Bóg nas oczekuje, czeka, aż pokażemy mu ten maleńki prześwit by mógł w nas działać swoim przebaczeniem, swoją łaską.
Skąd się biorą niektóre cechy w człowieku. Mnie trudno przychodzi odmawianie. Oczywiście w zakresie rzeczy pozytywnych. Nie wymawiam się brakiem czasu, tylko go naginam do potrzeb. Tak układam swoje sprawy żeby się dostosować do konkretnego człowieka. I nie jest to nawet uciążliwe, ale jakby wprost przeciwnie. Na przykład wpisuję się do grafiku nowenny różańcowej pod koniec zapisów, żeby uzupełnić to co ludzie nie mogli wypełnić. Umawiając się z kimś proszę o podanie daty i ewentualnie odrobinę ją koryguję jeśli już całkiem koliduje z moimi terminami.
Znam pewien autorytet w swoim otoczeniu, i chyba to on tak na mnie działa. Bo zawsze jest dyspozycyjny gdy jest gdzieś potrzebny.
Tacy ludzie lubią żyć w cieniu. Nie imponuje im gdy stawiają ich na świeczniku. Czują się wtedy zażenowani i jakby zawstydzeni. Dlaczego ktoś ich wyróżnia, skoro nie robią – w ich mniemaniu – nic wielkiego. Ot, jakiś ksiądz zdążył z Sakramentami w ostatniej chwili, przed Panem Bogiem – jak mawiają. Ale tylko sobie pomyślmy – może w ten sposób uratował komuś życie wieczne. Jakaś bezimienna, cicha modlitwa w tramwaju za ustąpienie miejsca może skierowała tego człowieka przypadkowo do kościoła i tak zaczął swoją odnowę. Jakoś szczególnie wierzę w takie anonimowe intencje. Może dlatego że po kilku – dotarły potem do mnie pewne jakby niewytłumaczalne zmiany na lepsze.
Parę lat temu wiele szumu wywołały doniesienia o Matce Teresie z Kalkuty. I o jej wątpliwościach w wierze. Głośne dyskusje, w ogóle powątpiewanie w autentyczność wiary – to woda na młyn przeciwników duchowości. A przecież zdarza się to i maluczkim, nawet gdy są odpowiednio ukształtowani, gdy nagle to światło z góry zaczyna przygasać, mrozi zamiast ogrzewać, słowa się nie kleją i uciekają gdzieś na boki. Tak, bywają takie momenty w życiu każdego człowieka. Gdy próbuje się modlić, i nie może się pozbierać. Słowa uciekają, myśli odchodzą, i już nie czujemy że jesteśmy kochani ale że lód przenika nasze serca. Czasem wystarczy wymawiać imię Boga, w takich momentach Komunia Święta zastępuje wszystkie modlitwy. Albo chociaż popatrzeć na święty obrazek lub przytulic go do siebie.
W ostatnio wydanej książce pt. „Miłosierdzie to imię Boga” Papież Franciszek rozmawia z Andreą Torniellim. Jest w niej taki fragment – w streszczeniu:
Bohater książki pt. „Ale i oni otrzymali po denarze” – ks. Gaston – musi wyspowiadać pewnego niemieckiego żołnierza skazanego na śmierć przez francuskich partyzantów. Ksiądz wyjaśnił mu, że aby uzyskać przebaczenie i odpuszczenie grzechów, musi za nie żałować. Żołnierz wyznaje swoją słabość do kobiet i liczne przygody miłosne. „Jak mam żałować – mówi żołnierz. – To było coś co mi się podobało, i teraz zrobiłbym też to samo”. Wówczas ksiądz w obliczu rychłej śmierci penitenta wpada na genialny pomysł i pyta: „Ale czy żałujesz, że nie żałujesz?”, a młodzieniec spontanicznie odpowiada: „Tak, żałuję że nie żałuję.”. I to staje się maleńką szczeliną, która pozwala miłosiernemu księdzu udzielić rozgrzeszenia.
I potem fragment komentarza papieża Franciszka: „Bóg nas oczekuje, czeka, aż pokażemy mu ten maleńki prześwit by mógł w nas działać swoim przebaczeniem, swoją łaską”.
Foto: pixabay
Leave a Reply