wszystkim smakować. Do picia zawsze można przygotować kompot owocowy lub wodę z cytryną. To dobra alternatywa dla słodkich soczków.
Czasem zdarza się, że zapraszamy dzieci, o których nawykach żywieniowych i alergiach możemy czegoś nie wiedzieć. Na szczęście moje dzieci nie wykazują wielkich nietolerancji pokarmowych, ale zdaję sobie sprawę, że są dzieci, które nie mogą jeść: glutenu, mleka krowiego w żadnej postaci, jajek kurzych, cytrusów, truskawek i wielu innych rzeczy.
Zawsze starałam się wpleść w menu 1-2 rzeczy bez najczęstszych alergenów, tak na wszelki wypadek. Latem jest to proste – można przygotować szaszłyki owocowe (dla nieuczulonych dzieci i dorosłych podać również bitą śmietanę w spray’u), można przygotować Male galaretki z owocami, np. w plastikowych malutkich kubeczkach i wyciągnąć je do góry dnem, ciasto bananowe lub babkę bezglutenową. Czasem robiłam bezglutenowe muffinki lub domowe batoniki muesli.
Animacja, zabawa, robienie bałaganu.
Bałagan będzie, trzeba się z tym liczyć przy domowej imprezie, nic na to nie można poradzić. Jak zająć dzieci? Tak jak zwykle – nie przeszkadzając im. Na Kinder Balach jesienno-zimowych świetnie sprawdza się pusty kąt, kawał podłogi i cała fura domowej, kolorowej ciastoliny. Zrobienie jej nie jest czasochłonne ani drogie, a zabawy naprawdę ogrom. Nie potrzeba specjalnych foremek, można przygotować dzieciom plastikowe kubeczki, talerzyki i sztućce, foremki do piasku, nakrętki od butelek, podłożyć im zwykłe plastikowe podkładki stołowe. Z mojego doświadczenia wynika, że to świetna zabawa i dla dzieci w wieku 2 lat i nawet do tych 5-6 letnich. Latem na świeżym podwórku wystarczy piłka i skakanka, czasem, jak na trzecich urodzinach córki, dobre płuca tatusiów – jednym z prezentów był basenik ogrodowy, tatusiowie najpierw na pełnym „spontanie” go nadmuchali, później nosili dzielnie w dziesięciolitrowych wiaderkach wodę z pierwszego piętra.
A gdzie się podziali rodzice?
Z reguły rodzice są szczęśliwi, że pociechy zjadły i nieźle się bawią, nie sprawiają kłopotów. Czują się też lepiej zaopatrzeni, kiedy gospodarze przygotują cały pakiet pomocy „w razie gdyby dzieci…”: ręczniki papierowe, mokre chusteczki, zapewnienie, że znajdzie się coś w szafie na przebranie, gdyby któreś dziecko się ubrudziło. Dobrze mieć w zasięgu ręki aparat, choć ten z reguły przeszkadza w zabawie.
Przewijam stronę i widzę, że wyszedł z tego całkiem niezły bagaż doświadczeń. A Wy jakie macie pomysły na bale w których większość gości to dzieci?
[…] Marzy Ci się zorganizowanie kinderparty jak z amerykańskich filmów, takie, z którego dzieci wrócą do swoich domów pełne wrażeń i emocji? Zaplanuj dla nich coś więcej niż tylko dobre jedzenie. Niezależnie od tego, czy organizujesz przyjęcie urodzinowe w domu czy właśnie typowy bal karnawałowy, pomyśl, czym zajmiesz grupę kilkulatków przez kilka godzin. Oto propozycje sprawdzone przez mamy. […]