Ostatnio widziałam w Internecie krótki filmik reklamowy, gdzie jakiś podróżnik ze Stanów Zjednoczonych opowiadał o Polsce i Polakach. A na początku podzielił się swoimi wrażeniami z ulic naszych miast. Że widzi się zwykłych ludzi i każdy z nich ma obojętną minę nie zdradzającą żadnych emocji. I nawet tak śmiesznie to parodiował. Rzeczywiście, jak się nad tym głębiej zastanowiłam, to tak jest naprawdę. Każdy mijany osobnik lub osobniczka, czy to na ulicy, czy w komunikacji ma taką jakby nieobecną minę, twarz zamyśloną i obojętną. Oczywiście o ile nie wpatruje się uporczywie w swój smatrfon, co jest już nagminne. Ale taki człowiek z nosem w smartfonie ma minę jeszcze bardziej nieobecną. A teraz w metrze więcej ludzi gapi się w swój telefon niż obserwuje otoczenie. A nie mówię tu o spoglądaniu na innych współpasażerów, bo to już są prawdziwe wyjątki. Jak choćby obserwatorzy podobni do tego wspomnianego na wstępie turysty czy kogoś, kto robi to z jakiegoś innego powodu.
W ogóle ludzkie twarze mnie fascynują. Lubię oglądać rożne ludzkie zgromadzenia pod kątem obserwacji jednostek w tych tłumach.
Weźmy na przykład kibiców. Taki stadion pełen ludzi. Jaka to żywiołowa masa! Ale przecież składająca się z jednostek. A każda jednostka nieco inaczej okazuje radość lub niezadowolenie. Podczas sportowych rozgrywek można obejrzeć chyba najwięcej reakcji skrajnych. Myślę ze czasem te osoby gdyby zobaczyły same siebie to by się nieco zdziwiły na co je stać.
Inne są zgromadzenia marszowe. Tam ludzie wpatrzeni są we wspólny cel i ich miny też to obrazują. Swego czasu obserwowałam wiec na zakończenie jednego z Marszów Niepodległości. Przeważali tam ludzie młodzi i tak mi się samo nasunęło porównanie z młodymi powstańcami warszawskimi. Bardzo mnie to wtedy wzruszyło.
Ale najbardziej lubię różne wydarzenia o charakterze religijnym. Przede wszystkim msze święte. Z Jasnej Góry lub z warszawskiej katedry. Albo – jak niedawno – z Krakowa z Dni Młodzieży lub ostatnio z Lednicy. To są moi bracia i siostry i najbardziej się z nimi utożsamiam. Bo na stadion nie chodzę, w marszach nie uczestniczę. Milczeniem pokryję powody. Ale do kościoła staram się chodzić. Więc patrzę na ten Apel Jasnogórski, na ludzi stłoczonych w kaplicy i wpatrzonych w święty obraz matki Bożej Częstochowskiej i niemal czuję jak tam jest gorąco w tym ścisku. Co więcej – mam wrażenie, że też tam jestem z nimi, bo bywałam wiele razy w Częstochowie i też w tejże kaplicy. Twarze ludzi zgromadzonych są rozmodlone, wpatrzone w jedno miejsce, a oczy wyrażają miłość i błaganie. I te twarze. Jakże różne. Młodzi i starzy. Dzieci i osoby zakonne. I każdy taki inny. A jednocześnie jest jakieś takie wspólne podobieństwo. I to pewnie nazywa się duchowością. Uduchowieniem. Bo ludzie nie są przecież wszyscy za piękni. Ale ten ich duch uwidoczniony w takich momentach na twarzy dodaje im blasku i uroku.
Tak, to są moje siostry i moi bracia. To ich kocham i z nimi się utożsamiam. To z nimi czuję się dobrze. To dla nich się trudzę i o nich mam dbać. Wreszcie to ich mam znosić cierpliwie, nawet jeśli nie zawsze się z nimi zgadzam i nawet jeśli nie zawsze są oni dla mnie dobrzy i przyjaźnie nastawieni.
Leave a Reply