Na świecie jest takie mnóstwo słów,
ale żadne nie jest bez znaczenia.
1 Kor 14, 10
Słowo wbite jak żądło rani dotkliwiej niż wymierzony cios. Rozlewa się niczym jad po całym organizmie i zatruwa psychikę, nie pozwalając zapomnieć o bólu, który spowodowało. Rzucamy je bezmyślnie nie myśląc o konsekwencjach, jakie za sobą pociągną, albo celowo kierujemy jak broń wysokiego rażenia, z satysfakcją zacierając ręce jak komuś „dokopaliśmy”.
Rany zadane słowem goją się o wiele dłużej i trudniej niż te fizyczne. Ciało przyjmie, zapłacze i wygoi. Pozostanie blizna, ale czas złagodzi pamięć o krzywdzie. Słowo, które ugodzi, pozostaje w świadomości latami. Jest jak złośliwa komórka nowotworowa. Rozrasta się i niszczy człowieka od środka, krusząc poczucie własnej wartości, zatruwając życie i potęgując lęk, który rodzi się wraz ze słownym atakiem. Ostre i krzykliwe, upokarzające, wbite w najsłabszy punkt, piekące i jak jad, powodujące „opuchliznę” całego ciała. I opuchliznę serca.
Słowa mają moc. Potrafią uskrzydlić, wesprzeć, pocieszyć i podnieść po upadku; potrafią dodać sił, przywrócić nadzieję i umocnić, popychając do działania. Ale jest w nich także ta ciemna strona, destrukcyjna, obnażająca człowieka z godności, nie pozostawiająca nawet skrawka wiary we własne możliwości, zrodzona z ludzkiej obłudy i zepsutej natury człowieka dającego sobie prawo do oceniania innych i do zadawania słownych ciosów.
Żadne słowo nie jest bez znaczenia. Żadne nie znika w niebycie. Zarówno dobre, jak i złe słowa krążą i unoszą się nad nami, i wcześniej czy później wracają, przyklejając się jak brud. Te złe są niczym tłusta plama, którą trudno wywabić, i po której zawsze zostaje ślad. Te dobre rozjaśniają od środka i przemieniają zarówno tego, do kogo są skierowane, jak i osobę, która je wypowiada ze szczerości serca.
W naszą ludzką naturę wpisane jest żądło ze skapującym jadem. Lubimy wydawać nieprzemyślane osądy, uważając się za kogoś lepszego od innych.
Wypisujemy tyle bzdur na portalach społecznościowych i dorzucamy kamień tam, gdzie inni zaczynają kamieniować, a z taką trudnością przychodzi nam wydobyć z siebie bezinteresowną serdeczność i wsparcie. Umiemy świetnie „hejtować” i krytykować, ale szczerze pochwalić już nie potrafimy. Staliśmy się społeczeństwem żądaniowym, wiele oczekując, a tak mało dając od siebie. Wydaje się nam, że mamy monopol na mądrość, i że tylko nasza racja jest tą właściwą. Wytykamy szczegółowo błędy innych, samych siebie uważając za nieskazitelnych. Lubimy pouczać i „nawracać” na dobrą drogę, ale zupełnie nie potrafimy słuchać tak, aby usłyszeć i zrozumieć. Odmienność drugiego człowieka budzi w nas niezrozumienie, zaufanie często mylimy z naiwnością, a lęk przed nowym i nieznanym zazwyczaj wzbudza postawę zamknięcia.
Wielokrotnie w naszej codzienności wysunięte profilaktycznie żądło trafia w tych, których drogi w jakiś sposób krzyżują się z naszymi. Żądlimy, zanim pomyślimy czy naprawdę powinniśmy. Ranimy, nie myśląc o konsekwencjach, jakie pozostawia po sobie jedno słowo nasączone jadem.
Pszczoła może użądlić tylko raz, my robimy to nieustannie. Sprawiamy ból bez zastanowienia. Niszczymy, zamiast budować, i pielęgnujemy w sobie zawiść, bo jest wygodniejsza niż współodczuwanie czy poszukiwanie zrozumienia. Dobre słowo kosztuje wysiłek, złe- uwolnione, wypada jakby tylko czekało na okazję. Rani szybko i dotkliwie, a ból zostaje na długo, czasami latami siedzi w człowieku, wracając echem wtedy, gdy zaczyna zapominać.
Pamiętaj, że żadne słowo nie jest bez znaczenia. Każde ma moc, z którą wcześniej czy później do nas powróci. I to dobre, i to złe.
„Często jedno dobre słowo, szepnięte komuś we właściwym czasie, potrafi zdziałać cuda”
O tym też pamiętaj. I używaj tych dobrych, budujących słów, słów mostów częściej niż żądła pamiętając, że jad zatruwa od środka przede wszystkim tego, który żądli, i że zawsze zostawia po sobie ślad.
Obraz analogicus z Pixabay
Leave a Reply