W l. 1886-1894 James Tissot namalował cykl 365 akwarel pt. Życie naszego Pana Jezusa Chrystusa, w ramach którego powstał obraz Crucifixon, seen from the Cross (ok. 1890). Widzimy na nim ludzi na Golgocie, pod krzyżem, jednak Ten Najważniejszy nie został namalowany. Obraz przedstawia to, na co patrzy Ukrzyżowany. Nie widzimy Go – to On widzi nas. Całkiem sporą grupkę świadków Jego śmierci, można naliczyć ponad sześćdziesiąt osób. Najbliżej Jezusa, tuż pod Krzyżem, stoi Jego Matka. Mater dolorosa. Matka Boleściwa. Jej dłonie zdają się dotykać stóp Przybitego do Krzyża. To właśnie stopy Jezusa są jedynym elementem, który łączy Go jeszcze z ziemią. Ten, który w Wielki Czwartek obmywa nogi apostołom, wisi na Krzyżu, a malarz pozwala nam zobaczyć jedynie Jego stopy.
W tym roku podczas liturgii wielkoczwartkowej nie dokonano obmycia nóg. Kościół stał się „Kościołem nieobmytych nóg”. To dramatyczna sytuacja: przecież to stopy łączą nas z ziemią, to nasze nogi brudzą się światem, gdy pielgrzymuje ścieżkami doczesności, szukając drogi do nieba. A jednak istnieje coś, co łączy nas z ziemią jeszcze mocniej – to nasz grzech. Ten grzech, który towarzyszy ludzkości niczym pies. Siedzi tuż obok, na odległość serca, nie opuszcza nas na łódce naszej egzystencji, niczym mops umieszczony na innym obrazie Tissota. Ten największy grzech, którym jest nienawiść. Nienawiść do siebie, do siebie samego – że chciałbym być Kimś, a jestem nikim, że nie potrafię iść w stronę zbawienia, że biegnę nieustannie drogą potępienia. Ta nienawiść do siebie samego przemienia się w nienawiść do Boga, do ludzi, do świata. Żądam unicestwienie wszystkiego, ponieważ nie potrafię kochać Boga. Nie pozwoliłem, aby umył mi nogi…
POWIASTKA O PEWNEJ PARAFII W GÓRACH
Gdy wszyscy, na całym Bożym świecie, od północy do południa i od wschodu do zachodu, myśleli, że w tym roku nie będzie umycia nóg, do proboszcza w Małym Cichym przyszli górale. Więcej, przybyło dwunastu chłopa, jak co roku, ustalić, jak będzie wyglądał obrzęd. A proboszcz – jak to proboszcz – uśmiechnął się ni to radośnie, ni to smutno i rzekł:
– W tym roku nici z nóg obmycia. Watykan zakazał. I kuria krakowska. I dziekan. I nawet moje sumienie mówi, że wychodzić przed szereg nie wypada. Bo COVID 19 i trzeba dmuchać na zimne!
Nastała głęboka cisza. Żadna mucha nie przeleciał. Nikt nie chrząknął. Nie sapnął. Nie jęknął. Nikomu nie przyszło do głowy, by protestować. Jak nie wolno, to nie wolno, trudno! Góralsko Śleboda okazało wyjątkową pokorę. I wszyscy rozeszli się do swoich domów.
Ależ skąd…! Wszyscy rozeszliby się do domu, gdyby nie stary Jontek Chowaniec, który odezwał się w te oto słowa:
– Proboscu, nie obraźta się nom, ale cosik tu nie rozumiem. Co rok godo nom probosc, ze trza nogi obmyć, a tego roku niby nie trza? Jak to jest: pokorno miłość, co się wirusa przestraszo? Oj proboscu, proboscu… Twój poprzednik, ksiądz Janiczko, świeć Panie nad jego dusą, ucył, co to Pokorno Służebnica i Sługa Pański, znacy się Maryja i Pon Jezus, a nom trza się ucyć od Józefa świntego. Modlitwa i praca. Pokora i miłość. I obmywać się w grzechów. Dlatego, jo bardzo Wos proszę, żeby i w tym roku…
Ale nie powiedział nic więcej, bo proboszcz żachnął i zdecydowanym tonem powiedział:
– Będzie obmycie nóg, szykujcie się… Tylko żeby się w kurii nie dowiedzieli!
Leave a Reply