Społeczeństwo

Tolerancja w nadużyciu

Jak pewnie więszość PT Czytelników wie, słowo “tolerancja” pochodzi od łacińskiego “tolerare”, czyli “cierpliwie znosić”. Nic tu nie ma o akceptacji ani o poklasku, jest cierpliwe znoszenie rozmaitych zachowań bliźniego.

Obecnie szermuje się tą nieszczęsną tolerancją w wielu debatach, programach, projektach edukacyjnych i tak dalej. Najczęściej w błędnym znaczeniu – nawet podwójnie błędnym. Już wyjaśniam.

Apeluje się mianowicie jednym tchem o tolerancję dla osób niepełnosprawnych, o innym kolorze skóry, odmiennych upodobaniach seksualnych i przekonaniach religijnych. A mnie to drażni niemożebnie, bo co ja niby mam tolerować – cierpliwie znosić – w człowieku, który urodził się czarny? Jakie to ma znaczenie czy przełożenie na jego zachowanie? Ewentualnie możemy rozmawiać o tolerancji dla odmiennych zachowań czy kodów kulturowych, ale kolor skóry jest cechą, a nie czynem czy decyzją.

Podobnie rażące jest wzywanie do tolerancji wobec niepełnosprawnych – nie do szacunku, wrażliwości, pomocy, tylko do nieplucia pod nogi. To tak, jakby zachęcać do tolerancji wobec kobiet w ciąży.

Co mi przeszkadza, w jaki sposób niby mnie drażni to, że ktoś jest czarny albo jeździ na wózku?

Toleruje się, czyli znosi, określone zachowanie – drażniące, sprzeczne z naszymi przekonaniami, ale pozostające w obrębie wolności danego człowieka.

Inna rzecz – czy właśnie tolerancja to jest prawidłowa postawa chrześcijańska? Szczerze mówiąc, mnie to słowo dokumentnie obrzydło i dzieciom tłumaczę raczej,  co znaczy szacunek i miłość bliźniego. Z ulgą widzę, że rozumieją. Modlą się za ulubionego wujka, żeby przestał być poganinem i żeby zrozumiał, że Bóg jest, ale – jako się rzekło – jest to ulubiony wujek. Z oburzeniem mi opowiadają, że usłyszeli kogoś mówiącego do dziewczynki, którą porzucił ojciec, a jej mama miała wyjść za mąż za kogoś innego: “To i tak nigdy nie będzie twój prawdziwy tata”. Pytają: “Mamo, jak tak można, jak można było jej zrobić taką przykrość, przecież jej i tak jest ciężko!”.

Do starszego pana na elektrycznym wózku inwalidzkim, spotkanego w parku, czterolatek rzekł z podziwem: Ja wiem, że pan ma chore nogi, ale JAKI FAJNY WÓZEK! Pan się roześmiał i rozpogodził.

A sześciolatka umiejętnie streściła całą naszą filozofię w temacie relacji z bliźnimi: Trzeba tak robić, żeby inni przez nas nie płakali.

Da się trafniej?

Photo credit: Andreas-photography / Foter / CC BY-NC

O autorze

Marcelina Metera

Żona, matka pięciorga, familiolog, po godzinach tłumaczy i redaguje, a po kolejnych godzinach działa społecznie (Stowarzyszenie Rodzin im. bł. Mamy Róży - www.mamaroza.pl).

Leave a Reply

%d bloggers like this: