Nauczono nas zaufania do wykwalifikowanych nauczycieli. Wmówiono nam, że tylko wtedy, gdy powierzymy szkole swoje dzieci, zadbamy o ich dobro. Natomiast lęk związany z oddaniem ich pod opiekę obcych osób jest czymś nienormalnym.
W mediach słyszymy, że żłobek ma nauczyć dzieci samodzielności, przedszkole uspołecznić, a szkoła dobrze przygotować do pełnienia funkcji w społeczeństwie. Czyżby wszyscy zapomnieli, że do końca XIX wieku nie było szkolnictwa powszechnego, a socjalizacja i tak następowała?
Ślepe posłuszeństwo to podstawa
Od czego zaczyna się bezcenny dar socjalizacji? Od posłuszeństwa. W przedszkolu maluchy uczą się, że mają się bawić same i jak najrzadziej angażować do zabaw opiekuna. W szkole uczą się stania parami, siedzenia w ławkach i zabierania głosu tylko wtedy, gdy są o to poproszone. Czy nie przypomina to bardziej tresury, niż przygotowania do życia w społeczeństwie?
Korzenie szkolnictwa powszechnego
Pomysłodawcą dzisiejszego modelu szkoły był niemiecki filozof J. G. Fichte. Na początku XIX wieku napisał „Mowę do narodu niemieckiego”, w której wysunął projekt przymusowego szkolnictwa. Jego celem nie była walka z analfabetyzmem. Uważał, że dzieci powinny być odebrane rodzicom i poddane szkoleniu, które przysłuży się wychowaniu posłusznego obywatela. Dzięki niemu będzie on słuchał się władzy, a za najwyższą wartość będzie uznawał pracę dla państwa i oddanie dla niego życia.
Celem wprowadzenia obowiązku szkolnego stało się wychowanie posłusznych żołnierzy na potrzeby armii, posłusznych pracowników na potrzeby kopalni, fabryk i farm, posłusznych urzędników na potrzeby administracji i odbudowy potęgi państwa pruskiego. Pruski system szkolnictwa wprowadzono w 1819 roku, a następnie rozpowszechnił się on po całej Europie.
Uzależnienie i zniewolenie przez system
System pruski proponuje dziecku dezorientację. Lekcje następują jedna po drugiej, najczęściej ani tematycznie ani logicznie nie są ze sobą połączone. W praktyce szkolnej uczniom pokazuje się zdjęcia z życia, wyrwane z kontekstu elementy, których cały wachlarz przyczyn i skutków nie jest znany. Uczy się ich zapamiętywania niepowiązanych ze sobą faktów. A czy rzetelna edukacja nie polega na poszukiwaniu sensów i związków przyczynowo-skutkowych?
Współczesna szkoła nie uczy samodzielnego myślenia. Uczeń jest przyzwyczajany do bezmyślnego odtwarzania wiedzy przekazanej przez nauczyciela. Rozpowszechniony system edukacji uzależnia do tego stopnia, że ludzie opuszczający mury szkoły pozostają niedojrzali emocjonalnie. Nie potrafią samodzielnie podejmować decyzji dotyczących życia i przyszłości. Szukają pomocy u doradców życiowych, wróżek, psychologów i innych nauczycieli życia. Nie potrafią czytać ze zrozumieniem, chcą gotowych interpretacji. Są zagubieni i potrzebują przywódców, którzy rozwiążą ich problemy. Oczekują od państwa, że zadba o ich bezpieczeństwo, przyszłość, zaopiekuje się nimi, da pracę i emeryturę.
Takimi ludźmi łatwo jest rządzić i łatwo manipulować. Dlatego we współczesnym państwie pruski model szkolnictwa sprawdza się doskonale. Wszelkie reformy tego systemu mają na celu sprawić wrażenie, że władza troszczy się o najmłodsze pokolenie.
To rodzice ponoszą odpowiedzialność za swoje dzieci
Jeżeli rodzice uświadomią sobie, że szkoła jest systemem zniewalającym i uzależniającym, to nie mogą oczekiwać, że wychowa nasze dzieci i nauczy je samodzielności. Odpowiedzialność za wychowanie dzieci spoczywa na rodzicach. Nikt nie wymaga od nich, że je wyedukują. Od rodziców wymaga się, żeby wychowali i przygotowali swoje dzieci do życia. Nikt inny ich w tym nie zastąpi, a tym bardziej nie zrobi tego szkoła.
Oddając dzieci do szkoły rodzic musi mieć świadomość, że tylko dom rodzinny daje poczucie bezpieczeństwa i równocześnie stanowi fundament wychowania. Jeżeli rodzice aktywnie wychowują swoje dzieci, to żaden system nie jest w stanie zniszczyć dziecka i zniewolić jego umysłu.
A może reforma edukacji?
Trudno reformować coś, co u podstaw jest złe. Potrzebna jest zmiana mentalności społecznej i wolne pokolenie, które będzie chciało wychowywać kolejne ku wolności. Czy jest to możliwe? Oczywiście, że tak i nie trzeba sięgać do starożytnej Grecji, gdzie dla wolnych ludzi uczenie się było nagrodą, którą wręczali sami sobie. Najlepszym tego przykładem jest fiński system edukacji, uznawany obecnie za jeden z najefektywniejszych na świecie, w którym oceny nie decydują o promocji z klasy do klasy, a uczniowie chodzą do szkoły, bo chcą się uczyć. Tam nauczyciel spełnia rolę mentora, nie wyroczni decydującej o zdaniu do następnej klasy, a jego zawód jest tak prestiżowy, jak zawód lekarza czy prawnika.
Nowa Szkoła, czyli edukacja domowa
Co by nie mówić o naszym państwie i naszych rządzących, to trzeba przyznać, że dali oni rodzicom fantastyczny prezent. Umożliwili rodzicom wychowywanie i edukowanie własnych dzieci, a zarazem poczuć słodki smak wolności. W jaki sposób? Otóż pozwolono rodzicom nie posyłać dzieci do szkoły. W Polsce mogą oni edukować domowo własne dzieci od szkoły podstawowej do ponadgimnazjalnej, realizując obowiązek szkolny w domu!
Photo credit: reed_flickr (www.creativeobjective.com) / Foter.com / CC BY-SA
Znakomity artykuł. Jak jednak wygląda taka edukacja domowa? Czy nie ma obowiązku realizacji narzuconego programu? Czy nie ma obowiązku przystępowania do odgórnie przygotowanych testów sprawdzających (wg narzuconego klucza)?
Więcej o praktyce edukacji domowej w Polsce można przeczytać tu http://wrodzinie.pl/edukacja-domowa-krok-po-kroku/ a takze w wielu innych artykułach publikowanych na naszym portalu na ten temat. Pokrótce mówiąc raz w roku dziecko zdaje egzamin, to natomiast w jakie sposób się uczy zależy już od niego i od rodziców.
Taaa, wypuśćmy dzisiejsze dzieci i młodzież niech się socjalizują sami, dyskutują. Wtedy już nikt nad nimi nie zapanuje. Burdel i cyrk na kółkach będzie tylko. Nauczyciel musi być trochę dyktatorem, żeby ktokolwiek cokolwiek z lekcji wyniósł
Uczmy dzieci w domu, niech się izolują od społeczeństwa.
Bardzo ciekawy artykuł. Potwierdza on to co sądzę o systemie szkolnym. Odpowiadając na pytanie Joanny PureNick – tak, trzeba zdawać coroczne egzaminy przygotowane przez szkołę, do której dzieci są zapisane (bo muszą do jakiejś być zapisane, nawet jeśli realizują obowiązek szkolny poza szkołą). Podstawa programowa to dokument publicznie dostępny na stronie MEN, więc rodzice wiedzą jakie są wymagania.
Co do komentarzy Optymistki i Karoliny to zachęcam do pogłębienia wiedzy o tym czym JEST edukacja domowa (a może być bardzo różna – od „szkoły w domu” do całkowitego unschoolingu), bo wasze opinie bazują na stereotypach i mają niewiele wspólnego z prawdą. A czy wiedza „wyniesiona” pod presją „dyktatora” ma jakąkolwiek wartość i trwałość?