Obie kobiety poznałam przez Internet. Malwina opowiadała o tym, jak wielkie znaczenie dla niej miała możliwość pochówku dziecka nienarodzonego, jak ważne jest dla niej, że jej synek ma swój grób. Lidka, trzydziestoletnia mężatka, zagaduje mnie sama – dopytuje, czy w naszej okolicy organizowane są jakieś spotkania dla rodziców po stracie. Niestety, nie mogę jej pomóc, nic nie wiem o takich spotkaniach. Lidka jest jednak innego zdania – uważa, że mogę jej pomóc, opisując jej historię. Próbuję zaprzeczyć, wytłumaczyć, że powstało już pełno artykułów na temat tej najdelikatniejszej straty. Moja rozmówczyni nalega.
-Może masz rację, ale ty napisz o mnie, po prostu o mnie – mówi. Wtedy zaczynam rozumieć, że dramat na płaszczyźnie jednostkowej jest inny, niż w odbiorze statystycznym. Ma konkretną twarz, osobowość. Ma oczy Lidki i jej zaufanie, którym obdarza obcą osobę, żeby po raz kolejny pisała o stracie dzieci nienarodzonych.
Żadnej z nich nie poznałam w świecie realnym i zapewne nigdy nie poznam, a jednak ich historie kojarzą mi się ze szczegółem, z indywidualnym problemem. Mają wartość emocjonalną, a nie statystyczną. Jedno małżeństwo, jedna historia. Ból jest w szczególe, ogół pozostaje wyzuty z sentymentów.
Tak, jakby go w ogóle nie było
-Zachowują się jakby nic się nie stało, jakby nic się nie wydarzyło. Zachowują się tak, jakby mojego syna w ogóle nie było… Utracone dziecko, ukryty ból – opowiada Malwina, która niedawno straciła dziecko w trzydziestym tygodniu życia płodowego.
-Pytają, czy poroniłaś? Okazują ci troskę, czułość, wsparcie?
-Staram się nie zwracać na to uwagi. Wiesz? Tak mi łatwiej. Tłumaczą, że jestem młoda, że będę jeszcze miała dzieci. Wiem, domyślam się, jeśli taka będzie wola Boża, to będę miała dzieci. Ale tego jednego już nie. Moi najbliżsi nie potrafią albo nie chcą tego zrozumieć.
-Może myślą, że w ten sposób mogą cię pocieszyć?
-To nie jest pocieszenie.
Malwina pochowała swojego syna. Jest dla niej ważne, że chłopczyk znalazł miejsce spoczynku. Ten grób to nie tylko symbol – to także dowód, że to dziecko realnie istniało. Nawet, jeśli wszyscy zapomną, ona będzie pamiętać. Jest przecież matką.
-W trzydziestym tygodniu ciąży po prostu przestałam czuć ruchy dziecka. Mąż żartował, że jestem przewrażliwiona, że będę nadopiekuńczą matką. Ale ja po prostu czułam, że coś jest nie tak. Intuicja?
-Poszłaś na USG?
-Tak, od razu do szpitala. Okazało się, że moje dziecko nie żyje. Porodu – wywoływanego przecież – nie pamiętam. Pamiętam pochówek, to jest dla mnie teraz ważne, namacalne świadectwo mojego ukrytego bólu. Mówię o tym kobietom w sytuacji podobnej do mojej. Staram się uzmysłowić im, jak ważne jest to miejsce spoczynku.
Przejść przez to razem
-Skończyło się terapią, ale było o jeden krok do rozwodu – mówi Lidka. – Straciłam pierwsze, wtedy mówiło się o wadach genetycznych. Wiesz, że organizm sam decyduje, które ciąże utrzymać… Straciłam drugie… Po trzecim skierowano nas na badania. Leczymy się. Nie wiem, jaki będzie skutek.
-A twój mąż? – pytam.
-Obwiniał mnie podświadomie. Chcieliśmy mieć dzieci. Byliśmy zdecydowani przyjąć i wychować tyle dzieci, ile On nam ześle.
-Otwartość to czasem też zgoda na stratę…
-Robert, mój mąż, bardzo chciał mieć dzieci, to nas połączyło. Rozumiesz? A potem, już po pierwszej stracie, zaczęliśmy się od siebie oddalać.
-Mężczyźni nie zawsze stają na wysokości zadania.
-Kobiety też. Napisz to, bo to jest ważne. I napisz, że tutaj nie chodzi o „wysokość zadania”, tylko żeby przez to przejść. Razem.
Lidka z mężem zdecydowali się na terapię. W tym trudnym dla nich obojga czasie nie potrafili ze sobą rozmawiać, nie chcieli okazywać sobie emocji. Mimo wszystko przyznali zgodnie, że priorytetem jest ich małżeństwo i że to najpierw o nie trzeba zawalczyć.
-Znam związki, które się rozpadły.
-Przez stratę dziecka?
-Też. Problemy się nawarstwiają, są zamiatane pod dywan, a potem pojawia się silny stres związany z poronieniem i okazuje się, że to przelewa czarę. Różnie bywa. Wyrzuty, krzyki. Jednak myślę, że bardzo wiele małżeństw da się uratować. Naprawić.
-Trzeba ze sobą rozmawiać?
-Tak, to bardzo ważne. Trzeba ze sobą być. Być może to wszystko było nam potrzebne, żebyśmy zrozumieli, że tak łatwo można drugiego człowieka bezpowrotnie stracić.
Nie ma śladów poza emocjami
Podobno można włączyć psychologiczny mechanizm wyparcia. Podobno można sobie poradzić. Podobno można gdzieś się zgłosić, po jakąś pomoc…
Malwina ma grób synka, to jest dla niej ważne. Lidka odzyskuje wsparcie w mężu. Zastanawiam się nad tym, jaki wpływ na statystyki poronień ma opieka zdrowotna i świadomość kobiet w tym zakresie. Kiedy umiera ktoś bliski, ktoś z naszej rodziny, może przyjaciel, może sąsiad – mówi się o stracie i żałobie. Kiedy umiera nienarodzone dziecko, mówi się niewiele.
-I nie ma śladów – puentuje Lidka – nie ma śladów poza emocjami. A tego przecież na zewnątrz nie widać.
Leave a Reply