Gdybym zatrudniła w domu sprzątaczkę, kucharkę, nianię i taksówkarza, to wykonywane przez nich czynności byłyby nazywane PRACĄ. Natomiast kiedy wszystko to wykonuję sama, nazywa się to „siedzeniem w domu”.
Mija kolejny rok, kiedy „siedzę w domu z dziećmi”. W sumie to może mało jest siedzenia, a więcej biegania za niesfornym dwulatkiem, prania, gotowania, przekładania sterty zabawek, wożenia na zajęcia. Czyszczenia zamalowanego farbami stolika, wytrzepywania bucików z piasku, odplamiania ubranek z zupek marchewkowych, czyszczenia plasteliny z dywanu, całowania zdartych kolanek i tulenia dzieciaczków… Śpiewania piosenek, czytania książek, wspólnego malowania, pieczenia ciasteczek i robienia jeszcze mnóstwa cudownych rzeczy! Wszystkie mamy wiedzą o czym mówię. Wam też pewnie zdarzyło się jedną ręką mieszać zupę, drugą trzymać telefon komórkowy, nogą bujać fotelik z niemowlaczkiem i jeszcze w międzyczasie rozsądzać spór starszego rodzeństwa o zabawkę. Wielofunkcyjność to sprawność, którą nabywa każda kobieta, która zostaje matką.
Uśmiecham się do swoich wyobrażeń o urlopie macierzyńskim, kiedy to planowałam, co będę mogła wówczas zrobić. Rzeczywistość jednak zaskakuje kobietę wraz z narodzinami dziecka. Maluszka trzeba przyjąć takim, jakim on jest, wraz z kolkami, nieprzespanymi nocami, oczywiście z wielką i stare rosnącą miłością. Rodzi się nie tylko dziecko, rodzi się również nowa kobieta – matka.
Gdybym miała podsumować, to przez te kilka lat siedzenia z dziećmi w domu nauczyłam się więcej niż przez czas studiów i przez czas kilkuletniego doświadczenia zawodowego. Co więcej, widzę, że gdybym miała okazję powrotu do pracy, patrzyłabym inaczej, bardziej odpowiedzialnie na wykonywaną przeze mnie pracę zawodową. Macierzyństwo nauczyło mnie zorganizowania, radzenia sobie w trudnych, nieoczekiwanych i stresujących sytuacjach, ustalania priorytetów, oddzielania spraw najważniejszych od tych, które mogą jeszcze poczekać. Otworzyło we mnie również kreatywność i niebywałą odwagę. Gdybym teraz wracała do pracy – byłabym dużo lepszym pracownikiem. Dobrze to sobie uświadomić i wypunktować przed ewentualną rozmową kwalifikacyjną. Żal mi, że tyle kobiet myśli o sobie w złych kategoriach kiedy mówią, że nie realizują się zawodowo, że są TYLKO w domu z dziećmi…
Do wykonywanego zawodu przygotowujemy się przez wiele lat, uczymy się, studiujemy, odbywamy praktyki. Co więcej wykonywanie pracy zawodowej ma swój prestiż, jest się docenionym, uznawanym, prócz satysfakcji finansowej, jest wiele czynników, które sprawiają, że możemy być zadowoleni z wykonywanej pracy. Dlaczego macierzyństwo jest w dzisiejszym świecie tak zdeprecjonowane? Dlaczego nie myślimy o sobie dumnie jako o żonach i mamach? Tyle razy słyszałam głosy młodych dziewcząt, że one nie chcą być TYLKO matkami… Tyle słyszy się rozmów młodych matek niemowlaków, że one boją się zasiedzenia w domu, boją się o utratę pracy i swojej „kariery”… Nie uważam, że kobieta nie powinna się realizować zawodowo, ale chciałabym, byśmy myśleli o macierzyństwie z dumą i patrzyli z podziwem na Matki, by społeczeństwo zaczęło doceniać tą cichą, często niewidoczną pracę kobiet.
Gdybym zatrudniła w domu sprzątaczkę, kucharkę, nianię i taksówkarza, to wykonywane przez nich czynności byłyby nazywane PRACĄ. Natomiast kiedy wszystko to wykonuję sama, nazywa się to „siedzeniem w domu”, a o takich kobietach jak ja mawia się „kura domowa”. Mimo, że uważam, że dużo lepiej wykonuję swoje zadania, bo czynię je z miłością i dla swoich bliskich… Niektórzy zaczynają już patrzeć na mnie z politowaniem i zastanawiać się do czego było mi potrzebne wykształcenie wyższe… Co więcej, czując tą społeczną presję „powrotu do pracy” sama zaczynam mieć coraz więcej wątpliwości.
Tymczasem ja wcale nie czuję, żebym musiała do pracy WRACAĆ, szczerze mówiąc dopiero po narodzinach najstarszego doświadczyłam czym jest PRACA i od razu doceniłam swoją mamę i jej „siedzenie z nami w domu”. Zdarza mi się też słyszeć od młodych matek, które kontynuują pracę zawodową, że one w pracy „odpoczywają” i w końcu mają czas na wypicie w spokoju kawy. Skoro takie głosy się słyszy to czy rzeczywiście będąc z dziećmi w domu na urlopie macierzyńskim bądź wychowawczym jest się na urlopie? Może powinno się zmienić nazwę oraz myślenie o tym czasie spędzanym z dziećmi?
Niedawno trochę dla rozrywki, a także dla podniesienia swoich kompetencji i ze względu na swoje zainteresowania podjęłam studia podyplomowe. Mój mąż jest tak wspaniałomyślny, że postanowił spełnić i sfinansować mój kaprys, a nawet widzi w tym jakiś sens, że mogę zrobić COŚ dla siebie i się rozwijać. Obecnie jestem w trakcie odbywania kilkudniowych praktyk, moimi dziećmi zajmują się dziadkowie. Doświadczam teraz namiastki pracy zawodowej i jest mi z tym bardzo dobrze. Myślę o pracy zawodowej w samych superlatywach. Wspominam swoją pracę, którą bardzo kochałam i która dawała mi poczucie spełnienia, realizacji.
Z drugiej jednak strony zdaję sobie sprawę, że gdybym obecnie wróciła do pracy, miałabym wielkie poczucie straty, żałowałabym, że opiekę nad moimi małymi dziećmi przekazuję komuś innemu, że to nie ja jestem towarzyszką zabaw, radości i smutków, że to nie ja tulę, pocieszam, że to nie ja patrzę na pierwsze kroki, słucham pierwszych wyrazów, pokazuje świat… Chciałabym się realizować jako pracownik, a także jako żona i mama, wszędzie być na 100%, a w rezultacie nie byłoby to możliwe… Z czegoś musiałabym rezygnować, ciągle wybierać, inaczej poukładać swoje priorytety.
Chciałabym mieć wszystko naraz: męża, dzieci, pracę zawodową i przede wszystkim czas na łączenie tych wszystkich aktywności. Tymczasem nie można mieć wszystkiego, trzeba wybierać między tym co ważne i co ważniejsze. Trzeba planować, przewidywać i niektóre aktywności przedkładać nad inne. Warto też pamiętać maksymę z Księgi Koheleta:Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (Koh 3, 1). Rozpoznaję, że teraz jest mój czas bycia z małymi dziećmi w domu, że to one najbardziej mnie potrzebują, a także ja bardzo ich potrzebuję, bo chcę się stawać dla nich coraz lepszą mamą, dzięki temu rozwijam się w swoim człowieczeństwie.
Jednocześnie tęsknię za pracą zawodową, ale wiem, że będę mogła do niej wrócić za jakiś czas. Przecież moje kompetencje i kwalifikacje nie stracą na ważności. Co więcej – cały czas się rozwijam i kiedy będę mogła znów podjąć pracę zawodową, będę jeszcze lepiej przygotowaną do tego osobą, nabędę nowych umiejętności. Teraz chciałabym jak najpełniej cieszyć się tym czasem, który został mi darowany, niepowtarzalnym czasem i darem macierzyństwa!
Photo credit: The U.S. National Archives via Foter.com / No known copyright restrictions
Urodziłam synka w 33 tc. Najpierw słyszałam , że wykorzystuje ciążę żeby iść na zwolnienie i ze robie „zła renomę „wszystkim kobietą bo poszłam na zwolnienie w 5 miesiącu ciąży (a urodziłam w 7) …ja porostu nie chciałam wszystkim opowiadać o moich problemach zdrowotnych. Potem, będąc na macierzyńskim, usłyszałam ze siedząc w domu to się w ogóle nie rozwijam , bo co ja robię tylko Małym się opiekuje -to tylko zawierało w sobie jeżdżenie po lekarzach , rehabilitacja i szukanie informacji w necie -bo dostawałam dużo sprzecznych info od lekarzy. …Potem gdy sytuacja się uspokoiłam tez patrzyli na mnie dziwnie gdy mówiłam ze to ze zostałam z synkiem dluzej (zostałam zwolniona z pracy) to jest dla mnie super czas i gdybym mogła (finanse)to bym z nim „siedziala” do 3 roku życia. ….teraz Mały ma 2 lata a ja już od 1,5 miesiąca pracuje….praca jest ok. A synek zostaje z babcią. .ale i tak wolałabym jakieś inne rozwiązanie. .np. praca na pół etatu – ale takiej w moim zawodzie nie znalazłam.
Ta, na pewno po latach siedzenia w domu i doświadczeniu zawodowym zero, ktoś cię zatrudni
Nie rozumiem jak można zredukować siebie do pracy w domu i pisania bzdur na portlach katoszariatu, obraz kobiety chyba ze średniowiecza, inkubator jedynie, niestety kobiet, które nie zeszły jeszcze z drzewa jest sporo, kilometry drogi i wieki czasu zanim coś się zmieni, chociaż pogląd będę rodzić dopóki nie rozerwie mi macicy na dobre, całe szczęście rzadki, bo trzeba mieć niezle popier… W głowie!
Jak mniemam, drzewo i ciągłe do niego przywiązanie, dotyczy pani osoby, bo brak kultury wypowiedzi o tym świadczy
Jest mnóstwo innych portali, na których można wylewać swoje żale. Proponuję je odwiedzić, a stąd zniknąć, bo po co ma Pani się frustrować i jeszcze, nie daj Boże, dostać zawału. A już na bank nikt nie chce, żeby Pani rozerwało macicę. W zwiazku z tym, chcąc ochronić Pani zdrowie, zarówno psychiczne jak i fizyczne, polecam zaprzestać odwiedzać ten portal.