„Twoje dzieci mogą wszystko”, albo wręcz „twoje dzieci cię wykorzystują”. Słyszę takie słowa najczęściej wtedy, gdy spokojnie przyjmuję „nie” wypowiedziane przez któreś z dzieci. W końcu takie „nie” to zniewaga, podważanie rodzicielskiego autorytetu , efekt braku wychowania.
Wprawdzie zdarza się 100% dziecięcej populacji – czyżby dziś nikt nie wychowywał? Wprawdzie nie oznacza, żę wywoła pożądaną rzecz albo , że je czarodziejsko zmienię na „tak”. Właściwie to wiąże się z tym, że delikwenta wysłucham, spróbuję dociec z czego owo „nie” wynika, zastanowię się, co możemy w tej sytuacji zrobić i prawdopodobnie po prostu „przyjmę” je z bogactwem inwentarza – łzami, krzykiem, smutkiem, złością. No, ale sama zgoda, ze dziecko może „nie” wypowiedzieć, to już „wchodzenie na głowę”.
A potem , moje dzieci popołudnia nie spędzają przed komputerem czy TV albo na niezliczonych zajęciach pozalekcyjnych. Biegają po dworze – sami!, a więc prawdopodobnie robią, co chcą, albo są w domu czyli ze mną. To niewątpliwie wiąże się z wykorzystaniem mojego czasu, sił, chęci. A przecież można by je gdzieś wysłać, coś zorganizować, jakoś je dokształcić. A tu takie marnotrawstwo…
Co gorsza, moje dzieci mogą czasem nie iść do przedszkola. Nie wtedy, gdy chore, ale zrobić sobie wolny dzień – w pełni zdrowia , żeby odpocząć. Ustalamy to wcześniej niż pod przedszkolnymi drzwiami. Tym niemniej to na pewno jest wymuszanie, uleganie , albo chociaż jakieś dziwactwo, bo jak mogą nie korzystać z tego źródła dobra wszelakiego? Nie uczyć się?
Hm… A czy one się w ogóle rozwijają w domu? Przecież tylko się bawią. Ano, bawić się moje dzieci lubią najbardziej. Mogą się też wygłupiać, brudzić ( nie powiem, że bez ograniczeń), pytać, gadać, przytulać. Mogą się przytulić zawsze, nawet wtedy, kiedy niekoniecznie mam na to ochotę.
Właśnie „twoje dzieci to mogą wszystko!”
Foto:jamesgoodmanphotography via Foter.com / CC BY-NC-ND
Leave a Reply