Środa Popielcowa. Mimo zabiegania znajdujesz czas nie tylko, żeby pójść na mszę z posypaniem popiołem, ale też na osobistą modlitwę. W końcu zaczyna się Wielki Post. Naprawdę myślisz, że się za siebie weźmiesz, bo przecież to wyjątkowy – święty – czas. Chcesz, całym sercem chcesz dobrze go przeżyć. Robisz postanowienia, które mają ci w tym pomóc.
A już w pierwszą, drugą albo i trzecią niedzielę Wielkiego Postu dochodzisz do wniosku, że ci nie wyszło. No, nie udało się. Bo nie dajesz rady bez słodyczy – potem cały dzień snujesz się w okolicach lodówki i na niczym nie możesz się skupić, tylko myślisz o jedzeniu, do tego w pracy szef miał imieniny, tortem częstował, głupio było nie zjeść. Dopadła cię paskudna infekcja – i najzwyczajniej w świecie nie miałeś siły wstać wcześniej rano, żeby się dłużej pomodlić. W piątek trzeba było coś pilnie załatwić, a w niedzielę teściowie zaprosili was na kawę i nie wypadało odmówić, więc nie poszliście ani na drogę krzyżową, ani na gorzkie żale. Twoje nawyki okazały się silniejsze, niż sądziłaś – i jednak zajrzałaś na Facebooka, tak odruchowo, i przeglądałaś go pół godziny. Jakiś kierowca pierdoła zarysował ci tylny zderzak i jeszcze twierdził, że to twoja wina, bo krzywo zaparkowałeś – no i jak miałeś się, kur…, nie zirytować?! Tak, postanowiłaś nie narzekać, że tyle musisz robić w domu, że ty też jesteś zmęczona, że czasem masz po prostu dość zakupów, sprzątania, prania…, ale naprawdę miałaś zły dzień, na dodatek dzieci znów cię wkurzyły – i wszystko to z siebie wyrzuciłaś.
W parafii ogłaszają, że będą rekolekcje. Więc idziesz. Z nadzieją, że jeszcze coś ważnego się w tobie w tym Wielkim Poście wydarzy. Że coś cię naprawdę dotknie. Poruszy. I owszem, porusza – natrętna myśl, i to już po pierwszej nauce rekolekcyjnej: „Skąd oni biorą tych rekolekcjonistów…?!”. Poza tym od poniedziałku do środy nauki rekolekcyjne są w takich godzinach, że nie zdołasz pogodzić tego z pracą. Albo trudno ci się skupić na rekolekcjach, kiedy biegniesz na nie po pracy, a do tego wiesz, że po powrocie do domu czeka na ciebie jeszcze milion spraw. Tak czy inaczej, nawet jeśli idziesz na kolejne nauki, to już nie bardzo wierzysz, że okażą się dla ciebie owocne.
I co teraz? Odpuścić w ogóle? Wielki Post zmarnowany? Daj spokój! Kiedy w pierwszy piątek Wielkiego Postu nie umiałam wytrzymać bez słodyczy, na Facebooku, na którego nie umiałam nie zajrzeć, trafiłam na słowa ks. Krzysztofa Freitaga SAC: „W Wielkim Poście chodzi o twoją relację z Jezusem. Więc nawet żryj cukierki. Ale gadaj z Jezusem”. A potem przez przypadek trafiłam na naukę rekolekcyjną o. Mirosława Pilśniaka OP (tym razem nie zastanawiałam się, skąd on się wziął), który powiedział, że wielki Post jest po to, żeby w Wielkanoc wybuchnąć radością. A kiedy wybucha się radością? Wtedy, kiedy zdajesz sobie sprawę, że potrzebujesz Boga. Boga, który dla ciebie umarł i zmartwychwstał.
W takiej optyce porażki to bardzo dobre doświadczenie. Bo nagle widzisz, że jak byś się za siebie nie brał, czego byś nie postanawiał, jak bardzo byś nie chciał, to nie dajesz rady. Nie dajesz rady sam. Więc potrzebujesz Boga. Który cię doskonale zna. I wcale nie jest zaskoczony, że ci nie wyszło. Przyszedł właśnie po to, żeby całą twoją słabość, całą twoją niezdolność, całe twoje umęczenie (samym sobą też) wziąć na siebie. Co więcej, umarłby za ciebie nawet wtedy, gdybyś dotrzymał wszystkich swoich wielkopostnych postanowień, a najgorsze rekolekcje jakimś cudem przeżył owocnie. Bo jakkolwiek się będziesz starał, cokolwiek zrobisz, nie jesteś w stanie zasłużyć na zbawienie. Ono jest z łaski, nie z dobrych uczynków. Jest hojnym prezentem, a nie zasłużoną nagrodą.
To znaczy, że nie warto podejmować żadnych postanowień? Nie warto pościć, więcej się modlić (w tym chodzić na drogę krzyżową czy gorzkie żale), dawać jałmużny? Ani odprawiać rekolekcji? Niekoniecznie. Chodzi tylko o to, żeby przyjąć do wiadomości, głęboko uświadomić sobie, że to środki, a nie cel.
Więc jeśli dziś ci nie wyszło z jakimś postanowieniem, to jutro spróbuj jeszcze raz. Albo zmień postanowienie, bo może chciałeś od razu za dużo. Albo postanawiaj tylko na dziś, a jutro postanowisz od nowa. Albo nawet odpuść postanowienia. Tylko miej odwagę przyznać, że dajesz radę tylko tyle albo nie dajesz rady wcale. I „gadaj z Jezusem”. Ba!, jak dajesz radę ze wszystkim, to też „gadaj z Jezusem”. Żeby to, co ci się udaje albo nie udaje, przybliżało cię do Niego. Pozwalało ci odkrywać łaskę zbawienia.
A rekolekcje? Nie, zbawienie nie zależy od rekolekcji wielkopostnych, i to w parafii. Więc nie musisz na nie chodzić. Ale jeśli chcesz, chodź – i znów szukaj takich treści, które będą dobrym wielkopostnym środkiem do osiągnięcia wielkanocnego celu. Rekolekcjonista w parafii ci w tym nie pomaga? To może sprawdź w innym kościele. Albo kup książkę czy audiobooka z konferencjami rekolekcyjnymi na taki temat, który jest ci bliski czy który cię pociąga. I sam zdecyduj, kiedy najlepiej poczytać czy posłuchać, żeby móc się choć trochę skupić. Albo tylko posiedź trochę w ciszy i zobacz, co ci tak naprawdę w duszy gra.
A może pozwól, żeby Pan Bóg sam był Twoim rekolekcjonistą? Po prostu bądź uważny i poczekaj. Przyglądaj się z otwartością i zaciekawieniem Bożemu prowadzeniu. Ja sama zwykle nie daję rady z rekolekcjami w parafii (odpadam po pierwszej nauce). Czasem szukam w książkach religijnych albo słucham rekolekcyjnego audiobooka. Ale dotąd wiele razy po Wielkim Poście niespodziewanie zdawałam sobie sprawę, że w tym czasie Pan Bóg sam przeprowadził mnie przez „rekolekcje”: dał mi takie doświadczenia, które pokazały mi coś ważnego (o mnie, o życiu, o Bogu) i – co najważniejsze – przybliżyły mnie do Niego. Znów mocniej poczułam, że On działa w moim życiu (i działa z miłością – dla mojego dobra). Że Go potrzebuję. I że dzięki Niemu dzieją się moje małe „zmartwychwstania” i dzieje się Zmartwychwstanie we mnie.
Tak więc jedyne, o co warto się starać w Wielkim Poście, to być bliżej Jezusa. Albo pozwolić Mu się do nas zbliżyć. Przez post, modlitwę, jałmużnę, postanowienia, rekolekcje, przez to wszystko razem czy bez tego. Żeby w Wielkanoc nastąpił w nas wielki wybuch. Wybuch radości, że Zmartwychwstanie staje się wciąż na nowo naszym udziałem.
Miliardy lat temu Wielki Wybuch rozpoczął dzieje wszechświata. Co było wcześniej – nie wiadomo. Najważniejsze, że Wielki Wybuch się wydarzył. Więc bez względu na to, co nam się w Wielkim Poście udaje i co się nie udaje, co robimy i czego nie robimy, niech wszystko prowadzi do tego, żeby w Wielkanoc nastąpił w nas Wielki Wybuch. Wybuch radości ze Zmartwychwstania. Z tego, że dzieje się i zaczyna znów na nowo nasza historia zbawienia.
Photo by Will van Wingerden on Unsplash
Bardzo dobry tekst, poruszający ważny problem. Ale razi mnie cytat z księdza, ten język „żryj”, „gadaj z Jezusem”. Więcej szacunku do sacrum. A może już jestem za stara i taki język do mnie nie trafia?
Ks. Krzysztof Freitag jest duszpasterzem akademickim – pracuje z młodymi ludźmi. Może stąd takie określenia? Dość dosadne, to prawda, ale… młodzież często używa dosadnych określeń. I pewnie to do nich trafia. Czasem trzeba mocniej „uderzyć”, żeby „wstrząsnąć”?
Nie wydaje mi się, żeby do młodych, zwłaszcza studentów, trzeba było mówić takim językiem.To na pewno nimi nie wstrząśnie, bo do tego są przyzwyczajeni. Dla wielu z nich teraz wszystko jest „mega” albo „xd”. Ale to nie znaczy, że trzeba się do tego dostosowywać i np. w takim stylu prowadzić rekolekcje (byłam na takich, okropność). Piszę to jako nauczycielka jęz. polskiego w liceum i mama m. in. dwójki licealistów. Pozdrawiam!