Wiara

Walka duchowa

Mam takie odczucie jakby ktoś podał mi rękę ponad wiekami. A tym kimś jest dzisiejszy patron, św. Benedykt z Nursji. Także Patron Europy. Delikatnie napomknę tylko, że od jakiegoś czasu, a konkretnie od pół roku, próbuję się pozbierać (po raz który to już?…) i różnie mi z tym idzie. Staram się. Lecz jeśli chodzi o efekty, to bardzo z tym kiepsko. Ale ho! Ho! Już nie w takich opałach (czyli dołach) bywałam, więc to dla mnie normalka żeby się podnosić. Trzeba tylko czasu. I pomocnej dłoni. To nie musi być dosłownie „dłoń”. Ale jakiś impuls. Tym razem padło na św. Benedykta.

Najpierw umiejscowię go Państwu w czasie i przestrzeni. Otóż urodził się on około roku 480 w Nursji (to 100 km od Rzymu), a zmarł na Monte Cassino, w Campanii, około roku 557. W tym burzliwym czasie Cesarstwo Rzymskie było atakowane przez najeźdźców ze Wschodu. I tak dalej… I właśnie w tymże czasie św. Benedykt przekazuje swojej wspólnocie na Monte Cassino sztukę życia i mądrość miłowania, a za specyficzną cechę monastycyzmu, idąc za przykładem Ojców Kościoła i św. Kasjana, uznaje walkę duchową. I właśnie o to mi chodzi. Bo nasze życie, w tym nasze nawet najbardziej szlachetne czyny i najgłębsze pragnienia są zaciemnione skłonnością do wzięcia swego losu w swoje ręce – zgodnie z trzema pobudkami: pragnieniem przyjemności i pieniędzy, poszukiwaniem zaszczytów i pogonią za władzą. U mnie już te mechanizmy właściwie nie działają, może za wyjątkiem – nie bójmy się prawdy – pragnienia przyjemności. Otóż walka duchowa nie polega na zabiciu pragnień stanowiących motor naszego życia, ale na innym ich ukierunkowaniu. Bo patologia tkwi w woli odwrócenie się od Boga, uznania że jest On niepotrzebny, ze jest się samowystarczalnym, że przezwycięży się skończoność i śmierć poprzez posiadanie rzeczy i zawłaszczenie świata. Przy czym nasz stan posiadania nigdy nie jest zadowalający, nigdy nie mamy dość.

O tym wszystkim przypomniałam sobie, studiując uważnie niewielką, 50-stronicowa książeczkę „Walka duchowa według świętego Benedykta” napisaną przez Ojca Bernarda Ducruet, wydaną 7 lat temu. Czekała aż tyle czasu, abym po nią sięgnęła.  A może nawet nie? Bo są w niej podkreślone ołówkiem pewne fragmenty, i któż by to zrobił, jak nie ja… A może  dopiero teraz stała się szczególnie potrzebna. Opisane są w niej wszelkie aspekty związane z walką duchową: jej natura, miejsce, zasady walki. Praktycznie najważniejsze są dla mnie środki walki duchowej, bo to już sama praktyka. Czyli jak są praktykować. Podstawowe środki walki duchowej są następujące: modlitwa, Kościół, działalność charytatywna, kontemplacja, droga zakonna.

No cóż, jest w czym wybierać. A właściwie – jest czym wypełnić życie. I po prawdzie trochę się zaniedbałam w każdej z tych dziedzin. Stąd to odczucie że znów trzeba coś zmieniać. A właściwie przyjrzeć się sobie, w czym się najbardziej opuściłam. Powtórzmy jeszcze raz – modlitwa, kościół, działalność charytatywna, kontemplacja. A droga zakonna? Mnie to nie dotyczy, ale chyba tylko pozornie. Bo praktycznie żyję jak  w pustelni, jak na pustyni jakiś eremita. A szczególnie teraz, latem,  gdy – powtarzając za Kazikiem – „nasi podopieczni wyjechali na wakacje”. Ale my jednak jesteśmy grzeczni.

Ilustracja: pixabay

O autorze

Elżbieta Nowak

Z wykształcenia budowlaniec, pedagog, dziennikarz. Z zamiłowania – felietonista. Obecnie na emeryturze, lecz wciąż aktywna zawodowo – ma felietony w Polskim Radiu i w prasie katolickiej, prowadzi rubrykę korespondencyjną w „Niedzieli” (jako „Aleksandra”), udziela się w parafii. Jej strona autorska to Kochane Życie - www.elzbietanowak.pl

Leave a Reply

%d bloggers like this: