Co się z nami dzieje?
Niedawno przeczytałam na portalu, który w nazwie odnosi się do rzeczywistości anielskiej wpis kobiety pogrążonej w rozpaczy po zdradzie męża. Kobieta opisując sytuację podała kilka faktów ze swego życia… jest młoda, trzy miesiące po ślubie, z mężem są od czasu studiów, wyjechała z mamą na krótki urlop, po powrocie odkrywa zdradę męża… Rozpacz, ucieczka z domu (dopiero co wspólnie urządzonego z taką radością), wypłakanie się w hotelowym pokoju, szukanie ratunku w Internecie i wpis na łamach wyżej wymienionego portalu…
Sytuacja nie tak rzadko spotykana. Jednak czy znalazła tam ratunek? Przeglądając komentarze co i rusz widziałam teksty typu: Zostaw go! Odejdź! Nie zostawiaj domu, jest także Twój. Zdradzi kolejny raz… wszystko legło w gruzach… itd., itp.
Czy były to rady potrzebne tej młodej zagubionej i zranionej kobiecie? Moim zdaniem nie. Z drżeniem serca odpowiedziałam jej w taki sposób:
A wierzysz w Boga, czy anioły to tylko chwyt reklamowy? Jeśli wierzysz, i zawołasz o pomoc, całe Niebo stanie do walki o Wasze małżeństwo. Walcz. Na ziemi się walczy, słodka kraina, gdzie się rozkoszuje widokiem zaprojektowanej przez siebie łazienki, to Raj. Ale do niego jest wąska i trudna droga. Jeśli zostawisz męża, będziesz po prostu tchórzem, który na froncie wojny zostawił kumpla. Dasz radę. To tylko z zewnątrz wygląda tak strasznie. Wiem coś o tym… 20 lat na froncie. I niech Wam Bóg błogosławi, tak jak obiecał na Waszym ślubie, ale jeśli się nie będziecie ubiegać o błogosławieństwo, to cóż… Wasz wybór. Ale się potem nie dziwcie…
Odzew był błyskawiczny, dlaczego nazwałam ją tchórzem, że może to jej wina? Zrozumiałam, że ludzie boją się tego tematu, a atak, to podobno najlepsza forma obrony… czy na pewno? Czy ta biedna żona atakując męża, na pewno będzie czuła się lepiej? Czy po konfrontacji nie wolałaby czuć się kochaną i potrzebną, niż zwycięską i triumfującą?
Chyba Duch Święty podpowiadał mi komentarz w odpowiedzi na zarzuty, bo odpisałam w ten sposób:
Jeśli się spojrzy na sytuację nie szukając winnych, tylko potrzebujących pomocy, sprawa wygląda trochę inaczej. Trzeba się skupić na tym, że małżeństwo jest atakowane przez siły złego. W tym przypadku znalazło słaby punkt u męża, żona tym razem ocalała, ale jeśli go zostawi, to stchórzy. Ona teraz jest po to, żeby ratować małżeństwo. Dokładnie taka sama strategia dotyczy odwrotnej sytuacji, kiedy żona zostanie trafiona w słaby punkt. Mąż wtedy walczy. Tak już jest. A przynajmniej powinno być, jeśli się wierzy w Boga i to co się dzieje w świecie niewidzialnym, ale jakże prawdziwym, bo w przeciwnym razie małżeństwo równie dobrze można by było zawierać w teatrze.
Co się z nami dzieje? Dlaczego dajemy sobie rady, które nie mobilizują do walki, do stawiania czoła przeciwnościom? Poklepywanie się po plecach z tekstem: „nie przejmuj się, ja mam gorzej”, nie pomaga. Tu trzeba podać rękę, podnieść i iść razem tyle czasu, dopóki mięśnie potrzebującej osoby nie nabiorą sił. Tak Anioły uczą się latać…
Leave a Reply