To już sporo dni temu, ale pierwszy raz miałem okazję sprawować Mszę św. w tym dniu w Ameryce. Tej południowej – ale okazuje się, że to dotyczy także tej północnej.
Poproszony o pomoc przez miejscową parafię, odprawiłem Mszę św. w dużej kaplicy (Msza św., a po niej godzinna adoracja Najświętszego Sakramentu).
Nawet jeśli wielkim problemem nie było odprawienie po hiszpańsku (i odczytanie tłumaczenia na hiszpański swojej homilii), to problemem było to, że w Amerykach nie posypuje się głów popiołem w Środę Popielcową. W ogóle. Dlaczego? Bo zamiast tego robi się znak na czole popiołem zmieszanym z wodą. I ludzie tak chodzą przez cały dzień, jeśli byli rano na Mszy św.
Było to dużym przeżyciem dla mnie – widzieć wszystkie czoła naznaczone czarnymi krzyżami. A potem kiedy po nabożeństwie jeszcze długo spowiadałem, ktoś ciągle podjeżdżał pod kaplicę (czasem całe rodziny z dziećmi) z prośbą o ten znak na rozpoczęcie Wielkiego Postu.
Tak sobie pomyślałem, jakby się ten znak przyjął u nas? Czy bilibyśmy gotowi chodzić przez cały dzień tak oznaczeni? Jak miło musi być Panu Jezusowi, ze znak Jego miłości do nas nosimy tak dumnie na naszych czołach. Że to, co bylo znakiem odrzucenia, pogardy dla człowieka i pragnieniem zadania mu maksymalnego bólu, Pan Jezus tak przecudownie przemienił swoją miłością do nas, że możemy go z dumą nosić – jesteśmy Jego, a On jest nasz. Jego dziećmi, Jego wybranymi, Jego ukochanymi, a On jest naszym Zbawicielem, Odkupicielem, Pokojem i najdroższym Bratem.
Leave a Reply