W życiu rodzinnym warto pamiętać o ważnej prawdzie: Nie istnieje sakrament rodziny, istnieje natomiast sakrament małżeństwa.
Tę prawdę, kiedyś zasłyszaną, przekazuję wszystkim małżonkom, którym wydaje się że najważniejszym, co mają w życiu, są dzieci. Że – odkąd na świecie pojawiło się ich potomstwo – muszą się skupić przede wszystkim na nim, na jego potrzebach, edukacji i wychowaniu. Nic bardziej mylnego. Tak, jak nie bierzemy ślubu z własną matką czy z rodzeństwem, tak nie bierzemy go ze swoimi dziećmi. Tylko jednej osobie przysięgamy miłość, wierność i dożywocie – i jest to nasz mąż lub nasza żona. Tak, jak od rodziców odchodzimy na pewnym etapie życia, tak od nas odejść powinny nasze dzieci. A małżonek pozostanie dopóty, dopóki któreś z nas nie umrze. I dlatego właśnie to o małżeństwo, a nie o potomstwo, powinniśmy dbać w pierwszej kolejności. I dlatego czasami, jako małżeństwo, powinniśmy odpoczywać od swoich dzieci.
Kolejna rada zasłyszana jakiś czas temu dotyczyła tego, jak wiele czasu powinno się spędzać na odpoczynku od dzieci. Porada brzmiała: „Godzina w tygodniu, dzień w miesiącu, tydzień w roku”. Oznacza to tyle, że dbająca o swoje życie intymne para powinna wygospodarować w każdym tygodniu choć jedno popołudnie na wspólne wyjście. Warto zatem oddać dzieci pod opiekę babci, cioci lub niani i wybrać się z żoną czy mężem do kina albo restauracji. To się nazywa randka małżeńska i jest konieczne dla małżeńskiej higieny. Co więcej – miłym wyjściem jest też spędzenie więcej niż godzinki raz na miesiąc. Można się domyślić, że nie jest to bardzo łatwe, ale jednocześnie potrafimy sobie wyobrazić sytuację, w której rodzice zostawiają dzieci pod opieką rano w sobotę, a wracają wieczorem. Albo nawet śpią poza domem i wracają następnego dnia. I trzeci punkt – to urlop we dwoje. Nie w tym rzecz, żeby nie spędzać urlopu z dziećmi. Oczywiście wolny czas spędzony z rodzicami jest dla naszych pociech czymś bardzo ważnym. Zatem oprócz czasu dla całej rodziny warto też wygospodarować trochę czasu tylko dla małżonków. Taki wspólny urlop to doskonały sposób na przypomnienie sobie wczesnych chwil spędzonych razem – narzeczeństwa i wczesnego małżeństwa, kiedy jeszcze nie było dzieci. Wspaniały moment na zacieśnienie więzi i poznanie się jeszcze lepiej. Wreszcie genialny sposób na „naładowanie baterii”, by potem z większą energią powrócić do opieki nad wspólnymi dziećmi.
I oczywiście stwierdzenie „godzina w tygodniu” czy „tydzień w roku” jest stworzone nieco na wyrost, może się wydawać idealistyczne. Rzeczywistość jest taka, że nie w każdym tygodniu da się wyjść z mężem/żoną na randkę i nie każdego roku da się wygospodarować tydzień-dwa na wspólny wyjazd bez dzieci. Mimo tego warto próbować. Raz na dwa tygodnie, raz na trzy lata. Byle nie zaniechać prób bycia razem, we dwoje, nieco częściej niż przez kilka godzin wieczorem, kiedy już nasze dzieci – coraz starsze przecież i coraz później kładące się spać – zdążą zasnąć.
Dlaczego jednak piszę o takim urlopie teraz, kiedy jest zima? Może właśnie dlatego, że warto zaplanować wspólną podróż już teraz, na pół roku przed wakacjami. Warto zastanowić się nad tym dokąd pojedziemy i z kim zostawimy naszych podopiecznych. A i dziś można przecież spojrzeć w kalendarz i wygospodarować popołudniowe wyjście w kolejnym tygodniu.
Chyba tylko mężczyzna może w ten sposób to widzieć. Żeby być tylko z mężem musiałabym zatrudnić opiekunkę, najlepiej karmiącą piersią jak ja. Żeby wyjechać, musiałabym podrzucić dzieci babci (mamie lub teściowej) i cały wyjazd martwić się, co się z nimi dzieje, więc trudno skupić się na relaksie. Zresztą wolę wyjazdy rodzinne. Dlaczego to mężczyzna uważa dzieci za jakieś podrzutki po rodzinie, za przeszkodę w życiu małżeńskim??
Ile lat się karmi dzieci, 10 ? Wiadomo, że chodzi o moment kiedy już się nie karmi, a najczęściej jednak jest to koło 10-14 miesiąca. Wtedy też trzeba wygospodarować czas małżeński i tu się zgodzę z Mateuszem. To nie mężczyzna uważa dzieci za podrzutki tylko raczej kobiety popadają w skrajności – dziecko to dziecko tamto, zdjęcia na fejs, rozmawianie ciągle o dzieciach, z przyjaciółką o dzieciach, z mężem o dzieciach. To nie jest jedyny temat, na który można rozmawiać. A jak ciągle myślisz o tym co może się stać dziecku to polecam jogę.
Co do jogi, to mówię zdecydowane nie.
Natomiast punkt widzenia, akurat w tym przypadku, nie zależy od punktu siedzenia. Nikt nie mówi, że miesieczne bądź półroczne dziecko trzeba podrzucić babci na tydzień. Warto zacząć od wyjaścia na spacer z mężem, na godzinkę. Nie wszystko kręci się wokół dzieci. Jeśli tak jest to należy się zstanowić czy przypadkiem coś nie powinno ulec zmianie. Bo dziecko, owszem, jest bardzo ważne, ale relacja z mężem musi stać na pierwszym miejscu.
Co do troski o dziecko… hmmm,.. idąc tropem, że nie zostawię, bo będę się zastanawiać czy wszystko ok, to nie powinnismy oddawać dzieci do przedszkola, żłobka… bo żadna matka nie mogłaby pracować… bo ciagle myslałaby co sie dzieje z maluchem…
Pan Mateusz nie pisze w artykule o podrzutkach. I nie deprecjonuje czasu spędzonego z rodziną, ani nie napisał nigdzie, że dzieci są przeszkodą. Tylko żeby wszystko miało ręce i nogi, to trzeba przede wszystkim zadbać o małżeństwo. Jesłi na tym polu wszystko będzie ok, to i w relacji z dziećmi – również.
A co joga to dzieło szatana ? Szanujmy się – nie popieram zabobonów. Joga oczyszcza ciało i umysł z toksyn, dodatkowo jak ktoś nie może ćwiczyć z hantlami lub wszelkie ćwiczenia typu kardio to zostaje tylko joga. Jeśli Ci to przeszkadza ze względu na religię to sądzę, że masz problem ale to Twój problem na szczęście, a nie mój. Nikogo nie zmusimy do robienia czegoś czego nie chce robić czy to ze względu na to brak świadomości czy wiarę.